Odzież kompresyjna to drażliwy temat. Z jednej strony sto tysięcy blogerskich wpisów o tym jak bardzo pomaga w życiu, z drugiej milion głosów sceptycznych. Z jeden pięćset artykułów na stronach producentów o tym, jak wiele dzięki niej zyskujemy, z drugiej 300 badań dowodzących, że jednak nic.
Zaczęło się jak zwykle: napisał do mnie miły pan z firmy Run Centre (http://runcentre.pl/), że może byśmy powspółpracowali. Nazwa może nienajlepsza, ale gratisy się sypną – myślę. Klikam więc w linka, a tam wita mnie 3 kolesi w piankach triathlonowych (i jedna pani). Wyglądają jakby zaraz mieli zapytać, czy mam problem i zabrać mój rower. Dalej nie jest lepiej, klikam w coś i przenosi mnie na stronę https://tricentre.pl/. Szybko przełączam stronę na porno, bo boję się, że ktoś w pracy zobaczy, jak oglądam sprzęt triathlonowy – nie wytłumaczyłbym się z tego do końca życia*.
Do tematu wracam w domu, przełączam przeglądarkę w tryb prywatny, żeby mi potem nie wyskakiwały reklamy pojemników na banany i rozpoczynam przeglądanie oferty. Odzież kompresyjna od compressport – temat niezbadany, który zawsze mnie zastanawiał. Dostępne są skarpetki, legginsy, rękawki, opaski na łydki, na uda, na czoło, spodenki długie i krótkie, koszulki… ło żesz ty – to będzie trudne. Ostatecznie decyduję na opaski na łydki i uda, bo jakieś takie najbardziej praktyczne się wydają. Pewnie działają gorzej niż całe spodnie, ale skarpetki zaśmierdną, a spodenki pewnie uciskają miejsca, które już mi i tak przez pół życia uciska siodełko. No i opaski na łydki można schować pod krótkimi spodenkami i nie wyglądać jak pajac. Bo niestety:
Odzież kompresyjna, czyli strój na Halloween masz gotowy
Odzież kompresyjna w kolarstwie kojarzy się źle. Powodów może być wiele:
- nie widuje się kolarskich zawodowców w kompresach, (wpiszcie sobie w google images: cycling compression i poszukajcie)
- bo kompresy są zakazane przez UCI (podobnie jak Twój zbyt lekki rower)
- ale przecież mogliby się w nich regenerować,
- za to widuje się w nich triathlonistów
Kolarska noga jest specyficzna. Nie wiem czy inni ludzie potrafią rozróżnić, kiedy noga jest: drewniana, świeża, nieświeża, ubita, zajechana, napompowana, zmęczona, w gazie, paląca, wycieniowana, wytopiona, zalana, mocna, słaba, podająca, kiepska, mocna i tak dalej. Każdy z tych stanów może oczywiście łączyć się dowolnie z innymi. Któż inny mógłby więc w pełni subiektywnie napisać jak działa odzież kompresyjna? No to do roboty!
Punkt pierwszy: wyciągam miarkę i sobie mierzę. Ważne, aby wbrew przyzwyczajeniom, nie dodawać centymetrów do wykonanego pomiaru. W 4-stopniowej skali wychodzi mi 2…. Pandzie też – no fajnie, mam nogi jak dziewczyna. Zamawiam COMPRESSPORT FORQUAD za 239zł oraz COMPRESSPORT UR V2 za 179zł. W sumie, gdybym wziął nogawki kompresyjne, kompresowane byłoby więcej ciała za mniej. Do końca dnia zastanawiam się też czemu, jako kolarz, nie wziąłem po prostu kolarskich spodenek kompresyjnych. Gdzieś z tyłu głowy przypominam sobie, że czasem też biegam (tu na przykład relacja z półmaratonu w Lizbonie), więc może opaski przydadzą się również wtedy.
Punkt drugi: zakładamy. Na początku stanowi to spory wyczyn, bo przypomina pakowanie się do podsiodłówki na długą jazdę (tu przypomnienie, co musi tam wejść). Patrzysz na nogę, patrzysz na opaskę i myślisz tylko jedno – to się nie uda. Ale się udaje, zadziwiające jak elastyczny i wytrzymały potrafi być materiał. Byłem święcie przekonany, że w ciągu tygodnia coś porwę albo popruję. Nie udało mi się ich zepsuć – sukces.
Podążając za radami Velominati, długość skarpetki mierzona jest podobno wzorem:
S = A/π – √B ± (B/A) / (1/CS¹)
gdzie, w dużym skrócie:
A – długość nogi mierzona od kostki do końca piszczeli
B – odległość pomiędzy kostką, a połową łydki
S – wysokość skarpetki mierzona od kostki
CS – Calf Shame factor, czyli wskaźnik wstydu łydki, gdzie 0 to brak wstydu (może nawet i chwała), a 10 to wstyd całkowity
Odzież kompresyjna – Co mówi internet?
Nie będę się zagłębiał w to, jak działa taka odzież – podobno krew szybciej płynie, bo ma mniej miejsca. Nie do końca rozumiem, ale nie muszę. Jestem prostym konsumentem, dla którego produkt działa, albo nie działa… no chyba, że nie wiem, czy działa – wtedy jest problem i taka sytuacja tu wystąpi.
Cały sensowny internet mówi jasno – w kompresach nie będziesz jeździł, ani biegał szybciej. Co najprawdopodobniej jest nieprawdą, bo niektóre niezbyt wiarygodne źródła powtarzają, że to nie prawda i na zdrowy rozum ma to sens. Wychodzi na to, że faktycznie:
SZOK: w kompresach jeździ się szybciej
i to nie mało. Skarpetki CEP oszczędzają podobno 73.8 sekundy podczas 40-kilometrowej czasówki przy 225watach. Inne badanie mówi o opaskach na łydki R2 i oszczędności 90 sekund na trasie Ironmana. To dużo biorąc pod uwagę cenę. Dlatego też (no dobra, nie wiem czy dlatego) UCI nie dopuszcza wysokich skarpetek – max to połowa dysntansu między kostką, a kolanem. W ogóle, to co UCI dopuszcza jest dość skomplikowane, bo kiedy skarpetka kompresyjna staje się skarpetką kompresyjną, a nie po prostu nogawką? Dla przykładu
– nie można jeździć bez rękawków
– spodenki powinny sięgać przed kolano
– nie wolno nosić nieprzezroczystych kapturów
– dopuszczone są tylko niezbędne elementy ubrania. Nie wolno wkładać niczego co zmienia kształt ciała, albo wspomaga w jakikolwiek inny sposób. Chyba że wytłumaczymy, że zmusiły nas do tego warunki pogodowe.
Ale my nie jesteśmy (w większości) kontrolowani przez UCI i możemy nosić co nam się podoba i jeździć na czym chcemy. Odzież kompresyjna, jak sama nazwa wskazuje kompresuje, więc jesteśmy mniejsi, ergo – robimy mniejsze opory. Chcesz być szybki? Ubierz się cały w kompresję… albo w folię stretchową i ponacinaj dziurki żeby była oddychająca. Tani zysk!
Chcesz być szybki to bądź brzydki
[pullquote]Kompresy u kolarza są jak adidasy z garniturem. Nikt nie zastanawia się, czy lepiej i wygodniej, bo po prostu nie[/pullquote]Ale bądźmy szczerzy, życie to nie czasówki. Nikt normalny nie chce wyglądać jak ciul tylko po to, aby wygrywać. Kolarze nie wkładają kompresów do jazdy, bo nie. Nie ma też żadnego sensownego badania lub nawet sensownej opinii blogerskiej, że w kompresie jedzie się szybciej.
Osoby, które jeżdżą zimą wiedzą, że nie ma nic gorszego niż długie spodnie. W długich spodniach przestaje się jechać. Długie spodnie zrobią nawet z najlepszego kolarza dziada. Zaraz za nimi są nogawki. Nikt normalny nie włoży tego z własnej nieprzymuszonej woli. A nogawki (w domyśle opaski kompresyjne) plus krótki rękaw u góry byłby faux pas jak stąd na Tourmalet. Poza tym opaski, jakkolwiek przewiewne by nie były – grzeją. Grzanie nóg w czasie jazdy to ostatnia rzecz, o której marzysz. Dlatego odzież kompresyjna odpada dla mnie, jeśli chodzi o jazdę.
Przepraszam, gdzie jest instrukcja?
Co innego w przypadku biegania. W internecie piszą, że mają sens tylko w przypadku długich dystansów, ale mi się w nich po prostu lepiej biega. Chociaż wątpię, żeby chciało mi się je wkładać za każdym razem. Nie wiem, może to kwestia tego, że mięśnie tak nie latają, przy uderzeniach o ziemię, ale jesienny początek przygody z bieganiem zacznę na pewno z nimi. Może zmniejszy to trochę traumę jaką jest dziadowanie przez pierwszy miesiąc i wchodzenie po schodach jak inwalida, co następuje po każdym biegu. Wróćmy jednak do roweru.
Po pierwsze, nigdzie w internecie nie znalazłem dokładnej informacji jak tego używać, kiedy, jak długo itp. Bo prawie nikt nam nie mówi, że używanie kompresji w pozycji leżącej jest z założenia bez sensu. Albo, że przed jej użyciem warto potrzymać chwilę nogi powyżej poziomu serca. Nie ufam rzeczom, które nie mają jasnych instrukcji. To jak ten robot w telezakupach, który potrafi wszystko, co tylko wymyślisz. Albo jak rozmowa z szefem w korpo, który tłumaczy Ci, że możesz być kimkolwiek chcesz i tam to osiągniesz. Albo magiczne napoje ziołowe, które leczą wszystko. Cóż, jest wielu ludzi, którzy uwierzyli i faktycznie zostali wyleczeni – liczy się efekt, a nie działanie.
Po drugie, każda recenzja (poza tymi podejrzanymi) kończy się: generalnie nie jestem pewny, ale skoro nie przeszkadza to czemu nie. Śmieszyło mnie to do momentu, w którym nie wziąłem się sam za używanie tego wynalazku. Po kilku tygodniach stwierdza obiektywnie, że: NIE WIEM.
Jeżdżenie w tym wynalazku odrzuciłem na dzień dobry. W opaskach na łydkach na mieście się nie pokaże, a na udach, pod spodenkami, ugotuję się. Pozostaje regeneracja.
Ja nie śpię, ja regeneruję
Po wyścigu zazwyczaj wraca się do domu autem. Ewentualnie idzie się w miasto na poszukiwania pizzy o najlepszym stosunku rozmiar/cena (powinna być aplikacja, która wylicza ten współczynnik, dzieląc pole powierzchni uzyskane z przekątnej przez cenę.). Bo po wyścigu można: jeśli się przegrało to na pocieszenie, jeśli wygrało to w nagrodę, jeśli przyjechało się w środku stawki – jest po prostu zasłużona. I teraz, jeśli ktoś Wam mówi, że podczas wykonywania tych przyziemnych czynności, możecie jednocześnie wspierać regenerację, czemu nie spróbować?
I tu, z bólem serca, muszę przyznać rację wszystkim innym testom. Nie potrafię ocenić czy odzież kompresyjna pomaga. To znaczy, może inaczej – ona pomaga, ale nie jestem pewny czy to ona. Może to po prostu efekt placebo. Faktem jest natomiast, że subiektywnie, nogi czują się nieco lepiej po ich zdjęciu. Paradoksalnie, może być to podobny efekt jak noszenie ze sobą wszędzie siatki z ziemniakami. Jeśli po godzinie przestaniesz ją nosić, Twoje ręce też poczują ulgę ;-)
W tym całym morzu niepewności, fakt jest jeden – opaski przydają się w podróży. Jeśli zaraz po wyścigu wsiadasz w auto i ciśniesz 5 godzin do domu, albo po prostu musisz spędzić sporo czasu w pozycji siedzącej – kompresja nóg się przydaje. Mięśnie nie skaczą, nie telepią się – kogo złapał kiedykolwiek skurcz łydki na autostradzie wie, o czym piszę. Po długiej podróży, noga przyjeżdża trochę szczęśliwsza… albo może raczej mniej nieszczęśliwa. Przynajmniej jeśli chodzi o łydki, bo do ud mam zastrzeżenia, jako że:
Moja noga jest mojsza niż Twojsza
Dobranie odpowiedniego rozmiaru jest generalnie proste. Sprawdzamy obwód miejsca i dopasowujemy jeden z 4 rozmiarów, a jeśli jesteśmy na skraju, bierzemy mniejszy. Tylko że ludzie mają bardzo różne nogi. Mam nieodparte wrażenie, że opaska dużo bardziej ściska mnie na niektórych wysokościach. Skutkuje to na przykład dyskomfortem na górze ud. Elastyczny pasek zapobiegający zjeżdżaniu wbija mi się w ciało, podczas gdy nad kolanami mogłoby, według mnie, ściskać bardziej. O ile w przypadku przemieszczania się w pionie da się to jakoś przeżyć, w aucie staje się to uciążliwe.
Kupić, czy nie kupić?
Czy jesteś w stanie stuprocentowo stwierdzić, że kąpiel w bąbelkach po wyścigu wspomaga Twoją regenerację? A może wchodzisz do niej tak czy siak, bo czemu nie. Jeśli tak – kupuj kompresy. Mało tego, kupuj je też, jeśli jako kolarz planujesz zacząć biegnie jesienią, a pamiętasz, że nogi nie bolą tak bardzo w żadnym innym momencie sezonu. Jaki zestaw polecam?
Jeśli jesteś odważny, bierz pełne nogawki. Jeśli trochę się jarasz, a trochę boisz, bierz opaski na łydki i w zależności o tego, jak bardzo Ci się spodobają, rozważ dokupienie takich na uda.
Ja póki co wkładam je przy każdej dłuższej podróży i po każdym wyścigu, po którym o tym pamiętam, ale mam nieodparte wrażenie, że pewnego dnia o nich zapomnę i staną się jedną z tych rzeczy, które leżą w szufladzie i nie wiadomo co z nimi zrobić.
*oczywiście wszyscy dobrze wiemy, że pewnego dnia wystartuję w triathlonie, ale póki co trzymam się nurtu, że z tri można się bezkarnie śmiać. Proszę triathlonistów o zachowanie dystansu.
“idzie się w miasto na poszukiwania pizzy o najlepszym stosunku
rozmiar/cena (powinna być aplikacja, która wylicza ten współczynnik,
dzieląc pole powierzchni uzyskane z przekątnej przez cenę.).” – niepotrzebna komplikacja, wystarczy średnica/cena ;) Aplikacja to by się przydała taka żeby liczyć ten współczynnik z samego zdjęcia pizzy i menu ;)
Piękne :-) :-) “Szybko przełączam stronę na porno, bo boję się, że ktoś w pracy zobaczy, jak oglądam sprzęt triathlonowy – nie wytłumaczyłbym się z tego do końca życia*.
Zawodowi kolarze używają kompresów, ale tyko poza wyścigami. Zakazywanie tego do regeneracji pozawyścigowej byłoby bez sensu.