Muszę Wam się do czegoś przyznać. Robię to z lekkim bólem, patrząc na tytuł bloga, ale niestety: czerwcowy Karkonoszman oraz lipcowy Enea Bydgoszcz Triathlon były wydarzeniami, na które czekałem w tym roku najbardziej. To pierwszy rok, w którym nie wrzucam po raz kolejny z rzędu relacji z tych samych wyścigów szosowych: Jarnej Klasiki, Pętli Beskidzkiej, Tatry Tour, ŻTC, CykloGdyni itp. Trochę mi się już przejadły. Mimo że kolarstwo jest znacznie bardziej nieprzewidywalne niż triathlon, oglądanie po raz kolejny tych samych miejsc, ściganie się z tymi samymi osobami i powtarzanie schematów straciło trochę uroku.

Bo i owszem, mimo że każdy wyścig potrafi potoczyć się zupełnie inaczej i czasem na 200-kilometrowym wyścigu w Tatrach jestem już całkowicie zarzygany na 10. kilometrze, a czasami jestem jeszcze świeżakiem 80 kilometrów dalej, triathlon jest dla mnie czymś zupełnie nowym i nieodkrytym, a myśl o pierwszych startach budziła emocje podobne do pierwszych wyścigów na szosie i pierwszych Mazovii MTB.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon traktuję jako debiut. Triathlon Karkonoski był morderczo ciężki, ale nie miał wiele wspólnego z klasycznymi wyścigami na dystansach wyrażanych jako ułamki Ironman. Triathlon IT był również nieco specyficzny, a dla mnie przecież skończył się zaraz po pływaniu. Czemu Bydgoszcz? Bo zaprosił mnie organizator. Bo praktycznie cały trinternet (nauczyłem się od współstartujących, że jako triathlonista muszę wszędzie wciskać przedrostek ‘tri’) zgodnie twierdzi, że nie dość, że są to najlepiej zorganizowane zawody w kraju, to jeszcze jest to najlepszy wybór dla początkujących. Czemu dystans 1/2? Ze swoimi brakami logistycznymi, januszostwem w strefach zmian i niewielkiej liczbie godzin, które spędziłem poza swoim progiem mocy, uznałem, że ten będzie najprzyjemniejszy oraz najmniej stresujący. Gdzieś w podświadomości obawiałem się również, że Bydgoszcz będzie o wiele trudniejsza niż Karkonosze – szybkość jest dla mnie trudniejsza niż wytrzymałość.

 

Do Bydgoszczy jechałem podekscytowany startem. To wspaniałe uczucie. Cieszyłem się na popływanie, pojeżdżenie nowym rowerem i pobieganie.

 

 

Szacun dla pana MKONa za najlepszy stand jaki widziałem.

 

 

Do Bydgoszczy mamy blisko, jakieś 3 godziny samochodem z centrum Warszawy. Chyba że jest piątek i wyjeżdżamy ze stolicy, albo niedziela i wracamy do niej – wtedy bardziej 5 do 6. Na miejsce dojeżdżamy więc koło 20, zgarniamy pakiet startowy, opróżniamy okoliczne food trucki (może i czeka się długo, a jedzenie jest takie sobie, ale przynajmniej wszystko jest drogie), zwiedzamy expo sportowe i ruszamy w miasto.

 

 

 

Szok I – Bydgoszcz jest ładna

 

 

Miastem, które nas gościło był Bydgoszcz

Premier Ewa Kopacz o wycieczce rady ministrów.

 

Pierwszy spacer po mieście powoduje u nas lekki dyskomfort i nieoczekiwany niepokój. Jest jakoś pusto, cicho, ładnie – samochodów nie ma, ludzie się nie tłoczą, mimo piątkowego wieczoru panuje jakaś sielanka. Nonsensopedia podaje, iż Bydgoszcz jest nazywana Wenecją Północy, Polskim Amsterdamem lub Małym (Wschodnim) Berlinem (Biorąc pod uwagę fakt, że Wenecja, ta we Włoszech, jest nazywana Bydgoszczą Południa, Amsterdam: Holenderską Bydgoszczą, a Berlin: Dużą Bydgoszczą). Ja się z tym zgadzam. Czuję się trochę jak w miejscowości, która jest sprawnym połączeniem Słupska, Manchesteru oraz czegoś większego (dowolnego, z tramwajami i lekką patologią, o której za chwilę).

 

Bydgoszcz
Bydgoszcz
Bydgoszcz

 

Uroku dodaje tutaj rzeka – Brda, która wije się przez całe miasto, a kawałek dalej łączy się z Wisłą. Brdę możecie kojarzyć z naszych wypadów na Kaszuby, na przykład Kaszebe Rundy. Gdzieś niedaleko naszego hotelu rozdwaja się na chwilę, tworząc Wyspę Młyńską, która w akompaniamencie opery oraz knajpek nadbrzeżnych tworzy bardzo przyjemny klimat. Tego dnia na bezcelowym spacerze wpada nam z 15 000 kroków.

 

Bo jeżeli zamieszkam w Toruniu, będzie problem z Bydgoszczem. Jeżeli zamieszkam w Bydgoszczu, to kogoś obrażę w Toruniu

Jan Antony Vincent-Rostowski

 

Nie wiem, czy istnieje jakikolwiek powód, dla którego mielibyśmy się udać spontanicznie do Bydgoszczy, ale dzięki takiej promocji, jaką robią imprezy sportowe, po raz kolejny przypominamy sobie, że Polska również może być bardzo ładna. Jeśli sport ma na celu promocję zdrowego trybu życia oraz miejsc, w których wydarzenia się rozgrywają, robi to dobrze.

 

 

 

Szok II – Focus Hotel Premium Pod Orłem

Jeśli chociaż trochę śledzicie jakiekolwiek imprezy triathlonowe wiecie, że znalezienie noclegu na pół roku przed imprezą, graniczy często z cudem. My szukamy na tydzień przed – czemu? Nie wiem, może po prostu boję się długoterminowych planów. Booking nie pozostawia nam pola do popisu, na drugi weekend lipca zostaje nam kilka miejsc. Ograniczając wybór do tych, z których da się dotrzeć zarówno do biura zawodów jak i na start z buta, zostaje ich bardzo mało. Wybór pada na czterogwiazdkowy hotel: Focus Hotel Premium Pod Orłem. Powiedzmy sobie szczerze: czy coś, co ma w nazwie premium może być złe? ;-) Przecież skąd ludzie mogliby wiedzie, że coś jest premium, jeśli nie jest napisane, że jest premium. To jak z tymi wszystkimi sklepami z dużymi napisami Luxury i torebkami z nadrukowanym wielkim nazwiskiem projektanta.

 

“Focus Premium Pod Orłem jest zabytkowym 4-gwiazdkowym obiektem, usytuowanym w ścisłym centrum Bydgoszczy. Stanowi architektoniczną ikonę miasta – doskonałe połączenie zabytkowej bydgoskiej secesji z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi. Funkcjonuje nieprzerwanie od 120 lat”

 

Czemu jestem niemiły? Od wybieranego przeze mnie hotelu oczekuję 2 rzeczy: wygodnie się wyspać i mieć blisko na start. O ile w tym drugim kryterium oszukać ciężko, to jeśli chodzi o wyspanie się mamy trochę problem. Może to kwestia braku klimy i jakiegokolwiek ruchu powietrza, gdy na dworze jest nieprzyzwoicie ciepło. Może to ten zaduch lub kurz. A może po prostu okna wystawione na lokalną mordownię, z której przez pół nocy dolatują przyśpiewki z obraźliwymi zwrotami, wyzwiska i odgłos rozbijanego szkła. Na pocieszenie pozostają nam wielkie rzeźby, złote ornamenty, ogromne drzwi i generalnie klimat z miniaturowej atrapy hotelu w Vegas.

 

Focus Hotel Premium Pod Orłem
Focus Hotel Premium Pod Orłem
Focus Hotel Premium Pod Orłem
Focus Hotel Premium Pod Orłem

 

Chyba pierwszy raz w historii bloga absolutnie nie polecam miejsca, w którym spaliśmy. Dobrze, że lokalizacja nieco to rekompensowała (no i sprawny internet). Przed startem dostałem na maila Race Booka (a potem także w biurze – drukowanego), liczył 56 stron. Nie pamiętam kiedy ostatnio tyle przeczytałem na raz (żart… albo nie). Zawierał on wszystko: od harmonogramu, przez trasy, po listę fizycznych rzeczy, o których powinienem pamiętać – proste i genialne. Dwukrotne przeczytanie sprawiło, że praktycznie nie trzeba używać internetu, by szukać odpowiedzi na swoje pytania.

W sobotni wieczór odbyła się także odprawa, na której informacje te zostały przekazane słownie. Po niej z kolei był czas na indywidualne pytania do organizatorów (szacun), aby lud, który czytać nie lubi, a słuchać nie może, bo akurat rozmawiał ze znajomymi, zapytał o rzeczy, które były wyjaśnione dwukrotnie (true story). Generalnie komunikacja i stosunek organizatorów do zawodników to coś, z czym według mnie równać się w kolarskim świecie może chyba tylko Tatra Road Race (i pokrewne).

 

 

Enea Bydgoszcz Triathlon: organizacja

 

Nie przepadam za imprezami, w których ciężko się do czegoś przyczepić (żart). Mówię to z jednej strony jako nowicjusz, więc nie mam porównania, ale z drugiej strony, jako nowicjusz – wiem bardzo niewiele i tłumaczyć mi trzeba wszystko jak w przedszkolu. W Enea Bydgoszcz Triathlon organizator poprowadził mnie w zasadzie od momentu wypełnienia formularza rejestracyjnego, aż do przekroczenia mety… a w zasadzie nawet dalej – aż do momentu, gdy jestem czysty, najedzony i chyba szczęśliwy.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Mógłbym pisać tu peany, opowiadać jak odbiór pakietu startowego na prawdopodobnie największej imprezie triathlonowej w kraju zajął mi może z minutę albo dwie i jak bardzo czułem, że cały czas ktoś się mną opiekuje, ale nie ma to sensu. Uwierzcie mi, że z punktu widzenia startującego, nie wiem, co mogłoby zostać zrobione lepiej (ale może to dlatego, że się nie znam). Bydgoszcz Triathlon mogę z czystym sumieniem polecić na start każdemu.

 

 

 

1222 słowa i zero mięsa

 

Przejdźmy do konkretów – jak wyglądał mój debiut na dystansie 1/2 Ironmana?

Założenia były proste – najważniejsze: przeżyć i nie stresować się niepotrzebnie.

Cel drugi: nie narobić wiochy (w strefach zmian, w strefach wchodzenia i schodzenia z roweru i pianki itd.)

Dalej: złamać 5 godzin – to wydawał się taki odpowiednik maratońskich 4 godzin i 50 minut na dychę. Na początek powinno być w sam raz

Cel idealny, który ustawiłem sobie jako warunek bycia zadowolonym ze swojej postawy: 4 godziny, 45 minut.

… i to było śmieszne, bo przecież nie mam pojęcia jak szybko aktualnie umiem biec półmaraton, a tym bardziej jak biega się po pływaniu i rowerze.

 

 

 

Dryfowanie

 

Pływanie na Bydgoszcz Triathlon jest śmieszne, bo dla dystansu 1/2 start odbywa się w innym miejscu niż meta. Żeby było jeszcze śmieszniej – płynie się w rzece i w przypadku połówki – tylko z prądem rzeki. Powiedziałbym, że generuje to pewne życiówki (szczególnie jak ktoś startuje pierwszy raz he he he), ale organizator odbił to sobie na biegu, o czym później.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Pływanie w rzece jest śmieszne i uświadamiam to sobie oglądając rywalizację na dystansie 1/4 dzień wcześniej. Widziałem rzeczy niestworzone, na przykład ludzi, którzy płyną do przodu, a przesuwają się do tyłu. Ludzi którzy płyną do przodu, a przesuwają się w bok, przez co nie trafiają w bojkę i toczą długi bój, aby jakoś się do niej cofnąć. Uświadamiam sobie, że sędziowie i pomoc na kajakach mają jednak spory sens. Obserwacja tego z mostu była doskonała, trochę jak patrzenie w akwarium, a trochę jak patrzenie na Syzyfa.

U nas sytuacja jest zupełnie inna. O ile pływanie w piance, w stosunku do zwykłego, jest jak rower elektryczny w porównaniu ze zwykłem, to pływanie z nurtem rzeki jest jak jazda na skuterze.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Pominę tu fragment o rozgrzewce w rzecze i wielu minutach wciskania się w piankę, którą jak po każdym pływaniu będe musiał oddać do sklejania. Pominę też fragment o układaniu przez 20 minut pewnej części ciała, która nigdy nie chce się w piance odpowiednio ułożyć i w najgorszym wypadku, machanie nogami przypomina trochę noszenie wiejskich jajek ze sklepu w foliówce (da się, ale ryzyko nieszczęścia spore). Uwierzcie mi, że to się działo.

 

 – Macio, ale masz głupią minę na zdjęciach

 – To jest uśmiech.

 

Na Enea Bydgoszcz Triathlon jest tak zwanny rolling start. Do wody wskakuje się pojedynczo, co 4 sekundy – piękna sprawa, chociaż nie ma się pojęcia o swojej pozycji w stawce. Nikomu to chyba nie przeszkadza, bo podejrzewam, że 95% osób konkuruje tu głównie z samym sobą.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Nieprzyzwyczajony do rozgrzewki w kolejce do startu staję jakoś późno. Powiedziałbym, że koło połowy stawki. Z boku ustawia się jak zwykle alternatywna kolejka, która dołącza się do głównej pod koniec, więc ostatecznie przy mostku melduję się na szarym (lekko szarym) końcu. Skaczę na nogi, bo boję się o okularki. Płynę jak pocisk, jak radziecka łódź podwodna, jak żółta łódź podwodna, jak… wszyscy. Przez długi czas po brzuchu smyrają mnie wodorosty, które w przejrzystej wodzie widzę doskonale. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej, widziałem chyba zbyt wiele filmów z trupami w wodzie. Od czasu do czasu dno zbliża się do mnie na tyle, że rękę w kraulu muszę pod wodą prowadzić całkiem poziomo.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Staram się płynąć skrótami i skracać zakręty, ale chyba lepiej było walić środkiem. Ludzie mówili, że na środku prąd też mocniejszy, ale nie ufam im. Nie mam pojęcia jakie trzymać tempo, więc płynę sprawnie, ale zachowawczo, aby nie umrzeć wychodząc z wody. Po (subiektywnie) 20 minutach, mój zegarek wibruje po raz pierwszy twierdząc, że przepłynąłem 500 metrów. Wiem, że się nie myli. Czas w wodzie płynie wolniej, ale jest doskonale. Wzdłuż trasy idzie cały czas Panda, łypiąc na mnie jednym okiem. Trochę jak wyprowadzanie rybki na spacer. Gdybym ruszył bardziej z przodu wiedziałbym, że może i płynę szybko, ale cała czołówka płynęła zdecydowanie szybciej.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Na horyzoncie pojawiają się dwie żółte, poziome, dmuchane rurki – celuję między nie, podobnie jak ludzie dookoła. Ludzie krzyczą, że źle i że wyjście jest kawałek obok – zawracam. Ktoś podaje mi rękę, ktoś mi rozpina piankę, nie wiem, co się dzieje, ale ludzie krzyczą, kobiety machają pomponami, zawodnicy biegną, więc wyłączam mózg i uruchamia się autopilot.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon: Pływanie (1900m, zmierzone 1960m)

Wynik: 26 minut i 3 sekundy
zwycięzca: 23:49

 

Wyjście z mroku

 

Biegnę pomiędzy kibicami, to uczucie, którego nie znam z wyścigów kolarskich. Biegnę autopilotem, więc nie dzieje się nic. W oddali słyszę głos Pandy, która przypomina, że przecież muszę wyjść z pianki. Gdyby nie ona, zapomniałbym o tym szczególe. Zegarek przechodzi przez rękaw, z resztą nie będzie już problemu.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Miłe panie czekają już z workami na śmieci przed halą z rowerami. Wybieram te najbardziej samotną i zaczynam udeptywanie pianki nogami aż zeskoczy. Poszło nad wyraz sprawnie. Pakuję ją do wora i biegnę po rower – przypomina to trochę Bieg Mikołajów, tylko zamiast czerwonych worów mamy niebieski śmieciówki.

Wbiegam skomplikowanym systemem korytarzy do hali i w głowię słyszę jedynie powtarzane od rana przez Pandę słowa:

 

 

Macio, na Boga, nie siadaj!

Panda

 

 

Znajduję swój rower wśród masy innych. Jest cały biały, więc sprawa jest prosta. W kibelku przy nim czekają buty, skarpetki i żarcie. Próbuję wsadzić skarpetki kolarskie na mokre stopy. Chwilę to trwa, nie udaje się. Siadam. Widzę w głowie mema z Pandą, której głowa podpisana jest grubymi, dużymi literami: “YOU HAD ONE JOB”. Nie udało się.

Łykam żel, staram się włożyć wstępnie zapięte, kolarskie SIDI, łapie mnie skurcz w udo – dramat jakiś. Chwytam rower, trochę kombinuję, bo moja długa sztyca nie mieści się pod rurką, na której wisiał i wybiegam. Bieg z rowerem, który waży sto kilo (z rozkładem masy przód-tył w stosunku 99:1), w butach kolarskich to ekwilibrystyka.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Poszło mi przeciętnie, ale bez wiochy, więc uznaję to za sukces. Po chwili gaśnie mi w głowie światło. Ciemność widzę. Jeśli zastanawiacie się, czemu triathloniści robią czasem głupie rzeczy i czemu jeżdżą w kaskach tył na przód (true story z Bydgoszczy), to ja Wam chętnie opowiem.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Dobiegam do belki, zatrzymuję się, próbuję wsiąść na rower. Gdyby widział to przełajowiec, umarłby ze śmiechu. Stosuję jednak taktykę zwaną przeze mnie: minimalizacja przypału. Jak wsiądę powoli to wiem, że usiądę i pojadę.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon: Strefa zmian I:

Wynik: 4:07
Zwycięzca: 2:44

 

Trzeszczenie

 

Siedzę i jadę. Gość obok mnie nie ma tyle szczęścia, też siadł, ale dojechał tylko do barierek 2 metry dalej i koncertowo się na nich rozłożył. Gdybym był kibicem, pomyślałbym, że wariat jakiś. Jako zawodnik, nie widzę w tym nic dziwnego. Wsiadanie przypomina sytuację, w której ktoś o 3 nad ranem włącza Wam na cały regulator Du Hast i po niemiecku krzyczy, że natychmiast macie usiąść na rower i odjechać. Albo się uda, albo się nie uda.

Na rowerze, teoretycznie mojej koronnej konkurencji jest trochę wstydu. Mam czasówkę, na której siedziałem ze 3 razy, mam wysokie koła (60/80mm) pożyczone od Ron Wheels, mam zwykły bidon i bidon z prawie litrem picia, wiszący na lemondce i mam schowek na batony. Najgorsze, że mam też tylną przerzutkę, która rozregulowała się podczas transportu i większość przełożeń z tyłu mi albo przeskakuje albo rzęzi. Człowiek prowadzi jednego z największych blogów kolarskich w kraju, a jedzie na trzeszczącym rowerze…

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Mam też pewne obawy dotyczące tylnego koła. Podczas sobotniego pompowania dętki, wykręciłem sobie wentyl (wiecie, wysokie stożki i przedłużka). Raz wykręcony i wkręcony ponownie (wraz z przedłużką) wentyl nie pozostawia już spokoju o jego szczelność. Pewnie byłoby łatwiej, gdybym nie zapomniał z domu podsiodłówki z zapasem i łyżkami. Postanawiam więc jechać szybko, aby szansa na nieszczęście była jak najmniejsza ;)

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Rower jak rower, składam się na lemondkę i jadę 8 razy, tę samą, pofalowaną profilowo trasą. 8 nawrotek wybijających z rytmu i masa ludzi do wyprzedzenia. Mimo tych beznadziejnych nawrotów (rozumiem już ludzi wypinających nogi), osiągam średnią około 39,5km/h. Nie jest źle. Cały czas zastanawiam się tylko, ile energii trzeba zostawić sobie na bieg. Strategicznie, staram się wcisnąć w siebie od czasu do czasu batona i opróżnić bidony – robię to na siłę, bo głodny nie jestem. Zbyt wiele razy jednak w życiu umarłem, aby to pominąć.

 

Znowu jadę do Ciebie sam,
Znowu jadę do Ciebie

Dawid Podsiadło

 

Drafting jest zabroniony. To dziwne uczucie, gdy widzisz przed sobą zawodnika, a nie możesz skorzystać z niego jako ochrony przed wiatrem. Nawet tylko po to, aby go łatwiej wyprzedzić. Strefy bezpieczeństwa wynoszą 7m x 2m od kolarza i z takim zapasem trzeba wyprzedzać – jest na to 15 sekund. Staram się jak mogę, aby powstrzymać stare nawyki. Również ten, który nakazuje poczekać na kolarza jadącego za Tobą, abyśmy mogli współpracować. Przypominają mi o tym sędziowie rozstawieni na trasie, sędziowie na motocyklach oraz drony.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Większość czasu jadę znowu na autopilocie, przerywając go na chwilę, aby powstrzymać kilkunastominutową próbę zwrotu żelu, który czasy świetności miał już chyba za sobą. Drugą przerwę mam, gdy mózg wyłączam za bardzo i jadąc na lemondce, próbuję z przyzwyczajenia przejść do stojącej pozycji na wzniesieniu – tak się nie da. Tętno po spektakularnej próbie odzyskania równowagi potrzebuje chwili, aby powrócić do normalnego poziomu.

Potem jest już spoko. Na 86. kilometrze po raz pierwszy ktoś mnie wyprzedza. 4 kilometry później jesteśmy wspólnie na belce, gdzie schodzimy z rowerów i znowu biegniemy do hali).

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Stwierdzam, że jeżdżenie czasówek bez pomiaru mocy jest z jednej strony nieco bez sensu, ale z drugiej można pozytywnie zaskoczyć samego siebie. Nie wiem, ile watów zostało wygenerowanych przez te 134 minuty, ale chyba dużo, przynajmniej jak na mnie. Zwycięzca średnio generował 283W (odejmując zjazd: 287W), a znormalizowana 287W – szacun za tak idealne rozłożenie sił.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon: Rower (90km, zmierzone 88km)

Wynik: 02:14:07
Zwycięzca: 2:09:31

 

Zmiana Butów

 

T2 jest proste. Dobiec w SPDach do wieszaka na rower, zmienić buty i założyć numerek startowy. Żelów i batonów w okolicach biegu nie tykam. Jeśli czegoś poza defektem technicznym tego dnia się bałem, był to defek… defekt ciała: kolka, toi-toi i te sprawy. Może i bomba (zwana w bieganiu ścianą) bardziej prawdopodobna, ale to i tak lepiej niż przewalający się w żołądku syf.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Przez kilka minut (subiektywnie, bo obiektywnie trwało to z 5 sekund) zastanawiam się, czy zabrać okularki, ostatecznie nie biorę. To przecież dodatkowy, potencjalny punkt nieszczęść. Im mniej rzeczy, tym lepiej. Zmiana wychodzi bezproblemowo i rozpoczynam bieg. Przebiegnięcie całej strefy zmian to koło 650 metrów – dużo, jeśli zsumuje się to z pozostałym bieganiem.

Wybiegam, zadziwiające jak długo muszę biec, aby zacząć część biegową.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon:  strefa zmian II:

Wynik: 3:45
Zwycięzca: 3:35

 

Człapanie

 

Bieganie, jak bieganie – co tu pisać. Nie mam pojęcia z jakim biec tętnem, ani co gorsze, w jakim tempie. Chciałbym 4:15/km, mózg mówi, że 4:30/km będzie rozsądne. Pierwsze okrążenie (z 4, o tym zapomniał wspomnieć Race Book i trzeba było się domyslić) robię nieco ostrożnie. Biegnę dziadowo, ale mimo to kogoś wyprzedzam, więc zakładam, że nie może być źle. Mylę też nieco trasę przez co dokładam kawałeczek, potem miejsce to jest już obstawione.

W głowie trochę autopilot, a trochę kalkuluję jak muszę biec, aby zmieścić się w moim nowym celu. To głupie, ale jeśli osiągnę wynik np. 1:39 z biegania, będę bardziej szczęśliwy, niż jeśli będzie to 1:31, bo ta minut do “najbliższej pełnej” będzie mnie męczyła. Wiem o tym dobrze. Pierwsza piątka mija zadziwiająco łatwo. Pomagają trochę 2 bufety i kurtyny wodne, które nieco uprzyjemniają życie w tym niesamowitym skwarze. Na każdym bufecie tego dnia chwytam minimum dwa kubki – jeden do polania się, jeden z wodą do wypicia i jeden z czymś losowym. Czasami oblewam się przez to izotonikiem i cały się kleję. Trochę boli mnie, jak wielu zawodników korzysta z pomocy swoich kibiców na trasie – przecież pomoc jest zabroniona. Nie to, że mają łatwiej, po prostu jak widzę, gdy polewają się wodą, moja roztapiająca się głowa, roztapia się jeszcze bardziej. Tak, daszka na głowie trochę mi tego dnia brakowało.

 

Plamy na Słońcu, upał na ulicy
A dookoła sami groźni zawodnicy

Kazik na Żywo

 

Drugie okrążenie jest nieco cięższe, ale głównie przez świadomość pozostałego jeszcze dystansu – dawno nie biegłem tak daleko biegiem ciągłym. Wiem, że Panda robi spacerowo okrążenie w przeciwną stronę, staram się wiec trzymać przyzwoite tempo, żeby nie myślała, że biegam jak faja. No i kibice, sporo kibiców. Niby nic, takie trochę prostackie uczucie, ale bardzo miło, gdy obcy ludzie Ci kibicują, a spiker Cię przedstawia i zbija piątkę. Udziela się ten zabawny, biegowy klimat, w którym każdy jest zwycięzcą. A jeszcze bardziej miłe, jak na trasie rozpoznają Cię dzięki blogowi ludzie i dopingują jeszcze bardziej. To po prostu motywuje.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Przez większość czasu widzę na zegarku wartości pomiędzy 4:15 i 4:25 – brakuje mi odwagi, aby spróbować szybciej – staram się wykalkulować przewidywany czas na mecie. Niby wychodzi mi, że złamię 4 i pół godziny, ale jednak coś się nie zgadza. Jakbym nie dodawał i nie mnożył, długość biegu wskazuje na ponad 22km. Tak, wraz z dobiegiem wyszły prawie 23km, to zdecydowanie więcej niż się spodziewałem. Na trzecim kółku słyszę, że finiszuje zwycięzca. Znowu kalkuluję jak dużo stracę.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

Przez cały bieg w głowie towarzyszy mi jedna myśl: że szybciej się nie da. Wiem, że jeszcze tego samego wieczora będę się zastanawiał, czy nie dało się szybciej, więc powtarzam w głowie Maćkowi z przyszłości: nie, nie dało się szybciej. Ostatnie pół kilometra robię szybciej, bo mimo sporego zmęczenia, w dalszym ciągu są jakieś zapasy. Biegnę sporo poniżej 4min/km, a mimo to nie umieram. To dramat – w głowie na mecie pozostanie mi myśl, że jak to nie umarłem**. Czy dało się jednak szybciej? Czy średnie tętno z biegu wynoszące 157, gdy na dychę robiłem zawsze na 177, wskazuje, że coś zrobiłem nie tak? Tego się nie dowiem.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Sprint na kreskę przyniósł efekt, bo okazuje się, że nad kolejnym zawodnikiem miałem tylko sekundę zapasu.

 

Enea Bydgoszcz Triathlon: Bieganie (21km, zmierzone: 22,16km):

Wynik: 1:37:19
Zwycięzca: 1:28:48

 

 

Jak mi mówiła moja jedyna znajoma
Tomasz Adamek braci Kliczków nie pokona

Kazik na Żywo

 

Ostatecznie:

Czas całkowity: 4:25:21 
Czas zwycięzcy: 4:08:27

 

Daje to 7. miejsce w kategorii wiekowej i 14. w generalce, ze stratą prawie 17 minut do zwycięzcy i blisko 5 minut do pudła w kategorii.

5 minut – tak mało i tak dużo jednocześnie… Czy wyobrażam sobie urwanie 17 minut? Nie ma bata. Czy 5 minut było do urwania? Jak najbardziej – idę kompletować sprzęt ;-)

 

Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon
Enea Bydgoszcz Triathlon

 

Po tym starcie mam sporo przemyśleń dotyczących triathlonu oraz sporo porównań z kolarstwem. Pozwólcie jednak, że zakończę ten wpis na 3500 słowach i zostawię to sobie na przyszłość.

Czy Enea Bydgoszcz Triathlon mi się podobał? Tak, bawiłem się doskonale (i słowo bawiłem jest tu jak najbardziej na miejscu). Czy wybór 1/2 był słuszny na debiut? Jak najbardziej. Czy wystartuję gdzieś na połówce znowu? Nie wiem, traktuję to wszystko jako przygodę i wydaje mi się, że mam już niezły pomysł na kolejne wyzwania… :->

 

*(nie, na zdjęciu okładkowym, nie jestem ja)

 

**Cofam co mówiłem o braku zmęczenia na mecie. Zmęczenie dało o sobie znać, gdy w poniedziałek o 6 rano postawiłem nogę na podłodze w celu udania się do miejsca recyclingu izotoników i z mych ust wydobyło się delikatne O KUR… Tego dnia, mój prawy pośladek cierpiał.

 

***Zdjęcia (te których nie robiłem ja), wykonał najdzielniejszy dzielny kibic: Panda.

 

Relację zwycięzcy znajdziecie tutaj.