[dropcap]M[/dropcap]ija właśnie 1,5 roku od kiedy jeżdżę na Cipollinim RB1000. Przygodę z szosą zacząłem jakieś 5 lat temu i od tamtego czasu, średnio co roku zmieniam sprzęt na trochę wyższą półkę. Myślę, że mogę obiektywnie napisać 3 słowa o tym, jaki wpływ ma zmiana roweru na komfort jazdy oraz prędkość z jaką się przemieszczamy i gdzie jest jakiś sensowny limit… o ile w ogóle jest.
Pierwsza szosa – rower za ~2000
Gdy przesiadłem się z amortyzowanego Cube’a na Gianta SCR4 na Sorze, jedną z najtańszych szosówek w tamtych czasach, doznałem szoku. Ten rower sam jeździł, przerzutki zmieniały się podobnie do Shimano XT, które miałem w kilkukrotnie droższym MTB, a serwisu chyba nigdy nie widział. Serwisu, który odwiedziałem mniej-więcej co 2.-3. start w błotnej Mazovii. Pewnego dnia odkryłem, że nie pamiętam kiedy ostatnio siedziałem na góralu. Nowy rower dawał mi wszystko czego potrzebowałem. Nie przeszedłem na nim bikefittingu, rozmiar był ze dwa numery za mały, a mimo to całkiem spokojnie dało się na nim robić trasy powyżej 100km, co zdawało się być dość poważnym wynikiem w tamtych czasach. To, że biegi nie zmieniają się tak szybko jak powinny, że klamki są miękkie jak kaczuszka, a waga jest ze 3kg. za wysoka, zobaczyłem dopiero cofając się do tego sprzętu po użytkowaniu kolejnych. Tu pierwszy ważny wniosek: o ile zmiana na lepszy nie zawsze jest wyraźnie odczuwalna, to cofnięcie się w kolarskim rozwoju sprzętowym bywa szokiem.
Szosa za ~4000zł i pierwsze wyścigi
Czemu zmieniłem rower? Bo nowy, wypatrzony na allegro był piękny. Po raz pierwszy w historii zdecydowałem się też na używany. Niebieski Cannondale, cienki jak wydmuszka, o wadze, która nawet dzisiaj jest całkiem niezła, robił wrażenie. Widelec Slice Sl ze swoimi 311 gramami wciąż pozostaje w światowej czołówce. Motyw amerykańskiego orła oraz napis „Handmade in USA” sprawiały, że po raz pierwszy rower przestał być tylko bezduszną maszyną. Koła Mavic Ksyrium SL dały mi możliwość poczucia czym są awarie „wylajtowanego” sprzętu oraz zaprzyjaźnienia się z wieloma lokalnymi sklepami w poszukiwaniu nowych szprych. W zasadzie, gdyby nie to, że coraz ciężej było dostać części do 9-rzędowego Dura Ace’a jeździłbym na nim do dzisiaj… No powiedzmy, bo wpływ na to mogło też mieć znalezienie instrukcji, w której wyraźnie zaznaczone było, że nie nadaje się on do długiego, intensywnego użytkowania i po dwóch startowych sezonach, zaleca się zmianę ramy. Jako, że przeszłości roweru nie znałem, pretekst do wymiany był doskonały. Do turystyki czy nawet amatorskich zawodów rower ten zdawał się jednak być idealny.
Rower za fafnaście tysięcy – bo fajny
W tym miejscu dochodzimy do momentu, w którym według mnie, jako amatora, nie ma już logicznego uzasadnienia dla dalszych zakupów. Decydując się na średniej klasy węglową lub dobrą aluminiową ramę, przyzwoite koła w stylu Fulcrum 3 lub 5 i osprzęt na poziomie 105/Chorus/Force osiągamy optimum (*nie dotyczy osprzętu elektrycznego i tarczówek, które według mnie stały są game changerem). Myślę, że nowy rower, w podobnej konfiguracji, będzie kosztował około 5000-8000zł, a używany 3500-5000zł. Można oczywiście dokonać pewnych cięć budżetowych, które jeszcze trochę tę cenę obniżą. Po co więc kupować droższy? Nie wiem, uzasadnić tego nie umiem. Wiem jednak, że większość z nich, spoglądając na nas ze sklepowej półki, mówi: „musisz mnie mieć”. Wilier Cento Uno na Super Recordzie był właśnie czymś takim. Czy osprzęt jest lepszy od połowę tańszego Chorusa? Nie wiem, ja nie widzę żadnej różnicy. Jest trochę lżejszy i ma inny napis. Myślę, że porównując działanie tych dwóch grup, porównuje się tak naprawdę umiejętności regulacyjne Twojego serwisu. Odczuwalną zmianę robi dopiero zmiana na elektrykę. No i najważniejsze: kaseta klasy Chorus kosztuje 450zł, a SR który według strony internetowej Campagnolo jest zdecydowanie mniej trwały…. 1375zł :)
Sky is the limit
Byłem pewien, że na Wilierze będę jeździł do czasu, gdy carbon przestanie być fajny. Szczególnie biorąc pod uwagę wieloletnią gwarancję na ramę. Tak się nie stało. Na Allegro pojawił się mój rower-marzenie: Cipollini RB1000. Osprzęt podobny do poprzedniego (w zasadzie w tamtych czasach lepszego już nie było), tylko bardziej zajechany, bo używany. Nie przeszkodziło mu to jednak kosztować więcej. Pojawia się tu najważniejsze pytanie dzisiejszego wpisu: jakie zmiany daje przejście z roweru bardzo drogiego na droższy (na przykładzie RB1000)?
1. Pozycja jest mniej wygodna – rowery dla zawodowców są skrojone dla zawodowców. Niska główka ramy z czasem zamienia nas w prawdziwych joginów i ludzi-gumki. (upartemu nie przeszkadza to oczywiście w pokonywaniu tras powyżej 600km )
2. Osprzęt z najwyższej półki sprawia, że prawdopodobnie częściej będziemy odwiedzać serwis i zostawimy w nim więcej pieniędzy. To nie jest tak, że droższe = mniej awaryjne. W tym przypadku droższe = lżejsze
3. Stożki na szytkach. Bo wyglądają lepiej, tak po prostu. Wydają też fajniejszy odgłos podczas jazdy. Zamiast zapasowej dętki i pompki wozimy ze sobą uszczelniacz typu Vittoria Pit Stop, który albo zadziała… albo odnowimy relacje społeczne z osobami, które mają w danym momencie dostęp do auta. Traktuję to jako plus, bo inaczej wielu osób prawdopodobnie nigdy bym już latem nie spotkał. Dodatkowo, „kto hamuje nie wygrywa”, więc carbonowe obręcze zamiast hamować – spowalniają… chyba, że pada deszcz – wtedy ograniczają się do wydawania odgłosów hamowania.
*tu chyba dokonałem drobnego przekłamania na potrzeby wpisu, bo można też kupić bardzo drogie koło na oponki.
4. To niesamowite uczucie, że gdy wjeżdżamy na bruk lub uderzamy w dziurę, wypadają nam z kieszonek setki monet.
5. Naukę języków obcych: Gdy po raz pierwszy urwałem klamkomanetkę SR na wyścigu w Rybniku były dwie możliwości. Zamówić za 300zł z Wertykala i czekać minimum miesiąc lub kupić bezpośrednio w jednym z belgijskich sklepów połowę drożej i mieć następnego dnia. Gdy urwałem przypadkiem drugą w niewyjaśniony do dzisiaj sposób, nowa klamka przyjechała już momentalnie z Belgii :)
6. Zakumplujesz się z lokalnym serwisem. Niektóre elementy zostały zbudowane tak, że jako mechaniczny inwalida, za Chiny tego nie naprawię sam. Dodatkowo, nie zawsze chce się człowiekowi samemu bawić w szukanie części. Dzięki temu pojawia się pretekst do odwiedzin w sklepie raz w tygodniu z pytaniem: „Siema, są już moje szprychy do Bory czy być za tydzień… i dwa… i trzy?”
7. Stwierdzenie, że rower jest sztywny byłoby nie na miejscu. Jadąc po dziurach czuję się jak Azja Tuhajbejowicz w ostatnich minutach swojego życia. Jest jak Sztywny Pal Azji w latach swojej świetności. Sytuację ratuje tylko ćwierć kilogramowe siedzisko, dzięki któremu rower wygląda jak Mini należący do Jasia Fasoli z fotelem na dachu.
8. Często da się słyszeć moje ulubione zdanie: „Ty, patrz, koleś ma Cipollini, a jeździ jak dupa. Po co mu to skoro i tak nie wygrywa” ;-)
9. Powiedziałbym, że unikatowość, ale już na drugiej przejażdżce po Warszawie spotkałem na słynnej pętli pod Gassami drugiego RB1000. Pech i szczęście jednocześnie.
No i wyszedł mi tak zwany „wpis bez puenty”. Nie umiem napisać po co kupować drogi rower. Podejrzewam, że na carbonowym ROSE z mixem Tiagry i 105 jeździłbym minimalnie wolniej, a wyścigów nie wygrywał tak samo jak teraz. Całe to poszukiwanie logiki i usprawiedliwień traci jednak sens zawsze, gdy wchodzę do pokoju z rowerami albo odpalam sobie zdjęcia. Piękne rowery są piękne i niepowtarzalne.
Koniec końców, najważniejsze jest jednak, aby nie kupować rowerów, na które nas nie stać. Nawet najlepszy rower będzie jeździł jak stara, żółto-czerwona śmierć MZK, jeśli zabraknie nam funduszy na jego serwis. Nie ma też nic smutniejszego niż słyszeć: „pojechałbym z Wami, ale szkoda mi roweru”.
WItaj,
Gdyby nie ten artykuł nie wiedział bym, że istnieje taka marka rowerów jak CIPOLLINI. Z drugiej strony autor z pewnością musi mieć zasobny portfel ;) Pozdrawiam i życzę bezpiecznej jazdy,
Cóż, nie każdy musi być fanem kolarstwa.Niektórzy są fanami telenowel, np. M jak miłość…
Gdy przesiadłem się do Subaru Imprezy miałem takie same odczucia. Ale już podczas jazdy bardziej dynamicznej oraz na torze nie zamienił bym na inny model. Cipolini jest piękny i wzbudza emocje nawet jak stoi. Taki rower stawia wyzwanie użytkownikowi, którego kręci sportowa jazda i udział w wyścigach. Mysle źe powinno się kupować sprzęt ambitny, gdyż on prowokuje do rozwoju i jazda na nim stanowi część naszego stylu bycia. Ja mam rower Storck aernario platinum na Campagniollo i kołach Bora. Ale nie kręcą mnie przedmioty, lecz emocje które zapewniają, a te powodują że che się osiągać sukcesy nie tylko w sporcie ale i życiu. GRATULUJE pięknego roweru i zapraszam na treningi IC w Krakowie w każdą środę. Antoni.
Bardzo ciekawy artykuł postaram się do niego ustosunkować dzieląc się moimi przezyciami.
Moja przygoda z rowerem zaczęła się bardzo pózno bo w wieku 51lat (obecnie mam 56 )
Zacząłem od kupna roweru crosowego niemieckiej firmy Dynamics Sonic Sl.Rower bardzo fajny jezdzę nim do dnia dzisiejszego.
Fajny napęd 3×9 shimano pozwala na jazde ze sporą prędkoscią jesli oczywiscie noga podaje.Początki byly trudne odległosci nie wielkie i raczej jazda po szosie.Po roku jazdy w 2012r wystartowalem nim w Ultramaratonie im Olka Czapnika po wyspie Wolin na dystansie Mega 170km i zająłem 3 miejsce w kat M5i no i połknąłem bakcyla.
W 2013 roku odkupiłem nowiutkiego Spezializeda Roubaix SL2 na nowej Sorze 9 od kolegi ktory nabył go w Szwecji ale ze nie przypadł mu do gustu odsprzedał mi go.Ja nie znający reali nigdy nie jezdziłem szosą nie zwróciłem uwagi na bardzo wazne detale takie jak rozmiar ramy 56 (za duzy dla mnie (mam 174cm ) bo rower w porownaniu z moim crosem wydawal się mały.Waga przy carbonowej ramie grubo ponad 9kg. Uczyłem się jazdy na nim przez pierwszy tysiąc km i szło mi calkiem dobrze.Dopiero w 2015 r kolega zwrócił mi uwage ze się męcze jezdząc nim bo jest dla mnie za duzy.Wtedy tez zacząłem myslec o zmianie sprzętu.Oglądałem rózne oferty,czytalem tez opinie i styczniu tego roku dotarlem do oferty z rowerem Spezialized S-Works Tarmac SL4 bardzo mało uzywanego.Po pertraktacjach cenowych nabyłem to cudo. Tyle tylko ze rower był skrojony pod poprzedniego użytkownika który miał strasznie silną nogę (niestety zginął On w wypadku samochodowym,rower odkupiłem od jego małżonki)Napęd to Sram Red 10 kaseta 11-25T korby S-Worksa 53/39 !!! Rower na kołach Reynolds na oponke,rozmiar ramy 54 waga wraz z pedałami 6,5kg…. Wszysko fajnie tylko jak to napędzić przy tych przełozeniach !!!!
Przebieg roweru według oceny niezaleznych serwisntów Spezialized ok 2tys km.
I moja pierwsza jazda Tym Spezem-Maskra!!! Całkiem inne działanie napedu Srama niz Shimano pozycja na rowerze ( w porównaniu ze Spezem Roubaix) to tak jakby zasiąść za kierownicą niby sportowego BMW M3 a Ferrari 458.Mordęga,katorga i przyzwyczajanie się do nowego sprzętu.
Po 2tyg pęknięta szprycha w przednim kole (podwójnie cieniowana) i wysylka koła do jedynego serwisu Reynoldsa w Polsce do Lublina.
Tam bardzo fachowo naprawiono koło (cena dobra szybki czas ) moj nieprofesjonalizm spowodował ze nie wyslalem razem tylniego kola w ktorym po nastepnym tygodniu podla szprycha i znowu wysylka a tym razem ponad 2tyg oczekiwania bo do wymiany bylo pare szprych ktore szły ze Szwajcari.
Mieszkam nad morzem gdzie nie ma za wiele wzniesien no jest pare podjazdow ktore bez problemu pokonywalem poprzednim rowerem.Ktoregos dnia na początku jazd S-Worksem po jedną z takich góreg zwyczajnie zabraklo mi przełozenia i myslałem ze bede rower musiał podprowadzac.
Byl to marzec noga jeszcze słaba a przełozenia bardzo twarde.
Dzisiaj po przejechaniu ok 3tys km idzie mi coraz lepiej nauczyłem się jazdy tym rowerem a i noga podaje śmiem twierdzic ze jazda S-Worksem to czysta przyjemność jego lekkość dynamika,szybkość są warte jego ceny a zupelnie nie ma porównania ze Spezem Roubaix.
W zeszły roku ledwo pare razy udało mi sie i to na stosunkowo krotkim dystansie osiągnąć srednią prędkość 30km/h dzis na dystansi 100km i większym zdarza się 33 jak i 34km/h co jak na mnie 56 letniego amatora uwazam za dobry wynik.
Pozdrawiam Serdecznie
Riko
P.s- sprzęt ma znaczenie a niestety jakość musi mieć swoją cenę :)
Pierwsza moja jazda
Super artykuł, bo niby wszyscy to wiedzą a i tak dążą do zmian sprzętowych. Ja pierwsza kolarkę na aluminiowej ramie i Sorze złożyłem sam i też wydawało mi się, jako jeżdżącemu dotychczas tylko na MTB, że to istne Ferrari. Niestety, a może stety, kolega dał mi się przejechać rowerem czasowym za ileś tam dziesiąt tysięcy należącym do grupy kolarskiej i wówczas zrozumiałem, że osiągnięcie na płaskim 40 km/h i utrzymanie tej prędkości przez 30 km nawet dla ambitnego amatora jest więcej niż prostsze, przy wszystkich wadach jakimi jest mega sztywność, embrionalna pozycja i stres co będzie ze sprzętem jak się wysypię. Niemniej, podobnie jak autor artykułu, dążyłem do zmiany, ale bez przesadyzmu. Kupiłem nowego Ridleya Noah na pełnej Ultegrze 6800, zmieniłem w nim kierę na Cinelli 10×40 Ram 2 i jeszcze tylko koła alu Fulcrum Racing Quattro na oponce zmienię na karbonowe na szytce. Dalej nie zamierzam inwestować, bo rower spełnia wszelkie moje wymagania a i pościgać się na nim można rewelacyjnie. Zatem warto się wykosztować, ale gdzieś poszukać logiki, bo z roweru kupionego za naście tysięcy w „sekundę”, jeżeli fundusze pozwalają, można zrobić bike warty średniej klasy samochód. Tylko po co? Pozdrawiam wszystkich, Paweł
Hej. Kolega juz chyba zapomnial ze juz nie ma czegosc takiego jak placisz wiecej bo za jakosc, teraz jest placisz wiecej za komfort i bajery. Troche sie zmienila polityka wszyskich fabryk ktore cos produkuja. Stare czasy minely znam to z autopsji bo mialem okazje pracowac w kilku fabrykach wue wiem jaka jest polityka jakosci. Dlaczego kupujesz coraz drozsze, ja znam odpowiedz bo lubisz, koniec kropka.
Eee tam, masz Cipollini po to zeby na nim jeździć. Szybciej czy wolniej, to bez znaczenia :) ważne ze jeździsz ! Znam gościa, który ma, zeby mieć i raz na miesiąc zabrylowac na mieście :)