Przychodzi w życiu człowieka jeżdżącego na rowerze taki moment, kiedy zasada mówiąca o liczbie N+1 już dłużej się nie sprawdza… albo nie przychodzi – nie wiem. Mi przyszedł. Zaczynasz zastanawiać się, czy poligamia to faktycznie coś fajnego. Czy zbyt duży wybór nie jest przesadą. Co innego do kina, na kolację, na podwórko, na wyjście z kumplami, do grania w grę na błoto, na asfalt, na piach, do miasta, na równe, nierówne, niewiadomo jakie, sypkie, skaliste i tak dalej. Masz sprzęt na wszystko. A gdyby tak zaryzykować i znaleźć rower, który w każdym z aspektów jest równie przeciętny? Brzmi jak wyzwanie!

To gravel or not to gravel?

Postanowiłem mieć jeden rower (a w zasadzie półtora, bo składaka się nie pozbędę!). Jako że liczba pytań o sprzęt pojawia się zawsze w największych ilościach, postanowiłem przybliżyć nasz proces wyboru. Taki do wszystkiego, czyli do niczego. W każdym momencie gorszy od jakiegoś innego, ale całościowo lepszy.

Ja wiem, pisałem kiedyś, że gravel jest bez sensu. Trochę się z tym zgadzam, a trochę przyznaję, że gravel jest kompromisem w świecie, w którym nie wymyślono jeszcze roweru, który na szosie pozwala jeździć bardzo szybko, a w terenie komfortowo i bezpiecznie. Nie potrafię też ocenić czy aktualna ofensywa marketingowa szerszej opony, jest chwilowym trendem, czy technologia osiągnęła już taki poziom, że faktycznie można mieć jeden, uniwersalny rower.

Wprowadzenie, czyli akapit, w którym brzmię jak dupek.

Piszę tu o rowerach raczej droższych. Przyznaję się bez bicia, że od bardzo, bardzo dawna nie jeździłem na rowerach w cenach 4-cyfrowych… nie licząc oczywiście mojego składaka, ale że liczę go za pół roweru to łapie się w tę kategorię. Nie będzie tu więc rozpatrywania, czy do życia wystarcza Tiagra. Jeśli nie wiesz jaki osprzęt kupić, to znaczy, że okolice Tiagra / 105 są dla Ciebie w zupełności wystarczające. Prawdę mówiąc, ja też nie do końca umiem logicznie uzasadnić kupno droższego osprzętu.


Dogmaty kolarstwa

które właśnie wymyśliłem


Punkt pierwszy. Idealny rower nie istnieje.

Pogódź się z tym. Jest kilka zasad, których musisz być świadomy.

Zawsze gdzieś na świecie istnieje rower, który w warunkach w których aktualnie jedziesz, spisałby Ci się lepiej. Zawsze, niezależnie co kupisz, czyjś rower będzie Ci się podobał bardziej niż Twój. Niezależnie od tego co kupisz, w ciągu roku pojawi się to samo, tylko lepsze. W ciągu roku też będzie się dało kupić to samo co kupiłeś, ale taniej. Mało tego, poznasz kogoś, kto kupił to samo, w tym samym czasie, ale w lepszej ofercie. Twój wybór zostanie skrytykowany, bo “po co, dlaczego, to niepotrzebne, są ładniejsze i lepsze i korzystniejsze”.

Po drugie: im więcej czytasz, tym mniej wiesz.

więc albo nauczysz się filtrować plusy i minusy ludzi z internetu, albo nie czytaj.

Po trzecie, primo, ultimo: nie ma złych rowerów.

Naprawdę, trafić zły rower jest ciężko. Można trafić na rower trochę przepłacony (cokolwiek to znaczy) albo dokonać nieodpowiedniego dla siebie wyboru, ale zły rower? Dopóki nie kupujesz na aliexpress, z kickstartera albo marki, o której nikt nie słyszał, ciężko jest kupić ZŁY ROWER.

Po czwartek, gravelowy wyjątek

W przypadku rowerów nieco mniej wyścigowych, a bardziej, jak to się teraz mówi, gravelowych: wydaje mi się, że jakieś 86% roboty robi połączenie odpowiedniej pozycji z doborem (ciśnienia, szerokości oraz bieżnika) opon. Reszta (powyżej pewnego pułapu cenowego) to już szczegóły.

dlatego też napisałem kiedyś test: JAKI ROWER KUPIĆ? NAJCZĘSTSZE PYTANIE KOLARZA, z którego wynika, że należy kupić rower ładny. Tym razem rozwinę temat i opiszę swoje przejścia.


Jaki rower kupić? Jestem w tym internetowym ekspertem

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że jestem wybitnym specjalistą ds. testów rowerów. Moje portfolio testowe pokrywa między innymi testy:

S-Works Venge za prawie 50k PLN, o którym pisałem, że jest drogi i czarny
Factor O2, czyli szosy za prawie 40k PLN, o której napisałem że jest czarna i nudna.
Fuji SL 1.5, o którym pisałem że jest tak brzydki jak Mick Jagger, a do tego nudny i lekki
Canyon Ultimate, o którym pisałem, że jest lekki i ładny
Canyon Aeroad, o którym pisałem, że jest ładny, szybki i “przystępny cenowo”
b’Twin Ultra 740 CF, o którym pisałem, że jest dobry, a tani
Vento 9.0, o którym pisałem, że dostałem egzemplarz z postrzępionymi linkami
i sporo, sporo innych…

Jak widzicie, moja specjalistyczna wiedza ogranicza się do ładny/brzydki (w rozumieniu: podoba mi się) i tani/drogi (w porównaniu do innych). Jak się skupię, potrafię jeszcze określić, czy jest lekki oraz dobrze wyregulowany. Dlaczego więc mielibyście mi nie ufać?


Jakiego roweru potrzebujemy?

Kilka zeszłorocznych wizyt (podgląd tutaj) przekonało nas, że jeździmy już raczej wolno niż szybko i bardziej cieszy nas odkrywanie albańskich, ukrytych perełek niż jazda po oczywistych Majorkach, Calpach i innych takich. Chcemy tarcze, chcemy mieć przełożenia, chcemy stabilności w jeździe z bagażem, chcemy wygodnie, ale nie chcemy całkowicie zamulać, chcemy mieć coś oryginalnego i ładnego, ale skromnego. Chcemy roweru, który nie istnieje i musimy iść na kompromisy.

Tu zaczynaliśmy się domyślać, że być może szosa nie jest optymalnym wyborem

Przy okazji, drodzy producenci: czekam aż z poziomu manetki będzie się dało sterować ciśnieniem w oponach!


Jaki rower kupić – nasze założenia

Cena ma znaczenie drugorzędne

ale nie znaczy to, że kupujemy najdroższe możliwe lub najdroższe jakie możemy. Nie chcę roweru, który będzie mnie bardziej stresował każdym oparciem o cokolwiek, uderzeniem koła, czy wsadzeniem do kartonu, niż dawał radości z jazdy. Między innymi z tego powodu, nie umiem się przekonać do Reda. Trzeba pogodzić się z tym, że rower z szeroką oponą będzie miał ciężkie życie. Bo będzie.

Po czym poznaję, że rower jest dla mnie za drogi? Po sytuacji, w której kumpel chce go pożyczyć na weekend, a ja się boję tego zrobić.

Ma być fajny i ładny, ale nie ostentacyjny.  Taki trochę “stealth”.

Wygląd to pojęcia względne. Zależy nam aby pogodzić rower fajny, z rowerem, który nie rzuca się w oczy – szczególnie niewtajemniczonym. Ostatnią rzeczą, której chce, gdy idę na obiad do 7-eleven jest to, aby przypadkowi ludzie zwracali uwagę na mój drogi i egzotyczny rower. Wiadomo jednak, że przyjemniej jest mieć rzeczy niecodzienne, nawet jeśli traktuje się je czysto użytkowo.

Duży prześwit

To jest tak: jak czytacie w internecie porównania to 25mm jest lepsze od 23mm, 28mm jest lepsze od 25mm, 32mm jest lepsze od 28mm, 35mm jest lepsze od 32mm, a 38mm jest optymalne. I faktycznie: “szosowe” opony 38mm nie ustępują niczym 28mm, gdy jedzie się dłuższą trasę z bagażem, o czym przekonaliśmy się w Norwegi. Chyba że chce się jechać bardzo szybko, wtedy ustępują i granica rozsądku mówi o okolicy 30mm.

Tu jest takie ciekawe porównanie na przykładzie najpopularniejszej opony szosowej, z którego wynika, że grubsze wcale nie jest wolniejsze, a jest za to wygodniejsze: https://www.bicyclerollingresistance.com/specials/grand-prix-5000-comparison

Stwierdzenie, że węższa opona jest szybsza, to największa pomyłka kolarstwa ubiegłych lat.

Problem z oponami powyżej 30mm mam tylko taki, że czuję się wizualnie wolny. Nawet jeśli jadę na nich szybko, to jadę wolno. Tak samo z resztą jak z gravelową geometrią. Niezależnie od tego, co pokazuje licznik – jadę wolno. Nawet jeśli jadę szybciej niż szosa obok mnie, jadę wolniej.

Mamy mieć takie same, ale inne kolory

Bo tak. Posiadanie takiego samego roweru jak Twoja dziewczyna/chłopak może być dla niektórych szokiem, ale sprawia, że życie jest prostsze. Ten sam hak, klocki, łatwo przerzucić koła, podzielić się baterią, w najgorszym wypadku podmienić szybko manetkę itp.

Tarcze

Hydrauliczne tarcze są spoko, za wyjątkiem sytuacji, gdy wysiadasz gdzieś na końcu świata z samolotu, wyciągasz rower z kartonu i na pierwszym zakręcie orientujesz się, że klamka zapada się do końca. Albo gdy po tygodniu jazdy w deszczu, gdzieś daleko, odkrywasz, że klocki się skończyły. Gdyby był to rower wyprawowy – szedłbym w tarcze mechaniczne, gdyby była to szosa to jeżdżenia po płaskim – nie wiem. W wydaniu jeden do wszystkiego, dylematu nie mam – tarcze hydrauliczne. Hamują najlepiej, są odporne na krzywe koło i gdy jest mokro, to całe miasto wie, że hamujesz. Poza tym dylematu dużego nie ma, bo i tak wszystkie nowe rowery mają tarcze.

Osprzęt bezprzewodowy, z dużym zakresem przełożeń

Bo nie jestem już twardzielem – kiedyś podjeżdżałem Karkonoską i (podchodziłem) Mortirolo na 39/25. Dziś wiem, że to możliwe, ale po co? Szczególnie, gdy dorzuci się trochę bagażu.

Może jestem też ograniczony, ale niezależnie od tego jak długo używam Di2, guziki mi się i tak mylą. Pomimo tego, że uważam Di2 za lepszą w działaniu, wolę bezprzewodowość i system zmiany SRAMa.

No i bezprzewodowość to jest sztos dla kogoś, kto często podróżuje z rowerem, a jego wiedza techniczna jest mała. Urwana linka od Di2 na Tajwanie tylko nas w tym utwierdziła.

Idiotoodporny

Rower ma mieć możliwie dużo standardowych i łatwo dostępnych części i idiotoodpornych rozwiązań.

Marka

W normalnych warunkach marka nie miałaby dla mnie dużego znaczenia. Bazując na przekonaniu, że nie ma drogich i złych rowerów od dużych firm, ograniczyć się można w zasadzie do aspektów wizualnych. Bardzo chciałem jednak, aby była to firma, która w jakikolwiek sposób współpracuje/współpracowała z blogiem. Tu na pierwszym miejscu postawiłbym Canyona, na drugim Rose, a na trzecim Specialized. To oni ratowali mnie rowerami, gdy potrzebowałem.


Firma, czyli jakie rowery kolejno odpadały:

Rose Backroad

To miał być pewniak. Cena/jakość/wygląd doskonały. Niezaprzeczalną zaletą Rose jest możliwość zmiany wszystkich komponentów podczas zamawiania. Plan był prosty: ja kremowy, Panda niebieski. Niebieski okazał się zielono-morskim i przez kolor odpadł i wszystko legło w gruzach.

o takie: BACKROAD FORCE ETAP AXS – 3,399.00 €

Trek Domane

Nie wiem jaki, bo nie wiem ile Treki kosztują. Dla mnie ta firma ma gwiazdkę ignorancji przez swoją politykę cenową w Polsce. Po drugie Trek ze swoim logo prawie większym niż rama trochę gryzie się z założeniem skromności. No i pół Warszawy jeździ na TREKach ;-)

Specialized Diverge

Bo to dobry rower, który dzielnie służył w norweskiej walce. Polubiliśmy się wyjątkowo zarówno we właściwościach jezdnych, jak i wizualnych. Nie jestem do końca przekonany jeszcze do amora z przodu na asfalcie, ale poza tym, nie ma logicznego powodu, dla którego nie kupiliśmy tego roweru.

Canyon Grail CF SLX

Najwygodniejszy rower ever – jeździliśmy nimi po Albanii. Podwójna kierownica jest super, ale nie dla kogoś kto często pakuje rower do kartonu i torby. Z dużą pewnością mogę jednak powiedzieć, że:

aluminiowy Canyon Grail AL jest najlepszym rowerem do wszystkiego w kategorii jakość/cena*

*według mnie

Gdybym miał mieć wyprawowy rower do haratania, byłby to właśnie aluminiowy Grail. No i polityka cenowa, która sprawia, że jeśli nie upoluje się czegoś w oficjalnym outlecie (z niewielką zniżką), to nikt nie kupił tego samego co Ty, ale taniej.

Fuji Jari 1.1

Byłby super, ale jako rower dodatkowy. Na główny rower jest zbyt mało “fancy”.

Rondo HVRT CF0

Być może podpadnę tu wielu osobom, ale niestety dla mnie ten rower wygląda jak ładnie pomalowany prototyp, wydrukowany na drukarce 3D. No co, mam prawo tak myśleć. Mam też długie, życiowe doświadczenie, które mówi, że jak ktoś, gdzieś z nami jedzie z Rondem, będzie miał pecha. Inni tak nie mają, więc się tym nie sugerujcie.

RONDO RUUT TI

Myślę, że tytan przyjdzie po 40-tce. W chwili gdy szukałem, nie było chyba jeszcze wersji z czarnym widelcem, która podoba mi się zdecydowanie bardziej. Rower odpadł jeszcze w przedbiegach wizualnie dzięki Pandzie.


Wybór pada na Factor Vista

czy jest dobry? Dam znać za rok, bo zrobiłem dopiero nieco ponad 1500km

Panda – szary, śmiejemy się, że taki polsko-jesienny. Ja – czarny, w limitowanym malowaniu CHPT3. Jedno jest pewne, nikt się tego nie spodziewał. Żałuję, że nie prowadzę aktywnego kanału na Youtube, bo chciałbym przeczytać tysiąc komentarzy, że to rower do wszystkiego, czyli do niczego. Bo na pierwszy rzut oka ani to gravel, ani szosa i w ogóle rower przepłacony i bez sensu. Producent nazywa to all-round bike, ale chyba głównie po to, aby nie był to “kolejny gravel”*. No i super.

*bardzo chciałem nie wpadać w tę internetową euforię gravelową. Aktualnie strach otworzyć lodówkę, bo gravele wszędzie.

Prześwit:

formalnie 35mm, teoretycznie poza błotem wchodzi 38mm. Trochę mało, ale też rower nie wygląda jak typowy gravel dzięki temu. Planuję jeździć na szosowych 32mm lub pół terenowych 35mm lub (nielegalnie) 37mm – nie wiem jeszcze jak to zrobię. Albo dwa komplety kół albo metodą eliminacji stwierdzę, że wystarcza któraś z powyższych opcji. Między przełajowymi 32mm, a gravelowymi 35mm jest przepaść w komforcie, między 35mm a 38mm różnica też jest duża, ale już nie aż tak. Melduję też, że 44mm prześwitu, z oponą 35mm sprawiają, że w bardzo lepkim błocie opony przestają się kręcić dość szybko.

Opony to aktualnie Goodyear County Ultimate Tubeless 35mm. Po asfalcie dają radę, po łatwym terenie też. Tubeless brudzi okrutnie, ale działa – tak jak ostrzegali. Jakbym jeździł dookoła sklepu pod domem, to od tubelessów trzymałbym się z daleka.

Reklama obiecała nam, że w zamian mniejszego prześwitu zyskamy rower, który jest szosą z domieszką gravela, a nie gravelem. Zobaczymy.

Wygląd

oraz cool factor (taki dowcip słowny): kwestia gustu. Marka na pewno niepowtarzalna. Z jednej strony trochę szpanerski, z drugiej – wątpię, aby osoba postronna zwróciła na niego uwagę. Kolory są dwa, więc ja biorę limitowaną wersję, Panda taką szarą, która jest elegancka i trochę nudna, ale jest nadzieja, że kolorystyczny akcent ją ożywi.

Panda ma kolor w kolorze Polski

Osprzęt

idziemy w Force’a 12s z przełożeniami 46/33 x 10-33. Red trochę korci, ale jakbym się nie starał, nie widzę uzasadnienia. Te przełożenia to jest jakiś kosmos – można podjechać ścianę w domu, a potem z niej zjechać jeszcze dokręcając w dół po elewacji bloku.Czy Force 12s działa lepiej niż eTAP 11s, na którym jeździłem ostatnie 2 lata? Według mnie gorzej, ale to wszystko pomijalne różnice.

Internet twierdzi, że np. łańcuch wytrzymuje dłużej, ale nie wierzę w to. 12 przełożeń to dla mnie wada, bo już widzę jak wchodzę do sklepu i proszę o łańcuch/spinkę/cokolwiek. O cenach wolę się nie wypowiadać.

Idiotoodporność

dystrybutora mamy na miejscu, ale bierzemy od razu zapasowe haki. Zintegrowany mostek to dla mnie na początku problem, bo ciężej pakować i wymiana jest ciężka. Z drugiej: jak często psuje się mostek lub kierownica? W zamian dostajemy pięknie schowane linki hamulcowe oraz bardzo ważną dla mnie rzecz: brak możliwości krzywego ustawienia kierownicy – w każdej płaszczyźnie! No i oczywiście fakt, że nigdzie przy kokpicie nie wystają linki! To też jest sztos. Do tego brak klasycznej rury sterowej, dzięki czemu można szybko wkładać i wyciągać podkładki pod mostkiem bez zastanawiania się nad przycinaniem rury.

Prawdopodobnie jedyny kokpit świata, który nie wygląda głupio z Hammerheadem

Główna wada to dla mnie zacisk sztycy, który wpada do ramy, gdy wyciągnę siodełko, a zapomnę przechylić odpowiednio rower. Jeśli widzicie gościa co na lotnisku macha rowerem odwróconym do góry nogami nad głową, jestem to ja.

Nie jest to zdecydowanie rower, który mogę rozsądnie polecić komukolwiek, ale wierzę, że wybraliśmy dla siebie (możliwie) optymalnie. Rower cenowo przekracza granicę, w której da się użyć go w zdaniu ze słowem “rozsądnie”. Z drugiej strony, jeśli da radę zastąpić 2 rowery…. O tym czy faktycznie, napiszę w przyszłości. Przyznaję się jednak bez bicia – trochę boję się sprzedać nasze szosy, więc byłbym wdzięczny, gdyby nikt ich na Allegro (Bianchi ; Rose) nie kupił. Bo gdy aktualnie ktoś mnie w Warszawie pyta, czy warto iść w gravela, mówię mu zazwyczaj, że “trochę bez sensu, ale warto” ;-)

A o samym Factorze pewnie więcej, jak już zrobimy wspólnie tę 5-cyfrową liczbę kilometrów.

Posiadanie jednego roweru do wszystkiego to zawsze kompromis. Dla mnie Factor to jak Porsche Macan, Maserati Levante, czy Ferrari Purosangue. Ludzie Cię widzą i myślą: no debil to kupił, ja bym cośtamcośtam tudzież he he, gość chciał mieć szybko, a nie może, bo rodzina, ale Ciebie to zupełnie nie interesuje, bo tak…  bo może.

Przypis:

Tak, zostaliśmy ambasadorami marki w Polsce. Nie oznacza to jednak, że rowery dostaliśmy na jakiś czas, aby się na nich pokazywać i wyglądać. Oba rowery kupiliśmy, za pieniądze i podjęliśmy współpracę.