Oto Maciek. Gdzieś pośrodku Jesioników, w niedzielne popołudnie idzie na spacer z rowerem. Do wyboru ma: albo pęcherze na stopach od 3-godzinnego marszu w samych skarpetach po asfalcie, albo zmasakrowanie swoich białych, kolarskich ciżemek. Potem posiedzi jeszcze ze 2 godziny w chłodzie, czekając, aż przyjedzie po niego auto. Przez wszystkie te godziny obiecuje sobie, że już nigdy więcej nie wyruszy w trasę bez zapasowej dętki, pompki i zapasu łatek. Tak samo, jak obiecywał to sobie wielokrotnie w przeszłości i w przyszłości. Czy inny rodzaj ogumienia pomaga? Lepsza szytka czy opona?


 

Czy wiesz, jakie ciśnienie miałeś w oponach (tudzież szytkach) podczas ostatniej wyścigowej lub ustawkowej przejażdżki rowerem? Tak, słowo przejażdżka jest złe, ale nie znam lepszego odpowiednika. Jeśli nie i pompujesz na czuja, aż będzie twardo albo pompowałeś 2 tygodnie temu i „chyba jeszcze jest dobrze” to temat doboru ogumienia odłożyłbym na jakiś czas. Ewentualnie ograniczył do: z której gumy powietrze schodzi najwolniej. Bo to, ile watów oszczędzimy i jak szybko skończy nam się przyczepność na zakręcie, zależy jednak głównie od stanu naszego ogumienia. Pomijam tu opony, które zrobione są z węża ogrodowego.

Problem jest taki, że nikt do końca nie wie, ile powinno się pompować. To tak zwana wiedza tajemna i każdy mechanik ma swoją. Możemy posłużyć się na przykład tabelką od Michelin, która wygląda dość wiarygodnie (bo ma dwie zmienne, kolory, ładny obrazki i jest po angielsku):

 

ciśnienie opon w rowerze szosowym

 

Ale chwilę później okazuje się, że zmiennych w życiu jest oczywiście sporo więcej (nawierzchnia, pogoda, zmiany temperatury), a inne źródła podają zupełnie inne propozycje – google: road bike tyre pressure chart. Np. zmiana temperatury powietrza o 10 stopni Fahrenheita (czyli jakieś 5 naszych stopni) to zmiana ciśnienia w oponie o około 2%. A przecież podczas jazdy w górach, zmiany temperatury o 20 stopni to nic nadzwyczajnego (źródło z trudnymi wzorami).

Znalezienie optymalnego ciśnienia wymaga od nas albo doświadczeń i bardzo dużego doświadczenia, albo umiejętności samoperswazji, że dane ustawienie jest optymalne. Na zjazdach, poza sprzętem, najważniejsza jest przecież pewność siebie, a ją właśnie daje poczucie, że wszystko zostało dobrane idealnie.

Załóżmy jednak, że jesteśmy PRO. Albo zupełnie nie-pro, bo bardziej niż na tym przysłowiowym oszczędzaniu watów, zależy nam na fajnym sprzęcie. To trochę moje, niezbyt rozsądne podejście, więcej zyskałbym czyszcząc regularnie napęd, ale wiem, że nie będę tego robił. Porównując dwa podobnie niezadbane napędy lub opony, ten lepszy dalej będzie lepszy.

Dochodzimy do bardzo ważnego pytanie: szytka czy opona? Większość z nas prędzej, czy później stanie przed tym dylematem. Nawet jeśli tego nie planuje, bo koła pod szytkę w okazyjnych cenach pojawiają się na allegro co chwilę, a kto nie chciałby mieć stożka?


Na początku szybkie wytłumaczenie. Jak działa opona pewnie każdy wie – obręcz z rantami trzyma oponę, pod którą znajduje się dętka, którą nabijamy powietrzem. W szytce dętkę mamy zaszytą w środku. Obręcz nie ma rantów, jest wypłaszczona, przez co gumę nakleić musimy specjalnym klejem lub taśmą (przez co skazujemy się na wytykanie palcami, bo to zbyt wygodne). Są jeszcze oponki i system tubeless, który łączy wady i zalety obu poprzednich. Patrząc na ilość tego typu produktów na rynku, producenci sami nie są jeszcze do końca przekonani co do sensu tego rozwiązania w szosie. Pojawiają się w nim jednak nowe problemy, jak wysokie temperatury obręczy rozpuszczające mleczko, które zalepiło dziury – pominiemy więc te wynalazki do czasu, aż staną się popularne (w szosie, bo w terenie według mnie są obowiązkowe).

 

Bezpieczeństwo



Pierwsze i wydawałoby się najważniejsze. Patrząc jednak na ilość majfriendowych komponentów na rynku, wątpię, czy ma to jakiekolwiek znaczenie, bo przecież wygląd > wszystko. Ale załóżmy, że wyjeżdżasz czasem z Mazowsza i jedziesz w góry. Twoje prędkości maksymalne rosną o połowę. Czy pojawiła się u Ciebie kiedyś myśl o tym, co by było, gdybyś zarył w dziurę lub najechał na szkiełko pozostawione po radosnych turystach na szybkim zjeździe… w grupie? Od wybuchu opony do utraty panowania nad rowerem (chyba, że umiemy jeździć) dzieli nas ok. 1-3 sekund. Piękna wizja. W szytkach dętka nie wybucha, a nawet jeśli ją przedziurawimy, to mleczko, którym uprzednio ją napełniliśmy (bo zrobiliśmy to, mimo kary wagowej, prawda?) albo skutecznie ją zalepi, albo ograniczy wylot powietrza, dzięki czemu czas na reakcję znacznie się wydłuży. Czasami o kilkanaście sekund, czasami o kilkanaście dni lub tygodni.

 

Właściwości jezdne


Najnowsze badania zupełnie-niezależnych-amerykańsko-niemieckich-naukowców mówią, że nie ma różnicy. Mówimy oczywiście o szosie, bo możliwość bezpiecznego jeżdżenia na niskim ciśnieniu (bez szansy na przyszczypnięcie dętki) jest game-changerem w przełajach. Bardzo dobra opona jest tak samo bardzo dobra, jak bardzo dobra szytka, a kosztuje tyle co kiepska szytka.

 

Cena

Gentelmani nie rozmawiają o pieniądzach. Spójrzmy na wiggle’a. Cena najpopularniejszej opony w polskim internecie – Continental GP 4000S II: 31 do 35euro w zależności od szerokości, to samo jako szytka: 65euro, „przeceniona” ze 110euro. Słowo przeceniona umieszczam w nawiasie, bo w innych sklepach (np. na rosebikes albo bike24 ) cena jest identyczna.

W skrócie: szytki są dużo droższe, zdecydowanie mniej dostępne i w obsłudze wymagają dodatkowych kosztów, a tania szytka nie ma według mnie sensu. Jeśli na ogumienie nie planujemy regularnie wydawać więcej niż 400zł – można spokojnie o nich zapomnieć. Vittoria Rubino Pro za stówkę, albo nawet za pół stówki, jak trafimy na super promocję, sprawdzi się według mnie dużo lepiej niż wąż ogrodowy w stylu Tufo S33. Można oczywiście mówić, że s33 to szytka treningowa, ale c’mon – po co komu koła treningowe pod szytkę?

Opony są ostatnim miejsce w rowerze, w którym szukałbym oszczędności, ale po co przepłacać?

 

Wygoda

 

vittoria pit stop

 

Załóżmy, że złapaliśmy na trasie kapcia. W przypadku opony zatrzymujemy się, wyjmujemy dętkę, zaklejamy ją łatką, wkładamy, pompujemy, łatka puszcza, wyciągamy ją, wymieniamy na nową płacząc, że straciliśmy jakieś 7zł, pompujemy (ewentualnie mocujemy się z oponą kilka minut), jedziemy dalej. Jeśli nie mamy ze sobą zapasowej dętki to pewnie ktoś nam ją rzuci, razem z pompką. Jak jesteśmy w środku niczego, oponę wypychamy trawą i robaczkami albo zawiązujemy dętkę na supełek i jak harpagan ciśniemy dalej. Ewentualnie używamy uszczelniacza, który zadziała, albo nie zadziała (i raczej nie zadziała, udawało mi się to tylko z dętkami w przełaju).

Jak złapiemy flaka na szytce (co powinno być dużo trudniejsze) sprawa jest prosta: stajemy, dzwonimy po rodzine lub znajomych i wracamy autem. Alternatywą jest wożenie drugiej, zapasowej, lekkiej szytki w kieszonce i jej wymiana w trasie (opcja na bogato i dla tych, którzy mają bicepsy, bo zerwanie naklejonej gumy nie zawsze jest łatwe albo uszczelniacz, który zadziała, albo nie (choć szansa większa niż przy oponie).

Do tego dochodzą tak prymitywne czynności przy wymianie jak np. czyszczenie obręczy z pozostałości kleju albo przedłużki wentyli jeśli stożek jest długi, a szytka ma wentyl krótki.

 

Prestiż i wygląd


Powiedzmy sobie jednak szczerze: szytki kupuje się dlatego, że większość karbonowych stożków wymaga szytek, a prawie każdy rower na stożkach wygląda lepiej. No i koła na szytkę są generalnie sporo lżejsze – nie potrzebują tych mocnych, bocznych ścianek. Tu pojawia się temat obręczy, który bardzo skrócę – głębiej poczytać możecie tutaj.

Istnieją co prawda koła karbonowe lub karbonowo-aluminiowe, ale jest to dość nowy wynalazek. Według mnie, tylko topowe koła są w stanie zapewnić nam wystarczające bezpieczeństwo w tym przypadku. Na pewno nie zdecydowałbym się na popularne karbo-chińczyki w wersji na oponkę. Wiem, że teraz może pojawić się 70 komentarzy: ja mam i żyję, ale: na każdym wysokogórskim wyjeździe, na którym byłem, jakieś chińskie koło na szytkę umiera podczas hamowania na zjeździe. Niezależnie od tego, w jak dobrym serwisie było złożone. Obręcze grzeją się do takich temperatur, że klocki topią się w oczach. Możecie sobie wyobrazić, co czuje dętka otoczona taką temperaturą. U prosów to nie problem – oni nie hamują. Z resztą, karbony generalnie nie hamują :-)

 

Szytka czy opona – oto jest pytanie:

jeśli Twój rower ma masywne rury i chcesz, aby dobrze wyglądał i zachował aero-właściwości musisz mieć stożki. Jeśli musisz mieć stożki, kup takie na szytkę. Chyba że nie wyjeżdżasz z Mazowsza (i nie hamujesz), albo możesz wydać minimum 5k-6k PLN na koła, wtedy możesz na oponkę.

jeśli chcesz mieć bardzo lekki rower (lekkie koła to prawdopodobnie największy zysk) – bierz szytki

jeśli chcesz się często widywać ze swoimi znajomymi w sklepie rowerowym – bierz szytki

jeśli masz wyrozumiałą żonę/dziewczynę/kochankę – bierz szytki

jeśli chcesz być fajny – bierz szytki

jeśli w sklepie odpowiadasz najlepsze zamiast najtańszebierz szytki

jeśli masz stany lękowe na szybkich zjazdach lub podczas szybkich, grupowych jazd – bierz szytki

 

Ja na szytkach spędziłem jakieś 4 lata – nie planuję do nich póki co wracać, chociaż spokojnie zrzuciłbym z roweru ze 400gram, dzięki czemu w jeżdżącej konfiguracji zszedłby poniżej progu 6 kilogramów. Niestety, jestem już chyba stary i nie chce mi się poświęcać tyle czasu sprzętowi.