Piękni Przegrani – Inny Świat
Trwa Warszawski Festiwal Filmowy. Jako klasyczny przedstawiciel grupy odbiorców masowych, staram się unikać takich imprez. Na większości ambitnych filmów zasypiam: fabuły nie rozumiem, mylą mi się wątki, a sceny, które w Cinema City trwają 3 sekundy, są w tych twórczych produkcjach wydłużone do minut. Takiej gratki jednak nie mogłem przegapić: Wonderful Losers, czyli Piękni przegrani to film o kolarzach. Każdy film o kolarzach wypada zobaczyć.
Pominę tu historię biletów kupionych w internecie za 20zł i fakt, że ktoś nam je wykorzystał, dzięki czemu na film wchodzimy jakieś 2 minuty przed rozpoczęciem seansu, mimo że przy kasie byliśmy z zapasem 40 minut. Błędy techniczne zdarzają się każdemu… Plus jest taki, że siadamy w 3. rzędzie – obok producenta, który uprzejmie się z nami wita i wpatrzony w ekran, zdaje się czekać na film, jakby miał oglądać go po raz pierwszy.
W filmie pokładałem duże nadzieje. To historia, o czymś innym: bez dopingu w tle, bez zbytniego patosu, bez bohatera, który pragnie wygrać kolejny Tour z rzędu, bez afer i słowa Armstrong. To opowieść o gregario, czyli ludziach, których głównym celem jest nie wygrywać. Z jednej strony duże wyzwanie, z drugiej – w końcu będzie można wytłumaczyć, dlaczego na 200 startujących, tylko kilku ma szansę wygrać i po co są ci pozostali. Bo gregario to pomocnicy – podawacze bidonów, wiatrochrony, popychacze. No i super. Nawet gdy obejrzy się trailer, który linukję powyżej, wszystko wskazuje, że jakkolwiek zły lub dobry film by nie był, nam – kolarzom, się on spodoba.
Takiego, wała – film jest beznadziejny. Po filmie zostajemy na ponad godzinnej rozmowie z reżyserem: to pogrąża go jeszcze bardziej. Arūnas Matelis, Litwin, opowiada o tym, że byli pierwszą neutralną ekipą filmową, która pojawiła się na Giro d’Italia i że zabiegali o to przez wiele lat. Słucham i myślę – gościu, miałeś takie możliwości i tak je zrujnowałeś…
A wiecie czemu nie dopuszcza się niezależnych ekip filmowych? Żeby nie nagrywały szczegółów wypadków, cierpienia, bólu, krwi i łamanych koście oraz momentów niezręcznych, jak sikanie w rowie. Ten film właśnie to robi.
Film zaczyna się od kraksy, w której bierze udział Daniele Colli. Oczywiście nie wiemy, że on to on, a nawet jak wiemy, to skąd mielibyśmy wiedzieć kim on jest. To jeden z tych pomocników. Czujecie klimat? Film skupia się na “tych mniej znanych, ale bardzo ważnych” kolarzach, a ANI JEDEN Z NICH, podczas całego, godzinnego filmu nie zostaje przedstawiony, ani podpisany. WTF? Potem są sceny wypadków przeplatające się z przydługimi ujęciami z kamery samochodu, który jedzie na końcu kolumny wyścigowej oraz kilkoma wzniosłymi sentencjami nie-wiemy-kogo. Jeśli my nie wiemy, to skąd ci biedni ludzie na sali mają wiedzieć?
Film skierowany jest chyba do tych osób, które w każdym możliwym miejscu w internecie muszą zaznaczyć, że kolarstwo to najcięższy sport świata, a piłka nożna jest dla lalusiów. To chyba jedyna grupa, której się spodoba. Bo większość scen to ujęcia, które zabronione są na relacjach z wyścigów. To te ujęcia, które chętnie oglądamy w internecie, ale się do tego nie przyznajemy (ale oczywiście masowo udostępniamy) – czyli to, co dzieje się po wypadku. Zbliżenia na kolarzy leżących i zwijających się z bólu, nie do końca świadomych, wsiadających odruchowo na rower i takich, którzy w czasie jazdy opatrywani są przez lekarza – ujęcia z wozu lekarskiego są całkiem śmieszne. Albo sikanie na poboczu oraz opowieść o tym- film kolarski dla masowego odbiorcy musi dotknąć tego tematu. To jak wywiad Kuby Wojewódzkiego z kolarzem.
Bo kolarstwo faktycznie jest jednym z najtrudniejszych sportów i można to czasem zaznaczyć, ale mowa tu o kolarstwie, które z naszym amatorskim nie ma absolutnie nic wspólnego. Kolarstwo jest trudne, bo jak się wywracasz 4. dnia wyścigu to sprawdzasz ile skóry Ci ubyło dopiero po ponownym wskoczeniu za kierownicę. Przecież czeka jeszcze kilkanaście dni morderczej walki. Możesz na ten film zabrać swoją dziewczynę i chłopaka, licząc na to, że doceni jakim wielkim herosem jesteś uprawiając tak trudną dyscyplinę, ale raczej wyjdziesz wtedy na ciula – to inny sport.
Film przypomina, że kolarstwo jest ogromnie niewdzięcznym sportem. Jeden prosty błąd potrafi przekreślić 3-tygodniowy wyścig. Zwraca uwagę na ludzi, których zwycięstwem nie jest dojechanie jako pierwszy na metę, a pomoc w uzyskaniu takiego wyniku dla swojego partnera z drużyny. No i te wypadki, po których nie masz czasu sprawdzić, które części ciała masz złamane, bo musisz wracać na trasę, aby ukończyć etap. Mimo że jest to historia, która powinna być gotowym przepisem na sukces, szczególnie gdy masz możliwość kręcenia na Giro, reżyser dał radę zrobić nudny zamulacz.
Gdzieś w głębi czuję, że zamysł filmu był zupełnie inny, ale wypadek głównego bohatera przekreślił nieco fabułę. Z drugiej strony, gość przez 5 dni ścigał się ze złamaną miednicą, więc trochę ujęć i opowieści mieć powinni. Plus jest taki, że wspomniany tu Daniele, był również z nami na sali kinowej. Mówi, że przyzwyczajony jest do kontuzji i wywrotek, a przyszły sezon spędzi w drużynie chińskiej. Jako kolarzowi jest mu wszystko jedno – płacą, to bierze robotę. W Icarusie też historia została zmieniona podczas kręcenia, ale chyba wyszło mu to na dobre. Tutaj tak nie jest.
Kim jesteście, dokąd zmierzacie, skąd się wzięliście w tym filmie?!
Ten film byłby fajny, gdyby trwał 6-7 minut. Myślę, że mniej-więcej tyle ciekawego materiału w nim było. Nie liczcie tu na epickie ujęcia wyścigowe, ciekawe historie (w zasadzie historii nie ma wcale, bo co chwile ukazana jest nowa, zupełnie nieznana osoba), czy jakiekolwiek informacje, o których jako kolarze, mogliście nie wiedzieć. To zlepek losowych scen, skupiających się bardziej na cierpieniu fizycznym niż jakichkolwiek rozterkach psychicznych. Jacyś ludzie, gdzieś w górach, w śpiworach, ogniskach, o co chodzi?!
Plus filmu jest jeden – plakat. Widnieje na nim Luca Paolini, ulubiony kolarz imprezowiczów. Gość, który dostał bana za kokainę i który został nakryty, na zabawie telefonem podczas jazdy na Tour de France. No i pomysł, pomysł był świetny. Cieszyłem się na niego tak bardzo, że mogę spokojnie powiedzieć, że jest to największy zawód sezonu.
Nie
Filmu pewnie nie będzie nigdy na torrentach (bo po co), a nawet jak gdzieś go złapiecie, to ciężko bez napisów, bo mówią na nim po włosku, angielsku i niemiecku. Są jednak jeszcze dwie szanse na zobaczenie go:
Kinoteka 1: niedziela, 15 paź 09:30
Kinoteka 1: środa, 18 paź 16:00
ale idziecie tam na własną odpowiedzialność.
Po obejrzeniu tego filmu przyznaję ze dwie gwiazdki więcej dla Kross Road2Rio – jednak nie był taki zły. To trochę jak po pięciu latach zdyskwalifikować złotego medalistę i wymieszać medale innym, ale chyba wypada.
PS Prośba o nie wypowiadanie się do reżysera po filmie w imieniu wszystkich kolarzy dziękujemy za ten wspaniały film. Bo tak nie jest, my najchętniej poprosilibyśmy o zwrot 40zł ;-)
Szkoda, że jednak nie wiedziałem. Chętnie bym obejrzał.
Taka mała dygresja. Jak opisujesz jakikolwiek film :) to fajnie, aby poinformować czytelnika przed, że tekst zdradza fabułę filmu.
Vimeo z główki strony prosi o hasło.
wydaje mi się, że nie zdradzam więcej niż pierwszych 5 minut, ale będę się pilnował.
Jesli chodzi o video w nagłówku to ktoś musiał przestawić właściwości filmu na prywatne :/
Znalazłem litewski tytuł. Znalazłem litewskie kina z tym filmem, wchodzi do kin w lutym, pewnie się wybiorę. Mieszkam blisko granicy. :-)
ale rozumiem, ze do jakichś kilku studyjnych?
http://www.tiketa.lt/EN/nuostabieji_luzeriai__kita_planeta_18285 wnętrze https://www.google.pl/url?sa=i&rct=j&q=&esrc=s&source=images&cd=&cad=rja&uact=8&ved=0ahUKEwj3_IGKmaXZAhXMDSwKHTaxDPMQjRwIBw&url=https%3A%2F%2Fwww.15min.lt%2Fmokslasit%2Fstraipsnis%2Finternetas%2Fkino-teatruose-filmus-irasinejusiems-interneto-piratams-skirtos-kalejimo-bausmes-645-271065&psig=AOvVaw3rKOBxmHfMtgqvt334COE2&ust=1518690479047757