*tekst przedstawia całkowicie subiektywne postrzegania świata i wiele osób pewnych czego chcą może go uznać za niepotrzebny, krzywdzący lub bluźnierczy

 

Idzie wiosna. Wiosną każdy z nas usłyszy tysiąc i siedem razy to samo pytanie: “jaki rower kupić, bo słyszałem, że dużo jeździsz, więc na pewno się znasz”. Od rodziny, od szefa, od kolegi, który chce przejechać pierwszy triathlon, od koleżanki, która chce schudnąć, na wiosnę każdy kupuje rower, co roku. Większość szuka takiego do 1500zł. Jak zareagować? Odpowiedź jest jedna: przewracasz oczami, mówisz, że się nie da i odchodzisz wychodząc na buca i zgreda. W innym wypadku spędzisz 3 tygodnie na szukaniu wspaniałej używki na Allegro, a i tak po miesiącu usłyszysz w kuchni firmowej: “no niby mi doradził jakiś rower, ale taki z niego znawca, że i tak mi się popsuł po tygodniu. Normalnie jadę po parku, a w kole zeszło powietrze. Szmelc, więcej mu nie zaufam”.

 

Gorzej natomiast, jeśli człowiek choć trochę zna się na rowerach i szuka czegoś dla siebie. Sto tysięcy przeczytanych testów, 50 gigabajtów porównań, siedemdziesiąt trzy miliony obejrzanych reklam – wszystkie mówiące że ten właśnie rower, jest tym właśnie rowerem. Że ta racja jest mojsza niż Twojsza, bo jest najmojsza. W swoim krótkim życiu jeździłem wieloma rowerami. Od <5 kilogramowych, przez maszyny prosto z wyścigów World Touru, po jedne z najdroższych, seryjnie dostępnych na świecie. Od Sory po elektryczne Dura Ejsy. Przed Wami odpowiedź na najczęstsze pytanie kolarza-amatora:

 

 

Jaki rower kupić? Co wybrać w zalewie tylu możliwości?

 

 

 

 

przewiń w dół…

 

 

 

 

  arrow

 

 

 

 

 

przewiń jeszcze trochę……

 

 

 

  arrow

 

 

 

 

 

 

już prawie tam jesteś…

 

 

 

 

arrow

 

 

 

 

jeszcze tylko kilka scrolli myszką…

 

 

 

 

 

 

 

Kup ładny rower

 

…czyli taki, który Ci się podoba. Nie innym, nie sprzedawcy, Tobie.

 

 

Po prostu. Nie ma nic lepszego niż rower, na który lubisz patrzeć. Jeśli stoisz w sklepie i masz do wyboru dwa: jeden trochę lepszy technicznie, a drugi trochę ładniejszy – weź ładniejszy. Wbrew pozorom rowery to nie jest jakiś rocket science (no dobra, ostatnio może trochę jest, ale z perspektywy zwykłego użytkownika nie robi to dużej różnicy w efektywności). Różnica w działaniu pomiędzy 105-tką, a Dura Acem leży zazwyczaj w rękach mechanika, które robił ostatni serwis. Subiektywnie – odczuwalną zmianę robią jedynie klamkomanetki – nie wiem na ile to kwestia autoperswazji i przekonania, że jeśli coś było 3-krotnie droższe to milej się tego dotyka, ale tak jest. Może kwestia materiałów, może wyprofilowania…

 

Że rower włoski, że francuski, że od firmy z tysiącletnią tradycją? To nie ma wielkiego znaczenia, poza tym, że szansa na spotkanie takiego samego na ulicy jest mniejsza (bo zazwyczaj są droższe). Na pierwszej jeździe swoim RB1000 spotkałem ten sam model pod Gassami, w następnym tygodniu poznałem kolegę, który też na takim jeździ. Dopóki nie zafundujesz sobie indywidualnego malowania kwestią czasu jest spotkanie kogoś na takim samym. To trochę jak iść na bal sylwestrowy i spotkać koleżankę w takiej samej sukience (zakładając, że jesteśmy dziewczyną – w innym przypadku to może być zabawne).

 

 
They-see-me-rollin_o_109812 Nawet jeśli kupujemy Urgestalta z Gipfelsturmami i Schmolke, pewnie podczas krajoznawczej wycieczki po Bawarii spotkamy dentystę na tym samym. Tu jednak pojawia się przyjemność z wymawiania słów “jeżdżę na Urgestlcie na Gipfelsturmach”, które podczas odpowiedzi na pytanie “na czym jeździsz?” brzmią jak wypowiadanie wojny. Problem z tym, że nieważne na czym jeździmy, dopóki nie jest to topowy model w cenie nowego, małego auta lub jedna z tych kilkunastu butikowych marek robionych w garażach, pochodzi on z Chin (Tajwanu). Trek, Scott, Colnago (nie licząc c59 i c60) i trochę innych włoskich, amerykańskich i szwajcarskich marek przychodzi prosto z fabryki Gianta w Taichung. Że dziedzictwo, włoskie ręce? Wszystko fajnie, ale w dobie otwartych granic w Europie nasz włoski rower tak czy siak produkowany będzie w Azji, testowany technologicznie przez Niemca, projektowany wizualnie przez człowieka z Wielkiej Brytanii, oklejany przez Węgra itp. Czy to źle? Nie, ale szkoda dorabiać zbędną filozofię do prostych rzeczy. Chyba, że lubisz włoskie rzeczy,  bo rzadsze, ciekawsze, no i nie masz poczucia, że przemieszczasz się na germańskim oprawcy-najeźdźcy. 

Ludzie z Lightweighta przyznali, że gdyby produkowali swoje ramy w Niemczech ich cena byłaby tak wysoka, że nikt by ich nie kupił (przypominam, że mówimy o ramach za 4500€).

 

Sprzedawca Twój wróg!

 

Większość “profesjonalnych” sprzedawców śmieje się z tego podejścia. Krąży nawet taki dowcip o dziewczynie, która wchodzi do sklepu i na pytanie jaki chce rower odpowiada: “zielony z białym”. Nie potrafią zrozumieć, że ktoś woli rower, który mu się podoba niż taki, który waży 0,5kg mniej lub jest bardziej karbonowy. Taka osoba wychodzi ze sklepu trochę zadowolona, a trochę “kurcze, ale tamten był taki ładny”. Na szczęście korba waży w nim 78 gramów mniej. To nie sprzedawca będzie nim jeździł. To nie w jego mieszkaniu będzie stał. Czy ludzie kupują Porsche 918 dlatego, że szybko jeździ albo jest wygodne? No cóż, może jacyś tak… większość jednak jeździ nim bo jest fajne. Jego Cool Factor wynosi 110% normy. Czy ktoś im podsunie pod nos wycinki z gazet z informacją, że na torze Nurburgring w testach lepiej wypadają połowę tańsze auta? Nie wszystko da się uzasadnić liczbami.

 

http://ritte.cc/ritte-bicycles/kyles-pink-bosberg
http://ritte.cc/ritte-bicycles/kyles-pink-bosberg

 

Ładne rowery są ładne. Problem w tym, że gustów jest wiele i dla jednego ładny, może być paskudny dla innego. Dlatego tak niewiele firm decyduje się na odważniejsze barwy lub wzory. Czarny, srebrny, biały – to neutralność i trafianie jednocześnie do największego grona odbiorców. Jak Radio Zet.

 

“A gdyby tak dołożyć do troszkę lepszego…”

 

Waga, sztywność, właściwości aero to dodatki, które pomagają, sprawiają że jeździ się trochę lepiej. Milej się go podnosi. Jeśli jest to dla nas priorytet to wybór mamy prosty – patrzymy na budżet, patrzymy na testy i kupujemy najlepszy na jaki nas stać. Wierząc oczywiście, że testy aero prosto z tunelu zakładają, że nie zawsze jeździ się prosto pod wiatr i nie zawsze trzyma się stałe 45km/h przez godzinę. Gorzej, jeśli nie jesteśmy pewni czy “główka ramy sztywniejsza o 13% w stosunki do zeszłorocznego modelu” robi nam różnicę. Aby było jeszcze trochę trudniej, producenci zaczęli często oferować ten sam rower z różnym osprzętem. Siedzisz 6 godzin przed monitorem i zastanawiasz się czy warto dopłacać pół pensji żeby zmienić Chorusa na Super Recorda albo 105 na Dura Ace’a? Kombinujesz, czytasz, szukasz potwierdzenia, że warto ale w głębi głowy mózg mówi Ci że zyskasz prawie nic, ale to nie szkodzi – szukasz dalej. Problem rozwiązuje znalezienie sobie wymówek.

 

Ja wybieram Campę. Czemu? Bo to jedyny system, w którym podczas jazdy moje kciuki się nie nudzą. Nie czują się jak w pracy, gdy przez cały dzień wiszą bezczynnie z boku myszki. Daję im trochę radości, niech mają coś z życia.

 

Masz Cannondale z napisem “Handmade in USA”? Weź sobie SRAMa i ciesz się, że masz amerykański osprzęt na amerykańskim rowerze.

Nie lubisz używać kciuka? Denerwuje Cię, gdy w wyszukiwarce próbujesz wpisać “SRAM cycling”, a po drodze wyskakuje Ci:

 

Screen Shot 2016-02-22 at 20.14.36

 

kup sobie Szimanochy. Wtedy chcąc wpisać “Shimano Warszawa” będzie Ci wyskakiwało “Shimano wędki”.

Że Shimano nie pasuje do włoskich rowerów? Może jeśli posiadasz klasyczne Colnago z lat 80-tych to coś w tym jest, ale jeśli aktualnie panu Ernesto lub Mario nie przeszkadza wypuszczać swoich dzieł sztuki z przerzutkami rodem z Japonii to czemu Tobie miałoby to przeszkadzać. Bardziej włoscy od nich nie będziemy, klasyczni też nie.

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi czy warto dołożyć do lepszej grupy. Żadna decyzja nie będzie tutaj zła – wystarczy tylko dobrze ją uzasadnić, na przykład

Czy warto dołożyć do lżejszej grupy, sztywniejszej? Z testów wychodzi, że będę w ten sposób 4% szybszy. Na rowerze spędzam pewnie minimum z 500 godzin rocznie. To 20 godzin… 20 godzin życia do przodu. Wyliczenie bez sensu, ale uspokaja duszę. A może nie warto, bo za cenę różnicy możesz spędzić miesiąc na Kanarach i masz wspomnienia do końca życia, których nikt Ci nie odbierze. Opcji jest wiele, zależnych od priorytetów i budżetu. Jeśli kupisz ładny rower to okazuje się jednak, że nawet jeśli możesz go zmienić na inny – lepszy technicznie, to nie chcesz tego robić, bo jak to, zmienić na brzydszy? Bez sensu.

 

2d8a035616e637ff86c383c31bfd04de

 

Nie stać Cię na piękny rower? Z pewnych oczywistych względów, tańsze rowery są zazwyczaj po prostu brzydsze niż te droższe. Żeby trafić w jak największą liczbę odbiorców wszystkie są jednak do siebie z grubsza podobne i lekko nudnawe. Rozwiązaniem jest tutaj przemalowanie. Jakiś czas temu pytałem na fejsie gdzie zrobić to najlepiej. Poniżej post i odpowiedzi – przy okazji wpadło też trochę linków z pomysłami:

 
 

Zaprawdę powiadam Wam, jeśli macie dylemat który rower kupić, weźcie ten ładniejszy. Ładniejsze rzeczy są lepsze. I pamiętaj, mieć drogi rower i być wolnym grubasem to nic złego! Jedź swoje i patrz jak hejtują!