(aparat Sony RX0 wyprosiłem na testy od człowieka odpowiedzialnego za serial Kolarze. Jest wykorzystywane do ujęć, w których zwykłe sprzęty byłyby zbyt duże).
Fotografia to moja pasja – stanowi idealny dodatek do kolarstwa. Nie wyobrażam sobie jednego bez drugiego. W przypływach nudy oglądam filmy o tym, jak robić zdjęcia i kręcić filmy, o nowinkach technologicznych, porównania sprzętu, kursy kompozycji, kolorowania, obróbki i tysiąca innych rzeczy. W dalszym ciągu nic z tego nie potrafię, ale wyznaję zasadę, że nie ma czegoś takiego jak złe zdjęcia. Tak samo, jak nie ma czegoś takiego jak zła sztuka. No dobra, może trochę przesadzam, ale jeśli ktoś nad czymś pracuje, stara się, robi produkt, który mu się podoba, to dlaczego miałoby to być mniej sztuką niż coś innego, co podoba się większej lub mniejszej liczbie osób. Żyjemy w pięknych czasach. Czasach, w których braki sprzętowe to prawdopodobnie najmniejszy problem ze wszystkich. Wybór sprzętu jest obecnie tak duży, a jego możliwości tak ogromne, że fajne rzeczy da się robić za bezcen.
Zostawimy to oczywiście innym. Po co robić fajne rzeczy tanim kosztem, skoro można robić przeciętne kosztownym? Tym razem skupimy się, jak zwykle, na rzeczy bardzo drogiej i potencjalnie, bardzo niepotrzebnej. Takie lubię najbardziej. Przed Państwem kamerka Sony RX0!
Sony RX0? Co to ku%#$ jest!?
Punkt pierwszy, najważniejszy – co to jest Sony RX0? To nieprzyzwoicie (tak na pierwszy rzut oka) droga kamerka, wielkości GoPro. Chęć porównania nasuwa się sama, natomiast poza rozmiarem i kształtem, urządzenia te nie mają ze sobą nic wspólnego. Może tyle, że oba robią zdjęcia i filmy… ale bardziej filmy. Na szczęście zupełnie różne.
Internet w swoich nielicznych recenzjach jest zgodny. Sony RX0 jest super, ale potrzebny zupełnie nikomu. To kamera dla profesjonalistów, którzy wykorzystają ją do zastosowań, których jeszcze do końca nie wymyśliliśmy. Jest tak PRO, że nie nagrywa nawet w 4k bez zewnętrznych urządzeń. I teraz wchodzę ja. Zawsze, kiedy w internecie ktoś zadaje pytanie: a na co to komu, wchodzę ja i zaczynam się zastanawiać! Znajduję zastosowanie i tłumaczę je na siłę tak długo, że pod koniec testu muszę sobie ustawić powiadomienie na Allegro, które poinformuje mnie, gdy tylko rzecz pojawi się na aukcji.
To jest ekstremalnie subiektywny test/recenzja. Sony RX0 to kamera, ja kamery nie potrzebuję. Podejdę do niej jak do aparatu kompaktowego. Bo aktualnie małe aparaty nikogo nie interesują, 21 wiek jest wiekiem video. Żałuję, ale nie pokonam tego.
Patrząc na specyfikację, wydaje się, że trafiłem dokładnie na to, o czym marzyłem od dawna. Nie pamiętam ile razy wspominałem, że chciałbym zobaczyć na rynku taki aparat – mały i dobry. Teraz jest szansa.
Fragment dla nerdów, pisany po lamersku
Spójrzmy na specyfikację. Wprawnemu oku, pierwsze co rzuca się w oczy to 1 calowa matryca. Dokładnie taka sama jak w prawdopodobnie i obiektywnie najlepszym kompakcie na rynku i jednocześnie najbardziej pożądanym przez kolarzy – Sony RX100. Menu i ustawienia również są podobne. Tak, w kamerce, która mieści się w kieszeni, możemy sterować przesłoną, migawką, ISO, klikać RAWy, nagrywać w S-Logu, ręcznie sterować ostrością, podłączyć zewnętrzny mikrofon i robić dużo innych rzeczy, których na rowerze robić nie będziemy. Wszystko to dostępne jest z poziomu menu, które w kompakcie pewnie było wygodne, lecz ograniczone do kilku przycisków sterowanie, nieco to utrudnia. A może to po prostu przyzwyczajenie do mojego aparatu, w którym wszystkie pokrętełka są na wierzchu (co sprawia, że często same się przekręcają przy wyjmowaniu z kieszonki).
Najważniejsze są tutaj dwie rzeczy – przede wszystkim: dość wąski kąt widzenia, przez co NA PEWNO nie jest to kamera sportowa. Po drugie, nie ma stabilizacji, więc o nagrywaniu z ręki można praktycznie zapomnieć. Dlatego też video zupełnie porzucamy w tym tekście.
Napisałem kiedyś taki wpis: Czym robić zdjęcia na rowerze? Czas leci, narzędzia i możliwości się zmieniają, ale:
W skrócie – dalej trzymam się wersji, że optymalnym rozwiązaniem (uniwersalnym dla każdego) jest Gopro oraz przyzwoity telefon. Lata lecą, to pozostaje bez zmian. W ramach oszczędności GoPro możemy zastąpić za pomocą Xiaomi Yi, które kosztuje tyle, co komplet opon do roweru. Jeśli nie wierzycie, że się da, to spojrzcie tutaj – kolega Piotrek robi nim zdjęcia z naszych wypadów od lat. Żeby robić fajne zdjęcia nie potrzebujesz dobrego sprzętu!
Tutaj jest wpis z okolic jeziora Garda. Pojechałem tam wyposażony jedynie w Samsunga S7, Gopro oraz najtańszego, sensownego drona (Zerotech Dobby). Wszystko to zsumowane, w dalszym ciągu kosztowało niewiele więcej niż Sony RX0. Czy zdjęcia miażdżą? Nie, ale są zupełnie wystarczające (choć z mojego punktu widzenia trochę im brakuje).
Gdzieś na świecie jest Chińczyk, który potrafi zrobić to co Ty, ale taniej i lepiej.
A tutaj jest wpis, dla którego woziłem ze sobą na plecach bezlusterkowca z wymiennym obiektywem. Różnica jest, ale czy ma to znaczenie? Kto obecnie zwraca taką uwagę na detale i jakość? Łatwy dostęp do informacji sprawia, że jakiegokolwiek zdjęcia nie zrobimy, ktoś zrobił już pewnie takie samo, tylko lepsze. Więc po co?!
Najlepsze zdjęcia to te, zrobione aparatem, który akurat był pod ręką. Jeśli aparat masz w pokrowcu lub w plecaku, w 86% przypadków nie będzie Ci się chciało go wyjąć dla jednej fotki. Potem będzie żal.
Na to pytanie musicie sobie odpowiedzieć sami. Jeśli drobne różnice mają dla Was znaczenie, możecie czytać dalej. Jeśli nie – kupcie sobie GoPro i doinwestujcie w telefon. To wystarczy. Serio – gopro do kątów szerokich i aparat dla detali i tła to według mnie najlepsza, możliwa opcja.
Dla mnie niestety drobna różnica ma znaczenie, ale to tylko przez moją wewnętrzną, niczym nieuzasadnioną potrzebę i chęć robienia rzeczy porządnie (które to jednak wychodzą różnie). Natręctwa, które sprawiają, że będąc na Azorach, chodzi za mną cały czas przeświadczenie, że nigdy już tam nie wrócę, więc fajnie, gdyby udało mi się przywieźć możliwie najlepsze pamiątki. Czy wracacie czasem do zdjęć z przeszłości, mimo że są ich miliony? Jeśli nie, polecam założyć bloga – to pomaga w selekcji. Wróćmy do meritum:
Sony RX0 to moje marzenie
Na papierze aparat ma wszystko, czego potrzebuję. Jest mały, wodoodporny, wstrząsoodporny, pozwala na robienie zdjęć zarówno na pełnym auto, jak i grzebanie w ustawieniach. Ma ekranik, parę przycisków, WiFi, wbudowane wejście na statyw i optymalny kształt, który o nic nie zahacza i nie wypycha zbędnie kieszeni. Nawet w jeansach daje radę. Do tego jest diabelnie szybki, naprawdę. Nigdy nie miałem czegoś, co robi zdjęcia tak szybko.
Dwa, fizyczne, dobrze wyczuwalne przyciski. Naciskam jeden, kamerka staje się gotowa do działania w jakieś pół sekundy, naciskam (lub jak to mówią: naduszam) drugi, robi się drugie (no… nie do końca, o czym za chwilę). Naciskam szybciej, robi się więcej. W końcu! Jestem w stanie zrobić zdjęcie ze 2 razy szybciej niż w przypadku GoPro i ze 4 razy szybciej niż telefonem (licząc z wyjęciem z kieszeni). Na rowerze, gdy rzeczy dzieją się szybko, a widoki co chwilę się zmieniają, to ważne. To jest to, na co czekałem. Dwa fizyczne przyciski umieszczone na górze, odpowiadające za włączanie/wyłączanie oraz pstrykanie sprawiają, że jeszcze nigdy robienie zdjęć na rowerze, nie było tak szybkie i wygodne – nawet w wiosennych rękawiczkach.
Kierunek dobry, tylko zwrot przeciwny
Chwilę zajmuje mi przyzwyczajenie się do bryły urządzenia. Prostokątna symetria sprawia, że nie zawsze celuję nim w odpowiednią stronę. Wyrobienie odpowiedniego nawyku, związanego z umieszczaniem go w kieszonce, celującego zawsze w tym samym kierunku, nie trwa jednak długo. Nie jestem fanem centralnie umieszczonego obiektywu, ale rozumiem motywację projektanta – POV będzie łatwiejsze, tak samo jak uchwycenie swojej dłoni podczas selfika. Jestem zachwycony… dopóki nie przejrzę w domu zdjęć.
Nie liczy się wnętrze
Na pierwszy rzut oka, większość zdjęć nie wygląda na zrobione aparatem, którego cena sięga przyzwoitego bezlusterkowca z sensownym obiektywem. Okazuje się, że nie bez powodu wszystkie sportowe kamery mają obiektyw typu rybie oko, którym praktycznie nie trzeba celować. Tak czy siak, zdjęcie obejmie wszystko. Mało tego, można go potem w postprodukcji trochę wyprostować. Kąt Sony RX0 jest niewielki, ale to wiedziałem od początku. Sprawę utrudnia fakt, że o ile telefonem z ogromnym, współczesnym wyświetlaczem da się choć trochę kadrować, to na wyświetlaczu Sony nie widać nic.
Oko przyzwyczajone do Retiny, OLEDów i innych wynalazków, jest trochę rozpieszczone. Jakość ekranu w Sony jest delikatnie mówiąc – umiarkowana, a w połączeniu z rozmiarem… strzelanie w czasie jazdy, przypomina próbę zwinięcia kurtki typu trzepotka. Niby się to robi, ale każdy marzy o wyrzuceniu jej i wyciągnięciu z kieszonki nowej, gdy będzie potrzebna. To nie to, że ten wyświetlacz jest zły, on jest po prostu zwykły. Nie pasuje do tego miłego uczucia posiadania produktu premium. Według mnie, kadrowanie zdjęć będzie w bardzo niedalekiej przyszłości przeżytkiem. Myślę, że aparaty 360*, które robią zdjęcie wszystkiego, a widok przycina się w domu, są pewną przyszłością. Z resztą – jeden z kolejnych wpisów będzie właśnie o topowym reprezentancie gatunku takich wynalazków.
Od aparatu typu: zaawansowany kompakt, z porządnym trybem auto (bo tak, niesłusznie, traktuję to urządzenie) można wymagać tego, aby robienie zdjęć przebiegało prosto – przynajmniej wtedy, kiedy się tego chce. Tu niby tak jest, ale nie do końca. Otóż, proszę Państwa:
TEN APARAT NIE POTRAFI ZROBIĆ ZDJĘCIA
W pewnym skrócie myślowym, który byłby świetnym tytułowym click-baitem, ale jednak. Nie ma takiej możliwości, że wyciągasz, włączasz, naciskasz, zdjęcie się robi, wyłączasz, chowasz. Naciśnięcie spustu migawki, nie powoduje zrobienia zdjęcia. Ale jak to – zapytasz. Otóż tak. Nie ma lub nie znalazłem (ale raczej nie ma) trybu ostrzenia ciągłego, jest tylko pojedyncze. Oznacza to, że spust należy wcisnąć do połowy, poczekać na piknięcie złapania ostrości, a następnie docisnąć, by wykonać fotkę. To głupie, ale podejrzewam, że twórcy dobrze o tym wiedzą, a zablokował ich jakiś niuans techniczny. Wykrywanie ostrości działa w Sonym świetnie (skutecznie zaznacza na wyświetlaczu krawędzie, które są ostre), ale podczas jazdy nie ma to znaczenia. Robi się kilka zdjęć i modli, że są ostre. Ostrzenie niepotrzebnie wydłuża czas, ale w dalszym ciągu jest sporo szybciej niż GoPro lub aparatem.
Ale jak już zrobi, to zrobi!
Dobra, tak naprawdę to wszystko powyżej nie ma znaczenia, gdy uda nam się już zdjęcie zrobić. Znowu: nie umiem zdjęć dobrze obrabiać, wpis obrazki skompresuje i w ogóle jest to wszystko bez sensu, ale uwierzcie mi – ich jakość jest bardzo dobra. Takich zdjęć nie zrobię telefonem, kropka. W tych wszystkich trudnych, fotograficznych kwestiach jak rozpiętość tonalna i inne, które nie przychodzą mi teraz do głowy – jest bardzo dobrze (jak na zaawansowany kompakt oczywiście).
Dodając do tego możliwość ręcznej zmiany wielu parametrów (np. skrócenie migawki – choć nie wiem, czy tak się mówi po fotografowemu), aby zdjęcie z jazdy nie było nigdy rozmazane albo wręcz odwrotnie, aby zrobić fajny nocny widok, mamy urządzenie trochę do wszystkiego, a trochę jednak do niczego. W każdej ze sfer z czymś wygrywa, a z czymś przegrywa:
Jakość zdjęć jest sporo lepsza niż GoPro lub telefon, ale niższa niż bezlusterkowcem
Wygoda użytkowania jest wyższa niż czegokolwiek innego (w kontekście obsługi point&shot), ale odpowiednie wykadrowanie oraz złapanie ostrości jest cięższe
Cena to suma GoPro i dobrego telefonu.
Czy wymienię swój sprzęt?
Cóż, tu jest problem. Uwielbiam Sony RX0, ale sam nie wiem. Kolega Maciek (ten od serialu Kolarze, od którego ją pożyczyłem) stwierdził, że ludzie z Sony pewnie byli pijani. Może chcieli zaszaleć, zrobić coś, co nie do końca zdaje się mieć sens. Coś ciekawszego niż kolejne wcielenie bliskiego perfekcji Sony RX100 (którego również używałem, efekty są np. we wpisach z Teneryfy).
Nie wyobrażam sobie, zrezygnowania z kamerki sportowej pokroju GoPro lub Xiaomi – to według mnie podstawowe wyposażenie każdego kolarskiego fotografa-amatora. Doskonałym jego dopełnieniem jest telefon, który pozwala lepiej uchwycić tło (w rybim oku, wszystkie odległe elementy wydają się jeszcze mniejsze, co w przypadku próby uchwycenia ogromu gór lub wijących się w oddali serpentyn, znacznie utrudnia sytuację). Może więc zamiast kompaktu, który radośnie majta mi się na plecach? Cóż, możliwe – niestety również nie w każdej sytuacji. Wiem, że stałe obiektywy (brak możliwości zoomu) mają swoich zwolenników, a dzięki brakowi ruchomych elementów są często znacznie bardziej odporne, ale to chyba nie dla mnie. Lubię czasem zrobić zbliżenie, które ściąga z horyzontu góry, sprawiając, że znajdują się bliżej kolarza.
Nie wiem.
Gdyby Sony RX0 kosztowało 1500zł, być może rozważałbym zakup. Byłby on nieracjonalny, nieuzasadniony z żadnego punktu widzenia i służył jedynie zaspokojeniu kaprysu. Ale nie kosztuje. Trzeba na nie wydać ponad 2 razy więcej. Zanim na rynku pojawią się egzemplarze używane, podejrzewam, że doczekamy się już odpowiedzi ze strony konkurencji (oni przecież też pewnie imprezują). Nie mogę jej z czystym sumieniem polecić nikomu. Potrzebę posiadania tego urządzenia, czuje się gdzieś w środku. Patrzysz na nie i wiesz, że go potrzebujesz. Ja tak właśnie miałem. Cierpiałbym z braku zoomu, ale po kilku godzinach, nawet najwygodniej umiejscowiony na plecach kompakt zaczyna przeszkadzać. Sony RX0 jest świetnym uzupełnieniem repertuaru fotograficznego ambitnego amatora, ale niczym więcej.
Na koniec, chciałbym przypomnieć, że Sony RX0 to jednak kamera nie aparat. Zaryzykuję stwierdzenie, że używam go niezgodnie z przeznaczeniem i w ten sposób też piszę ten tekst. Nikt chyba nie proponuje obecnie urządzenia, jakim jest po prostu aparat. Może technicznie jest to jakoś uzasadnione (może aparat nie różni się od kamery). Mnie po prostu filmy nie interesują. Jeśli chcecie recenzję Sony jako kamery – internet jest ich pełen. Jako aparatu, jest to według mnie jedna z pierwszych recenzji w internecie. Fotografia powoli #nikogo.
Kurczę, chcę go… nie potrzebuję, ale chcę.
Ten aparat jest jak wyścigowy przełaj za 20.000zł dla zwykłego człowieka. Samodzielnie trochę dziwny, ale jako uzupełnienie garażu całkiem fajny. Tylko jak to usprawiedliwić i ile razy go użyjesz?
Takie rzeczy są najlepsze. Dziękuję Sony za zrobienie rzeczy tak dziwnej i odważnej. Szanuję Was (mimo skrywanej w środku Maćka nienawiści za aplikację Playmemories i obsługę płatności za dodatki do RX100, przez które to straciłem wiele zdrowia)
EDIT:
W chwili, gdy piszę te słowa, jestem od tygodnia na Majorce. Jeżdżę tu codziennie z aparatem na plecach i codziennie żałuję, że nie ma ze mną RX0… potem oglądam zdjęcia i przestaję żałować. Z jednej strony, jeździłoby mi się na pewno trochę wygodniej, z drugiej, nieco troszkę jednak brakowałoby mi długiego końca. W dalszym ciągu nie wiem, na szczęście opisywany tutaj sprzęt jest tak drogi, że dylematu póki co nie mam. Wracam do zabaw z Garmin Virb 360, o którym będzie jeden z kolejnych tekstów.