Ten wpis to proszenie się o kłopoty. Piesek jest najwierniejszym i najbardziej oddanym człowiekowi przyjacielem, a jeśli tak nie jest, oznacza to, że albo ma wyjątkową traumę, albo został bardzo źle wychowany. Wtedy należy mu okazać jeszcze więcej miłości i wszystko będzie dobrze. Ewentualnie przypadkowi ludzie powiedzą Ci, że trzeba z pieskiem trochę popracować. Będzie wdzięczny i wszyscy będą szczęśliwi do końca życia, bo pracą i konsekwencją dochodzi się do efektów. Przecież każdy widział “Mój przyjaciel Hachiko” i wie jak jest. Tylko, że nie zawsze tak jest, nawet jeśli jesteś jak Richard Gere. A Twoja Shiba to niekoniecznie tamta Akita. Pracą i konsekwencją da się też wygrać maraton… chyba że jednak geny nie te. Wtedy nie można. Jeśli pracę i konsekwencję podjąłeś w wieku 30 lat zamiast 7, to zazwyczaj też nie można.

Reprezentuję klasycznego posiadacza psa. Choć może patrząc po ilości filmów, książek i rozmów, wyszedłem już nieco poza przeciętność. To wpis o tym, że problemy się zdarzają, nawet jeśli robisz wszystko najlepiej jak umiesz. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. To wpis, który chciałbym zobaczyć pół roku temu, gdy szukaliśmy nowego domu dla naszego pieska i czuliśmy się jak najgorsi ludzie świata. Lub 2 lata temu, gdy podejmowaliśmy decyzje o dołączeniu go do rodziny. Takich tekstów wtedy nie znaleźliśmy.

Bo czy jakieś dwa lata po uruchomieniu procesu “czy chcemy psa” – zdecydowalibyśmy się na niego ponownie? Zdecydowanie tak.
A czy gdybyśmy wiedzieli, że nasze życie z Racuchem będzie wyglądało tak, jak wyglądało? Zdecydowanie nie.

Czy to był moment, w którym Sylwia postanowiła mieć pieska? Pewnie tak. Skoro maszyna do zabijania, jaką był wilczak czechosłowacki jej nie odstraszyła – nic nie mogło. Wtedy wydawało się, że Shiba nie może być trudnym tematem. I niech szlag trafi wszystkich, którzy piszą, że nie jest.

Shiba i Internet.

Z czytaniem opinii w internecie jest zawsze tak samo. Gdy kupujesz swój pierwszy drogi rower i czytasz, że wymusza agresywną pozycję i jest piekielnie sztywny, myślisz że to super. Przecież jeździsz szybko (i bezpiecznie). Po pół roku rozumiesz już co oznaczały te słowa. Czujesz to w plecach, karku, nadgarstkach i kilku innych miejscach. Dopiero doświadczenie pozwala Ci zrozumieć tę sprytną, stylistyczną sztuczkę zwaną eufemizmem. Gdy kupujesz aparat fotograficzny, czytasz godzinami o tym, jaki Twój wybrany model jest dobry. Dopiero gdy pół roku po jego zakupie, zaczynasz zastanawiać się co to za paprochy na matrycy i wrzucasz w google “Aparat X brud na matrycy” odkrywasz lawinę wątków o tym problemie. Szukać trzeba umieć. A szuka się tego, co chce się usłyszeć.

Dobrą praktyką jest założenie, że w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy z psem (już na etapie adopcji), nie należy korzystać z pomocy ogólnodostępnego internetu. Tak samo jak w przypadku każdej innej, ważnej, życiowej decyzji.

I tak, jak słusznie pewnie pomyśleliście – ten tekst to “powszechnie dostępny internet” i dlatego nie powinniście ufać jakimkolwiek moim poradom. Całość wiedzy tutaj opieram na spostrzeżeniach własnych i zasłyszanych. Jeśli zastanawiacie się czy Shiba to piesek dla Was albo co zrobić jak już w niego wdepnęliście, poszukajcie wśród znajomych namiarów na specjalistę. Ja tu tylko zostawię swoją historię.

shiba

I dzis, czytając że Shiba to pies niezależny, inteligentny, uparty i stanowczy, rozumiem już co ludzie mieli na myśli. Dzisiaj czytając te słowa, w głowie zapala się lampka – duża i czerwona. Wtedy, zgodnie z komentarzami, odbierałem to jako “piesek może i trudny, ale wystarczy do niego trochę serca”. Nie wiedziałem, że osoby, który mogłyby napisać inną opinię siedzą właśnie zamknięte we własne łazience i boją się z niej wyjść.

Jako osoby będące w stanie przeznaczyć praktycznie nieograniczone ilości czasu oraz funduszy na wychowanie pieska, uznaliśmy, że damy radę. Żeby przygotować się w 100%, z behawiorystą zaczęliśmy pracować zanim jeszcze pies pojawił się w domu. Półtora roku później jesteśmy już po kontaktach z wieloma behawiorystami, psimi psychologami, trenerami, ludźmi od badań psychicznych dla psów i ludzi, ludźmi od psów agresywnych, weterynarzami przepisującymi leki uspokajające (zarówno dla psa, jak i dla człowieka). Hell of a ride! Dopiero frazy “shiba agresja”, “shiba possesive” itp wypluwają wątki, które odkrywają całą prawdę. I ja absolutnie nie twierdzę, wyprzedzając odpowiedzi “co on ***, moja shiba jest wspaniała”, że większość Shiba jest problematyczna. Ja daję tylko znać, że można się zdziwić i wcale nie trzeba szukać daleko.

Gdyby ktoś zapytał ile wydaliśmy przez pierwsze kilkanaście miesięcy na psa odpowiedziałbym dyplomatycznie, że idzie to w porządne dziesiątki tysięcy. Ile dokładnie? Nikt nie wie. Z drugiej strony jednak znacznie zaoszczędziliśmy na “życiu” – poprzez jego brak.

Internet przedstawiający Shiby i wiele innych ras, jako “piesełki” to według mnie straszna krzywda. To nie są pieski, to normalne zwierzęta, w większym lub mniejszym stopniu udomowione. Powołując się na internetowe tabelki, Shiba to rasa psa, która jest zdecydowanie bliższa wilkowi niż inne psy. Bliżej niż Husky, czy Malamut. Dla własnego zdrowia możesz spokojnie założyć, że psy pierwotne to wilki, a nie psy.

Szukając informacji ogólnych o Shibie, trafisz w internecie w tę pozytywnie zakręconą bańkę. Bo wiele jest pytań, które z obawy przed stygmatyzacją, nie zostaną na forum publicznym zadane. To dokładnie jak z:

The first rule of Fight Club is: you do not talk about Fight Club. The second rule of Fight Club is: you DO NOT talk about Fight Club! Third rule of Fight Club: if someone yells “stop!”, goes limp, or taps out, the fight is over.

Zrozumienie, że Shiba to nie pies, a wilk ułatwiło nam nieco kontakty z Racuchem. Od wilka nie będziesz wymagał tego, co od domowego pieska. Internet mówi, co prawda, że to bardziej kot, ale wiadomo – w internecie są sami miastowi, im się myli. Mój pies mnie lubi (wtedy, kiedy ma ochotę), ale myślę, że nie przeszkadzałoby mu to w sprzedaniu mnie za kawałek starej kiełbasy.

Gdy przed sobą widzę grupę pierwotniaków, przed oczami mam tylko:

My, proszę pana, jesteśmy młodzi wilcy. Umiemy wymusić okup, ściągnąć haracz, jebnąć ze łba. Do tego gwałty na zlecenie, bez zlecenia zresztą też. Amfetamina – produkcja, dystrybucja, masturbacja.

O.J. Racuch

shiba

Gdybyśmy dzisiaj nadawali psu imię, nazywałby się Odżej – na “cześć” O.J. Simpsona. Bo to taki super miły typ, do którego podchodzą ludzie krzycząc “o jaki miły lisek” a on ich liże, a potem w domu dostajemy od niego haka od dołu, bażanta na oko, eleganckiego low kicka, potem baniaczkiem w nosek, łokietkiem w brodę, bombę od góry na cabanik, machanie wiatraczkami, szoł lin i koniec końców leżymy pogryzieni jak parówy.

Bo mówiąc “problem”, nie mam tu wcale na myśli problemów, o których myślałem: że piesek zjada kapcia, że sika na dywan, że szczeka, czy że jest bardzo żywy. Mam tu na myśli problemy, z psem wziętym z dobrej hodowli, do którego właściciele przygotowali się najlepiej jak umieli, a który czasami chce ich zabić. Blizny na naszych nogach i rękach ładnie pokazują, jak na przestrzeni miesięcy zmieniało się uzębienie Racucha. Mam na myśli sytuacje, w której Twój własny, wychowany przez Ciebie pies, rzuca się z zębami, mimo że 17 sekund wcześniej był najlepszym przyjacielem, a za 2 minuty pewnie będzie znowu. Filmy i zdjęcia prezentujących jak wyglądają zakrwawione ściany, pocięte ręce zostawiam jedynie do indywidualnej prezentacji dla niedowiarków. Powodów może mieć wiele:


– nie chce wejść do auta
– czegoś się przestraszył i przekierował złość
– coś mu się przyśniło i z miłego typka, który spał z Tobą wkulony w łóżku, zamienia się w wielkie szczęki przed Twoją twarzą
– znalazł coś, czego postanowił pilnować i zabić każdego, kto się zbliży
– chcesz mu założyć lub zdjąć obrożę
– ktoś go nadepnął jak spał w najmniej odpowiednim miejscu
– chcesz odciągnąć go od innego psa.
– zobaczył przez okno psa, którego nie lubi
– bo coś
– został przy nim wykonany ruch, który mu się nie podobał
i tak dalej.

I mimo że każda z tych sytuacji jest do uniknięcia, pilnowanie się w pełnym skupieniu przez 24/7 we własnym domu jest dość ciężkie. Błędy robi każdy, a w tym przypadku są bolesne.

shiba training

I ja wiem, że Lem jest fantastą to się może wydawać śmieszne. Bo 13-kilogramowa Shibka, bo awanturka, bo taki śmieszny piesek z małymi ząbkami. W chwili ataku to jednak nie jest śmieszny piesek. To jest berserker z wyłączonym mózgiem, którego głównym celem jest upier* Ci ręce albo nogi. Jak opowiem o sytuacji, w której stałem na krześle, a moja dziewczyna waliła papuciem psa po głowie, żeby te dwie kulki w mózgu znowu się połączyły i powrócił z piekła, to brzmi śmiesznie. Uwierzcie mi – nie jest. Szczególnie w przypadku osobnika, z którym musicie spędzać minimum kilkanaście godzin dziennie i nie ma od niego ucieczki (bo kto go przygarnie, nawet tymczasowo). Bo zostawić go ze znajomymi próbowaliśmy – powiem tylko, że pierwszego dnia pobytu w Gruzji szukaliśmy lotów powrotnych. Co prawda dwa ludzkie ciała nie byłyby trudne do utylizacji na Kaszubach, gdzie zostali, ale mamy zbyt mało znajomych, aby pozwolić sobie na takie ekstrawagancje.

Z czego to wynika? Może z charakteru, może z naszych błędów w pierwszych 2-3 miesiącach, może z błędów hodowli, a może – jak mawiają w schroniskach – z niedopasowania. A może po prostu urodził się jakiś taki specjalny. Bo czy zastanawialiście się kiedyś

Skąd się biorą dresiarze?

To jest dobre pytanie. Czy człowiek rodzi się dresiarzem, czy może to środowisko w którym dorasta. Tego nie wiem, tak samo jak nie wiem, z czego wynikają problemy z Racuchem. Fakt jest taki, że mamy pieska, który jest odpowiednikiem osiedlowego dresiarza mieszkającego drzwi w drzwi z Tobą. Takiego, który rano prosi o kopsnięcie fajeczki, a Ty mu ją kopsasz (a jako niepalący, nosisz ją tylko do kopsania). Bo jak nie kopsniesz to będzie problemik (o który swoją drogą zawsze tenże dresiarz pyta – czy takowy może masz, a Ty nigdy nie masz). Albo takiego, co to jak siądziesz na jego osiedlową ławkę, to już nigdzie więcej w życiu nie siądziesz. Ewentualnie, gdy szaliczek włożysz nie taki jak trzeba. Ty to wszystko wiesz, ale po pierwsze – czasem możesz coś przegapić, po drugie – inni mogą nie wiedzieć. Wiadomo co się dzieje, gdy Silnemu chce się pić, a pani nie chce lać tej Coli.

Lepsi ludzie.

Uważam, że ludzie mający zwierzątko są lepsi. Nie twierdzę, że jeśli nie masz zwierzątka, to jesteś gorszy. Twierdzę, że biorąc tysiąc losowych osób ze zwierzątkiem i bez, ci pierwsi będą lepszymi ludźmi. Mówię to bazując tylko na swoim przykładzie. Pomijając fakt jakiejś większej wrażliwości, która przekłada się na przykład na chęć odejścia od jedzenia mięsa, pojawia się zrozumienie pewnych kwestii. Odczytywanie sygnałów, o istnieniu których człowiek nie miał pojęcia i ogólna świadomość tego jak działają zwierzęta. Że to nie jest tak, że bierzemy przytulaska po to, aby z uśmiechem witał nas w drzwiach, a teoretycznie dzikiego osobnika, na którym wymusimy nasz styl życia. Że spacer wcale nie jest po to, aby wymusić na sobie wyrwanie się z pracy na przechadzkę, a jest przecież dla psa. Że śmieszne filmiki ze zwierzętami na Instagramie nie zawsze są tak śmieszne, gdy obejrzy się je dokładnie. Ale nie tylko to.

shiba na plecach

Jak nazwiesz człowieka, który po 9 miesiącach od kupna psa chce się go pozbyć z domu wrzucając ogłoszenie do internetu? Albo takiego, który chce oddać swojego przyjaciela do schroniska? Ja wiem jakbym nazwał dwa lata temu. Łatwo jest oceniać. Dzisiaj wiem, że nie wolno oceniać ludzi bez poznania pełnej sytuacji. Napiszę to wprost – WEDŁUG MNIE – w oddaniu psa nie ma nic złego. Sytuacja jest oczywiście zła, ale wierzcie mi – bardzo często, nawet dla osoby oddającej jest to trauma. To taki ślepy zaułek, w którym od miesięcy żyjecie z psem w ogromnym stresie, jednocześnie nie mogąc od niego odpocząć, ale jednocześnie, sumienie nie pozwala rozwiązać tej sytuacji. Człowiek się męczy, pies się męczy, wszyscy się męczą. Logicznie rzecz biorąc, nie ma to sensu i z dużą dozą pewności mogę powiedzieć, że jeśli nie doświadczyłeś takiej sytuacji, nie zrozumiesz. To pewnie jak z przemocą domową, której rozwiązanie wydaje się zawsze z boku bardzo proste i trwa pewnie 5 minut wliczając pakowanie walizki.

shiba na plecach

shiba gryzie

Byliśmy w tym miejscu. Byliśmy tymi najgorszymi ludźmi świata, chcącymi pozbyć się własnego psa. Tylko że tu zaczynają się schody. Bo jak oddać psa, z którym są problemy – szczególnie, gdy zależy Ci na dobru tego psa? Podpowiem Wam, że fundacje i schroniska nie pomogą, a znalezienie odpowiedniego człowieka w internecie graniczy z cudem. Nie da się oddać psa do schroniska inaczej niż przywiązując go w lesie do drzewa i dzwoniąc po interwencję. Jeśli z kolei oddasz go randomowi z internetu to albo za kilka miesięcy znowu będzie szukał domu, albo będzie żył w patologii jako reproduktor.

Dlaczego pies z nami został? Nie wiemy. Nie rozumiem też procesu myślowego, który stał za sytuacją, w której oddanie psa wydawało się z każdej strony lepsze dla wszystkich, a mimo to się nie wydarzyło. Psycholog mówi coś o związku przemocowym, ja przed oczami widzę “za słoną zupę”.

Jeszcze lepsi ludzie.

– Proszę pana, czy syn może pogłaskać pieska?
– Lepiej nie, pies może ugryźć
– Mhm, rozumiem. Dobrze synku, to idź – pogłaskaj, tylko ostrożnie

Możecie nie wierzyć, ale to autentyczny dialog z klasycznego spaceru z psem. Podejrzewam, że życie z amstaffem jest o tyle łatwiejsze, że nikt nie wpycha na takiego psa swojego dziecka. No chyba, że go nie lubi. Sam też nie pcha łap żeby podrapać za uchem. No chyba, że bardzo chce L4. No i swojego pieska nie wpycha w “przywitaj się, bo to też pies”. Chyba, że go nie lubi. Szczególnie, że pierwotniaki witają się jak ten najgorszy typ w pracy, którego uścisk dłoni pamiętasz do końca dnia – czasem dorzuci jeszcze klepnięcie w plecy, po którym przypomina się posiłek z zeszłorocznej, pracowej wigilii. Taki uścisk, podobnie jak u pierwotniaków, działa tylko, gdy trafi się na takiego samego typa. Wtedy w obydwu głowach pojawia się myśl “ooo, szacuneczek“.

Po wielu miesiącach ciężkiej pracy, jesteśmy w sytuacji, która jest niezła. Pies potrafi się szczerzyć, zdenerwować, rzucić z zębami, ale w locie przemyśli sprawę i zdąży albo nie zdąży się wycofać. W dalszym ciągu mógłby jednak grać w Pulp Fiction postać określaną jako Bad Motherfucker. Teraz problem mamy z ludźmi, nie z pieskami.

Wyobraź sobie, że jesteś opiekunem dumnego potomka samurajów. Prowadzisz go, aby elegancko zaznaczył strefy wpływów w parku i gdy ten akurat przymierza się do oddania stolca, składającego się z przetworzonych wewnętrznie, najwyższej jakości mięs dzikich zwierząt, biegnie do niego z horyzuntu blablador lablad labal wilczur. Jego jedynym marzeniem wąchanie tyłków. Uszy latają, ogon wiruje, ryj się ślini. Samuraj już cały spięty, będzie spotkanie. Podobne spotkanie byłoby też, gdyby wilczur był na smyczy, bo jego opiekun przybiegłby z przeświadczeniem, że pieski muszą się spotkać. Jak się nie spotkają to umrą. Jak na tej imprezie, gdzie Twoja dziewczyna mówi: “poznaj Piotrka, Piotrek też jest informatykiem, porozmawiajcie sobie po informatykowemu” i znika. A Wy zostajecie w tej niezręcznej ciszy szukając oczami ucieczki. Mogłaby jeszcze z tyłu poklepywać z tekstem “no mówcie sobie coś”. Tak widzę takie spotkania w parku.

Próżno w głowach szukać zrozumienia, że mały samuraj być może wolałby na spokojnie się ominąć lub z honorem i należytym szacunkiem skinąć jedynie głową. Ewentualnie siknąć na już pozostawione siki pełniące formę SMS + raport dostarczenia. Chwilę później zazwyczaj dostaję pytanie, czy rozważaliśmy pracę z behawiorystą lub nieskończoną serię porad co zrobić, aby było lepiej. Jest to kilkanaście sekundy po tym, gdy prosiliśmy o ominięcie i kilka przed tym, gdy następuje splątanie absolutne. Jestem prawie pewny, że pewnego dnia, gdy na swoją prośbę o niepodchodzenie z psem usłyszę “mój piesek chce się tylko pobawić”, ugryzę kogoś w łydkę. Racuch będzie mnie odciągał smyczą i krzyczał “dobry pańcio, spokojnie“.

shiba i border
Zdjęcie z kategorii: ostatni kadr w życiu

Szczególnie, że porada w stylu “znajdź dobrego behawiorystę” jest tak samo dobra, jak porada “znajdź dobrego ortopedę”, gdy bolą Cię od biegania kolana. Pomijając fakt, że jeśli faktycznie będzie dobry, to zacznie dokładnie tak, jak ortopeda tłumaczący, że to wcale nie problem z kolanami, tylko z nadwagą, treningiem, podejściem, wiekiem, techniką, genetyką, podłożem, butami, ambicjami itd. Mam wrażenie, że behawiorysta nie służy do prostowania pieska, tylko do prostowania właściciela. Różnica między behawiorystą wiedzącym czym jest Shiba, a pierwszym-lepszym, jest (generalizując) jak między lekarzem sportowym, a zwykłym – pewnie obaj wyleczą, ale jeden zabroni uprawiać sportu.

shiba i border

Cały (domyślny) system szkolenia jest jakiś zły. Nasz kilku-miesięczny pies potrafił siadać, dawać łapę, kłaść się i robić kilka innych rzeczy na zawołanie, lecz najważniejszych rzeczy dowiedzieliśmy się zdecydowanie za późno.

Na przykład to, że pies musi spać. Kilkanaście godzin relaksu w ciągu dnia jest obowiązkowe. Nie dotykać, nie zaczepiać jak leży, nie cieszyć się jak za nami łazi. Jak nie umie odpocząć to zamknąć go w małej klatce, nakryć kocem i niech siedzi w więzieniu. Przeświadczenie, że zamknięcie w klatce to nie kara, a odpowiednik leżakowania w przedszkolu wymaga nieco wyobraźni, ale naprawdę działa. Od kiedy pies zaczął dużo spać, stał się minimalnie łatwiejszy.

Albo to, że wybiegi dla piesków to zło i patologia. To taki odpowiednik spotkania na Teamsach jak już się wdzwonili wszyscy oprócz prowadzącego i trwa wymiana spojrzeń z narastającą niezręcznością.

Albo że zbieranie psu czegokolwiek to zło. Gdyby mi ktoś powiedział, że zabranie psu z pyska siłą foliówki, którą pewnie zje jest gorsze niż faktycznie jej zjedzenie, pomyślałbym że głupi. Teraz już wiem, że foliówka wchodzi w pieska i wychodzi drugą stroną, a relacji zbezczeszczonej wyrywaniem mu jej z ryja tak łatwo nie odbuduję.

Shiba, czyli co?

shiba

Czyli w sumie nic. Ten tekst piszę, abyście mieli świadomość, że nawet piesek z hodowli, wychowany z pełnym poświęceniem, najlepiej jak właściciel mógł, może się okazać problemowy. Nie jesteśmy odosobnionym przypadkiem i wierzcie mi, liczba osób zaszywanych w szpitalu po konfrontacji z własnym psem jest większa niż myślicie. Nie wszyscy za to mają 13-kilogramowego samuraja, u niektórych to 60kg Gołota. Jeśli są jakieś rzeczy, które nam pomogły to:

– zachować spokój, zawsze. Do tego zero strachu i konsekwencja.
– zrozumieć, że nie ma uniwersalnej instrukcji jak postępować. Każdy pies jest inny i o ile pewne cechy mogą być wspólne, tak należy zrozumieć, że to co zadziałało na jednego psa, na innego może nie działać. Stąd porady internetowe nie za dobrze się sprawdzają
– zrozumieć, że celem behawiorysty niekoniecznie jest naprawienie psa, a być może bardziej jego właściciela
– pogodzić się z faktem, że co bym tu nie napisał, odpowiednio zrozumiane będzie, gdy już będzie za późno.

Na aparatach fotograficznych znam się tak dobrze jak na pieskach, czyli: wcale, ale dużo czytam. Bycie opiekunem Shiby jest trochę jak kupno aparatu Leica M10 Monochrome z obiektywem w stylu Noctilux-M 50 mm f/0.95. Masz wtedy kombo za jakieś 86 000zł, które robi zdjęcia tylko czarno-białe i nie ma auto-focusa, ani zooma. Czy z perspektywy normalnej osoby, ma to jakikolwiek sens? Raczej nie. Czy zrobienie zdjęcia lepszego niż aparatem 20x tańszym jest łatwiejsze? Absolutnie nie. Czy jak już się uda to daje więcej satysfakcji i ma w sobie coś wyjątkowego? Podobno.

Dzisiaj, po 505 dniach obecności psa w domu, mogę w pełni świadomie powiedzieć, że zmierzamy już w dobrym kierunku. Drobne ataki zdarzają się już tylko w ramach przekierowania agresji lub dużego stresu i trwają zazwyczaj maksymalnie kilka sekund. Agresja i frustracja domowa zazwyczaj bardziej nas już śmieszy niż przeraża. Nie było to proste i olbrzymia zasługa w tym osób, które nam, w profesjonalny sposób, pomogły.

Ja w każdym razie życzę powodzenia i idę dalej krzewić swoją misję szczerego odpowiadania w parku na pytanie “czy ten lisek to dobry dla rodziny?”

*tytuł wpisu to nawiązanie do książki “Pes z pekla”, Miroslavy Kohoutovej. Nietrudno się domyślić jaki pies jest na okładce.