Zawsze zastanawiałem się, ile musiałbym zarabiać, aby kupić Lamborghini. 3 bańki, które można “zaoszczędzić” poprzez nie kupowanie go, pozwala na jakieś… 50 lat przyzwoitych wakacji all-inclusive w ciepłych krajach. Czaicie – taki wybór: auto, 50 lat wakacji. Na szczęście ludzie, którzy kupują Aventadora nie mają takich rozterek.
Jeśli macie możliwość pojeździć po świecie i nie trzymają Was przyziemne obowiązki, rezygnacja z przygód na rzecz kupna lepszego roweru nie ma sensu. To chyba jednak każdy czuje podświadomie.
To, czy coś jest drogie, czy tanie jest pojęciem zupełnie względnym. Na Facebooku regularnie pojawiają się pytania: po co komuś rower za więcej niż 10.000zł, stwierdzenia, że to nie rower jedzie tylko nogi i że “każdy kto ma rower droższy niż mój, niepotrzebnie przepłacił”. Z drugiej strony widzę dziesiątki rowerów droższych niż 3/4 samochodów, poruszających się po naszych drogach ( “(…) średnia wartość samochodu kupionego w AAA AUTO w 2015 roku przez klientów, wynosi 25.800 PLN. W oficjalnych statystykach kwota to natomiast 11.900 PLN.” – link do źródła). Co byście zrobili, mogąc kupić w zasadzie dowolny rower na rynku? Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi tu o odpowiedzi “kupiłbym Emondę SLR 10, wymienił na coś normalnego, a potem spędził 6 miesięcy na Karaibach za różnicę w cenie”, tudzież o kupienie sprzętu na kołach Lightweight Fernweg (5610,00 Eur), których potem będziemy używali tylko na samotnych jazdach dookoła osiedla, bo w grupie strach. Chodzi o rower do jeżdżenia nim. Być może dylematy, z którymi walczyłem ostatnimi miesiącami pomogą Wam podjąć sensowną decyzję w przyszłości. Można powiedzieć, że spisałem to sam dla siebie.
Moja sytuacja jest o tyle lepsza, iż miałem możliwość przetestować naprawdę wiele różnych marek i grup osprzętu. Gorsza, że większość (tych najlepszych) technicznie różniła się od siebie niezauważalnie. Wizualne aspekty oraz różnica w jeździe w porównaniu z rowerami “dla zwykłego człowieka” to z kolei przepaść. Zanim zagłębicie się w poniższych literkach, polecam spojrzeć na dwa wcześniejsze wpisy, które traktowały o temacie dość górnolotnie:
JAKI ROWER KUPIĆ? NAJCZĘSTSZE PYTANIE KOLARZA.
oraz
CZY JEST SENS KUPOWAĆ ROWER ZA MILIONY?
Tym razem skupimy się trochę bardziej na aspektach technicznych. Zacznijmy więc od początku:
Nowy czy używany?
Odpowiedź jest prosta: nowy. Próg 10.000-12.000zł to według mnie okolice granicy, przy której całkowicie można porzucić rozmyślania o używanym rowerze – zysk wydajnościowy po przekroczeniu tej kwoty staje się praktycznie symboliczny w porównaniu do wzrostu cenowego. Dlatego też kupując rower z kategorii tych drogich, prawie zawsze polecam nówkę (tudzież powystawowy)… choć niekoniecznie prosto ze sklepu.
O tym, że nowe siodełko jest zawsze lepsze niż, za przeproszeniem, wypierdziane przez kogoś, przekonywać chyba nie muszę.
Kiedy jest sens kupowania używki?
Jeśli kupujemy rower z niższej półki cenowej. Używana Ultegra, czy zadbana 105 są według mnie prawie zawsze lepsze niż nowa Sora. Trochę lżejsze, lecz używane koła są zazwyczaj fajniejsze niż ponad 2-kilogramowe klocki, które umieszczane są w sprzęcie “entry level”.
Jeśli istnieje rower marzeń, który nie daje nam zasnąć, a wiemy, że czas potrzebny na uzbieranie odpowiedniej kwoty jest tak duży, że kolarstwo nam się znudzi. Ja miałem tak z Cipollinim RB1000. Sensowną używkę da się kupić za 15k, nowe zaczynają się od 30k. Jeśli więc marzysz o czymś niespotykanym lub luksusowym jak Pinarello F8, a budżet się trochę nie zgadza, kup używkę (autopromocja: tak się składa, że mojego RB1000 na Super Recordzie i Campach Bora Ultra chętnie sprzedam aktualnie za jakieś 8000zł, bo mi się w mieszkaniu nie mieści) Tylko uważaj, aby nie trafić w “chińczyka” (jak rozpoznać chińczyka?).
Jeśli nie jesteśmy pewni naszego zakupu. Rozpoczynasz dopiero przygodę z szosą? Nie wiesz czy ten rower na pewno Ci się spodoba? Eksperymentujesz z rozmiarem, a nie wybierasz się na bikefitting, który kosztuje 25% tego co rower? Kup używany, pojeździj i po jakimś czasie sprzedaj. Jeśli nie wtopiłeś przy zakupie (weź kogoś, kto umie obiektywnie ocenić stan), straty będą minimalne. Znam ludzi, którzy kupując rower za 2500zł, po dwóch latach sprzedawali go za 2200zł. W ten sposób zdobędziesz najlepszą, możliwą wiedzę czego potrzebujesz – empiryczną.
Firma
To jeden z ostatnich elementów, na które zwróciłem uwagę. Odrzuciłem oczywiście z góry kilka marek tylko dlatego, że mi się źle kojarzą… na przykład dlatego, że jeżdżą na nich ludzie, których nie lubię. A co, mogę! Odrzuciłem też z bólem serca marki, których nie lubi Panda. Potem odrzuciłem jeszcze kilka, z nie do końca znanych mi powodów. W ten sposób odpadł na przykład Giant, bo słyszałbym w domu do końca życia, że jestem dresiarzem (nie każdy argument musi mieć sens), odpadła Merida, którą generalnie bardzo lubię, ale jak o niej myślę, to widzę przed oczami zielono-różowe Reacto na różowych kołach, które może i jest ładne, ale ja na jego widok odwracam wzrok.
Odpadło też parę firm robiących “najlepsze rowery na świecie”, m. in. taka prosto z Ameryki, znana z tego, że jej rowery są dobre i drogie. Tajemnicą poliszynela jest, że nikt nie płaci za bardzo drogie rowery tyle, ile kosztują one w katalogu. Zniżki po znajomości, zniżki drużynowe, wyprzedaże posezonowe, outlety – to wszystko strasznie denerwuje. Bo co innego można powiedzieć o rowerze, który kosztuje 40.000, a gdy tylko ukaże się nowa kolekcja, jego cena spada o połowę. Świadomość, że właśnie zaoszczędziłeś 15.000zł jest fajna, ale jest w tym coś nie w porządku.
To jakaś niesprawiedliwość, dlatego ogromnie szanuję firmy, które nie robią wyprzedaży i nie rozdają zniżek na lewo i prawo, a jedyne oszczędności, które można poczynić, to oficjalny outlet, w którym promocje nie są większe niż 20% – na przykład Canyon i jego sklep.
Jeżdżąc szosą w dużym mieście, prędzej czy później na pewno doczekasz się zniżek w przynajmniej kilku miejscach. Świadomość, że każdy model niedługo będzie się dało kupić dużo taniej, odbiera radość z zakupów. To jak z Decathlonem i ich wyprzedażami jesienią (której w tym roku albo nie było, albo przegapiłem). Latem nie kupuję tam żadnych ubrań, bo jesienią są tak tanie, że wychodzę z torbami jak Cygan (no offence). Wszystko jest kwestią planowania: jestem pewnie jedyną osoba, która masowo kupuje podgrzewane wkładki do rękawiczek i butów w środku lata.
kryteria:
ocena subiektywna dotycząca marki
możliwie rzadko spotykana, lecz niekoniecznie butikowa
Niekoniecznie premium – wyrosłem już chyba z jeżdżenia “marką”. Po teście roweru z Decathlona, którym jeździło mi się tak samo dobrze, co rowerami z ramami droższymi niż cały b’Twin Ultra 740 CF coś we mnie pękło. Owszem, gdybym był typowym mastersem, który jeździ dookoła Warszawy i ściga się w okolicy, pewnie rozważałbym kupno czegoś wypaśnego. Na szczęście mam jeszcze możliwość wyjeżdżać regularnie poza Mazowsze i wiem, że zbyt droga rama odebrałaby mi sporą część frajdy (ja to powiedziałem? jestem już stary?). Zbędna irytacja takimi błahostkami jak to, że ktoś oparł się pedałem o mój rower i zostawił ślad, że na lotnisku rzucają walizką, że oparłem maszynę o szorstki słup, który zostawił rysę – to nie dla mnie. Póki co, postaram się wybrać firmę równie dobrą (mam nadzieję) technologicznie co typowe “butiki”, jednak tańszą. Może i nie zwraca uwagi wszystkich dookoła, ale pod skromnym malowaniem, dalej nie ustępuje niczym high-endom.
Możliwość customizacji jak największej ilości elementów, bo po co mam zmieniać mostek, kierę, owijkę i inne pierdoły zaraz po zakupie. Internet jest pełen części świeżo zdjętych z nowych rowerów.
Rama
Rowery dla prosów przeznaczone są dla prosów. Porzuciłem myśli o super sportowej geometrii i główkach ramy niższych niż Nairo Quintana bez kapelusza. Pewnie jestem już stary, ale okazuje się, że wygoda na rowerze też ma znaczenie. Mało tego, dla osoby o ograniczonych umiejętnościach technicznych, trochę bardziej komfortowa geometria pozwala na sporo odważniejszą (a co za tym idzie – szybszą) jazdę. Nie popadajmy jednak w skrajności, w dalszym ciągu szukam roweru typowo wyścigowego. Po prostu kilka, wydawałoby się najszybszych maszyn, odpada ze względu na charakterystykę.
Dużo lepiej wygląda rama z wyższą główką, a mniejszą ilością podkładek (i ewentualnie odwróconym mostkiem) niż odwrotnie. Robiąc topowe maszyny do ścigania, producenci projektują je zazwyczaj dla zawodowców. Brakuje trochę “drogich i szybkich” rowerów dla zwykłego człowieka, choć ta luka powoli zaczyna się zapełniać.
Poza tym, że rama musi być ładna zarówno jeśli chodzi o malowanie jak i układ rurek (co w obydwu przypadkach jest kwestią zupełnie subiektywną) pozostaje nam kluczowy dylemat: aero czy nie aero?
Jako kolarz mazowiecki odpowiedź powinna być prosta: poza kryteriami, waga się tu nie liczy. Ja jednak nie lubię jeździć po okolicy, zdecydowanie bardziej wolę spędzać weekendy w górach – to raz. Dwa, że przy mojej stosunkowo niewielkiej masie, nodze, którą porównując do lokalsów, wygląda jak “pałka z kurczaka” szybkie ramy nie mają sensu. Jakiekolwiek różnice wydajnościowe są znikome, jeśli nie planuje się samotnych ucieczek przez pół wyścigu, generując ze 400 watów. Ten wybór niesie za sobą kolejne konsekwencje: rama aero wygląda dobrze tylko z wysokimi kołami, ze spłaszczoną kierownicą, bardzo niską pozycją i tak dalej.
Tarcze, czy nie tarcze?
Mimo że jestem wielkim zwolennikiem tarcz, to decyduję się póki co na standardowe rozwiązanie. Problemem jest tu kompatybilność. Mam w domu kilka rowerów, zdarza mi się czasem przełożyć między nimi koła. Tak samo na wyjazdach – w przypadku awarii, możliwości pożyczenia spadają praktycznie do zera. Tarcze tak, ale w następnym.
kryteria:
Niska waga – zdecydowałem się postawić na wagę. Rowerem lżejszym o niecały kilogram (a mniej więcej taka jest różnica pomiędzy lekko zmodyfikowanym Rose X-Lite Team, na którego się zdecydowałem, od jego aero odpowiednika: Rose X-Lite CW) będzie mi się jeździło prawie zawsze lepiej niż takim, który jest szybki na płaskim. A nawet jeśli nie, to łatwiej go przenosić z miejsca na miejscu oraz ustawiać na bagażniku dachowym.
Zintegrowana sztyca (a dokładnie to jej brak) – doskonały wynalazek, którego zawsze byłem fanem… do momentu, gdy przestałem nim być. Wygląda ładniej niż standardowa z zaciskiem oraz odpada problem z równym ustawieniem siodełka (zarówno na wysokość jak i na boki), jednak ilość problemów, które za sobą niesie, nie jest tego warta. Wyższa waga (samo zintegrowane jarzmo Ritchey’a waży 110gram vs cała sztyca z jażmem, która waży 35 gram więcej) oraz tysiąc i trzy problemy w transporcie, przy pożyczaniu sprzętu oraz pakowaniu go do walizki to wystarczające powody, aby zapomnieć o tym rozwiązaniu.
Rozwiązania technologiczne – zaawansowane rozwiązania są dobre, jeśli mieszkasz obok serwisu rowerowego. Ja nie mam pod domem żadnego, który bym lubił. Ramy jak Madone 9 są na pewno wspaniałe, ale fakt, że po rozebraniu którejkolwiek z jej części już nigdy sam bym tego nie złożył do kupy mnie przeraża. Mało tego, pewnie zanim doniósłbym ją do serwisu, połowa śrubek zaginęłaby w akcji. Zawsze marzyłem o rowerze, który nie ma z przodu linek (puszczone kierownicą, mostkiem i przez ramę), to jednak nie jest jeszcze właściwy moment na taki zakup. Już widzę jak ktoś mi naprawia taką technologię gdzieś na końcu świata.
Koła
Dobrze dobrane koła potrafią sprawić, że nawet najbrzydszy na świecie rower staje się znośny, a taki zwykły i przeciętny, robi się ładny. W zasadzie wszystko na stożkach wygląda dobrze. Postanowiłem iść jednak trochę pod prąd – zrezygnować zarówno ze stożków, jak i szytek. Szok i niedowierzanie.
Szytka czy opona?
To nie jest pytanie o to, co jest szybsze, bo odpowiedź będzie inna co roku. Co chwilę ktoś wrzuca badanie prosto z magicznej sali badawczej, które potwierdza, że jedno rozwiązanie jest szybsze od drugiego. To nie jest też pytanie o to, co “lepiej niesie”. Bo tu też zdania są podzielone. Technologia produkcji opon zaszła tak daleko, że ciężko mówić o jednoznacznie lepszym wyborze. Kluczowe są dwie kwestie: bezpieczeństwo i wygoda.
Ten sam rower, na dwóch różnych kompletach kół (swoją drogą ten po prawej jest na sprzedaż w dobrej cenie, gdyby ktoś był zainteresowany to proszę o wiadomość)
Na oko 80% defektów szytki można łatwo naprawić, poprzez zalanie ich uszczelniaczem. Można też wozić ze sobą zapasową, lekką gumę. W związku z tym, że w swoim życiu już pewnie z 10 razy należałem do tych pozostałych 20% oraz, że coraz częściej ląduję z rowerem w długich trasach, na których martwienie się, czy płyn zadziała, albo czy okoliczny sklep da radę przeprowadzić szybką wymianę – wybór mógł być tylko jeden. Wracam do opon. Przeżyję cięższe o jakieś 200gr. koła, lecz szkoda mi trochę bezpieczeństwa. O podstawowej wadzie opon przypomniałem sobie zjeżdżając ostatnio KROSSem z prawdopodobnie najdłuższego zjazdu czeskich Karkonoszy. Od momentu, w którym słyszysz huk strzelającej dętki, do momentu, w którym masz zero powietrza w kole mijają jakieś 2 sekundy. Tyle też czas masz żeby opuścić zakręt na którym się znajdujesz, porzucić wykonywanie jakichkolwiek manewrów i zmniejszyć prędkość do takiej, której szybka utrata nie powoduje bolesnych odkształceń ciała. Z szytek powietrze schodzi zdecydowanie przyjemniej. Zazwyczaj jest nawet czas, by przemyśleć, który z naszych znajomych się aktualnie nudzi i może przyjechać z pomocą.
Kryteria wyboru:
Niski profil. Wiem, wygląda dużo gorzej, a na płaskim jest sporo wolniej, ale jednak jeśli mam wybrać tylko jeden, uniwersalny komplet, muszą być niskie. Zbyt wiele razy przesuwał mnie na szybkich zjazdach wiatr. Nie mam wystarczających umiejętności, by zapanować nad 50mm obręczą i czuć się komfortowo. Poza tym, aluminiowy stożek jest bez sensu.
Aluminium. Owszem, jest cięższe, ale hamuje znacznie lepiej (według mnie). Mogę przeżyć te dodatkowe gramy, choć robię to z dużym bólem.
Czarna powierzchnia hamowania. Bo wygląda tysiąc razy lepiej. Jeśli nie mogę mieć karbonów, to niech chociaż wyglądają dobrze.
Na placu boju, poza obrzydliwie drogimi rozwiązaniami (ENVE) zostały tylko: Mavic R-SYS SLR. Najlżejsze i najładniejsze koła na rynku. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl o kontakcie z Harfą Harryson, jeśli cokolwiek w nich zepsuję ;-)
Jako alternatywę na płaskie Mazowsze rozważyć można sprawdzone chińczyki.
Osprzęt
Największy dylemat każdego zakupu. Czy Ultegra jest dużo lepsza od 105? Panda mówi, że nie widzi żadnej różnicy. Mało tego, nowa 105 prawie zawsze chodzi lepiej niż Ultegra z niewielkim przebiegiem. Aktualnie, jeśli cena jest kwestią drugorzędną, wybór jest dość prosty: bierzemy elektrykę. Kto raz się na niej przejechał, nie wraca do mechaniki. Odpadają wszystkie problemy związane z linkami i regulacją. Nie znam nikogo, kto żałowałby przejścia na takie rozwiązanie. Do wyboru są tak naprawdę 3 marki… i pół:
Shimano ze swoim Di2. W Di2 zakochany jestem od pierwszych pokonanych na nim kilometrów. To także pierwsza moja styczność z elektryką. Co prawda do dzisiaj mylą mi się przełączniki i zamiast zrzucać biegi, to je wrzucam, ale to na pewno kwestia przyzwyczajenia. Pomiędzy działaniem Ultegry a Dura Ace nie widzę żadnej różnicy. Naprawdę, nawet jeśli miałbym szukać na siłę – jedyne czym się różnią to waga. Jeśli szukanie najlepszego sprzętu na rynku pod kątem cena/jakość (gdy zależy na topowej jakości), to Ultegra Di2 jest jedynym, słusznym wyborem. Długo szukałem pretekstu, aby wybrać DA. Niestety pomiar mocy zintegrowany w grupowej korbie R9100 nie był dostępny w momencie, gdy składałem zamówienie, a cena była zbliżona do konkurencyjnych rozwiązań, pomyślałem, że uczciwym będzie udzielenie kredytu zaufania konkurencji
Campagnolo, którego psychofanem jestem od lat. Nie dlatego, że jest lepsze, że jest najdroższe, że jest najrzadsze i najfajniesze. Po prostu cycek, którym zmienia się przełożenia, pasuje mi najbardziej. Jednym ruchem możemy przerzucać w obie strony po kilka przełożeń na raz. Problemy z dostępnością, mocno wygórowana cena zarówno zakupu, jak i części eksploatacyjnych sprawiły, że porzuciłem ten pomysł i po raz pierwszy od 5 czy 6 lat, nie kupię roweru na tej grupie (poprzednie, które stoją i czekają na lepsze czasy w pokoju obok, oparte są na mechanicznym Super Recordzie). Jakby tego było mało, elektryczna Campa (EPS) jest chyba najgorzej ocenianą elektryczną grupą w internecie… ale może to dlatego, że jej cena jest wyraźnie z kosmosu. Włoski osprzęt zostawiam sobie na czasy, gdy powrócę do włoskich, przepłaconych rowerów, których nazwa sprawia, że serce bije szybciej… czyli, gdy będę mazowieckim mastersem :)
Sram, w którym zakochałem się od momentu, w którym się ukazał. eTAP rezygnuje z linek, przewodów i innych staroświeckich rozwiązań. Niby XXI wiek, a ludzie cieszą się z tego, że da się coś zrobić bezprzewodowo. Oczywiście, w dalszym ciągu niestety (a może stety) hamulce są połączone tradycyjną linką z klamką, ale tego pewnie prędko nie zlikwidujemy. Poza tym, że teraz mam 4 dodatkowe baterie, o których muszę pamiętać (2 ładowane z USB w przerzutkach i 2 klasyczne 2032 w klamkach), nie widzę wad tego rozwiązania. Dodając do tego dość rewolucyjny system zmiany przełożeń (lewa przerzuca w górę, prawa w dół, dwie na raz zmieniają przód), tworzy się z tego rozwiązanie, którego musiałem spróbować. eTAP to mój oczywisty wybór.
FSA WE, o której w sumie nic nie wiadomo, bo nikt tego nie używa. Wygląda fajnie, ale nie chcę robić za królika doświadczalnego.
Kryteria:
Elektryka, poza ceną (chociaż dzięki oszczędności na serwisie i linkach, w długofalowej perspektywie może się ona zmniejszych… jeśli nie będziemy mieli wypadków), nie ma dla mnie wad. Zobaczymy jak sprawdzi się z perspektywy czasu, szczególnie w kontekście baterii.
Subiektywne upodobania – styl zmiany przełożeń najbardziej pasuje mi w Campie.
Obsługa serwisowa – w eTapie nie dość, że odpadają linki, które w moim przypadku zawsze wymagają regulacji, to odpadają nawet kable.
Przełożenia
Możecie się śmiać, ale zrezygnowałem z “męskiej” korby na rzecz 52/36, które wydaje mi się idealne. W kompakcie czasem brakowało mi dużego blatu, w klasyku, czasem musiałem chodzić z buta – zdarzyło mi się to w tym roku 3 razy. To większe upokorzenie niż pół roku potencjalnego słuchania docinek o tym, że jeżdżę z mniejszym blacikiem. Tył to oczywiście 11-28. 11 jest oczywistym wyborem, 28 to największa zębatka, którą przyjmuje moja grupa (aktualnie eTAP mieści już 30, którą pewnie bym wolał). Każdego, kto zastanawia się po co komukolwiek takie przełożenia, zapraszam w Karkonosze… albo na Mortirolo… albo na jakieś wypady 150km+ przy 4000m+ przewyższenia, odpowie sobie sam.
Kryteria:
Największy możliwy zakres, który jednocześnie pozwoli utrzymać klasyczną, mazowiecką prędkość na płaskim, czyli do okolic 55km/h. Stopniowanie dla mnie nie ma znaczenia. W przypadku posiadania drugiego kompletu kół (stożków na płaskie), można rozważyć dwie kasety, górską oraz warszawskie 11-23.
Pomiar
Długo walczyłem z wyborem pomiaru. Najsensowniejsze wydawały się pedały, które łatwo i szybko przekładać można pomiędzy rowerami. Po drobnym namyśle nad sensem przekładania ich oraz tym, czy na pewno będzie chciało mi się to robić, zdecydowałem się na jednostronnego Stagesa, czyli ramię korby. To chyba najbardziej eleganckie rozwiązanie, a zarazem niewiele dodatkowych gramów. Niechciałbym zmieniać od razu całej korby tylko po to, by wsadzić tam pomiar. Piasta to również nie jest rozwiązanie dla mnie – nie widzi mi się modyfikowanie kół oraz fakt, że tylne koło to prawdopodobnie najbardziej narażony na zniszczenie element roweru.
Kryteria:
prostota serwisowa i łatwość obsługi
możliwość przełożenia pomiędzy rowerami
narażenie na awarie
waga
Akcesoria
Tu pojawia się problem. Kupując jakikolwiek rower, nie mamy praktycznie wpływu na jego wyposażenie. To śmieszne… tak wiele słyszy się teraz o bikefittingu, o tym, że rower musi być dopasowany, że każdy z nas jest inny i takie tam. Potem idziesz do sklepu i widzisz, że Twoja wymarzona maszyna występuje tylko w wersji z mostkiem 120mm, kierwonicą 44cm i korbą 175mm. Żeby zgrać się z nią idealnie, już na dzień dobry sprawdzasz, za ile da się wystawić te części na Allegro. Powiem wprost: gdyby taki B’twin Ultra 740 CF miał możliwość customizacji, zdecydowałbym się na niego. Troszkę inny kokpit, trochę inne koła, ewentualnie podmianka Ultegry na DA i byłbym najszczęśliwszy na świecie… ale nie miał. Podobnie jak 90% innych rowerów. To jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałem się na Rose, które pozwala na stronie modyfikować praktycznie wszystko. Alternatyw dla standardu jest dość sporo, decyduję się jednak na nudne i sprawdzone rozwiązania jakim jest Ritchey Superlogic i mostek WCS C-260. Dobrze, że na liście nie ma czarno-czarnych komponentów ENVE, bo pasowałyby idealnie, jednak przez kolejne miesiące jadłbym zupki chińskie.
Do tego czarne, sprawdzone koszyki Elite. Każdemu, kto montuje jakieś chińskie, ważące 10gramów uchwyty, z których potem wypada na pierwszej lepsze dziurze bidon, kazałbym klęczeć 3 dni na karnym jeżyku – to zabójstwo w amatorskim peletonie. Pedały przekładam z Cipolliniego, Time RXS – ulubione, nieśmiertelne i najładniejsze (chociaż niepopularne, przez co ciężko się wymieniać rowerami).
Korzystając z możliwości dodania śmiesznych części, proszę o montaż żelowych wkładek pod owijkę. Brzmi trzepacko i dodaje wagi ale… od czasu odwiedzin na Memoriale Królaka, jeżdżę na Wilierze Cento Uno z podwójną owijką. Nawinąłem sobie ją (poprawka Pandy: sam nawinąłem tylko prawą) na tamto kryterium i jeździ mi się tak dobrze, że ani mi się nie śni jej odwijać. Pewniejszy i wygodniejszy chwyt to najlepsze rzeczy, jakie może dla mnie mieć rower. Żelowe wkładki są tego dobrą namiastką.
Kryteria:
wygląd i waga ;-)
w przypadku mostka, kierownicy, owijki dodatkowo wygoda
O Płaceniu
W sklepie płaci się bardzo prosto. Podajesz sprzedawcy kartę, on wrzuca ją do terminala i bank ściąga Ci dokładnie tyle, ile planowałeś zapłacić (w najlepszym wypadku za 60 dni, bo karty kredytowe są wspaniałe). Jeśli kupujemy w zagranicznym sklepie internetowym, sytuacja ma się trochę inaczej. Przy zakupie za 3 000eur możemy zaoszczędzić lekko parę stówek. W moim banku euro kosztuje w tej chwili 4.478zł. W internetowych kantorach (Cinkciarz, Walutomat) jest w okolicach 4,328zł. Niby grosze, ale dla każdych 3k€ płacimy 12 984zł zamiast 13 434zł. Proces jest prosty:
Otwieramy konto walutowe w banku i od razu składamy wniosek o jego usunięcie. Zazwyczaj są darmowe, przynajmniej przez pierwsze miesiące. Co ciekawe, w moim złodziejskim banku otworzenie konta trwa jakieś 3 minuty przez telefon, żeby je zamknąć, muszę iść do placówki. Jeśli da się utworzyć konto razem z kartą to lepiej, zaoszczędzimy 10zł za przelew SEPA.
Wymieniamy kasę w internetowym kantorze (lub tradycyjnym, jeśli jesteśmy nieufni i nie zależy nam na oszczędnościach za wszelką ceną). Kasa wraca do nas na nowe konto.
Robimy przelew SEPA za dychę lub z karty za darmo. Alternatywnie, korzystamy z kolegi (który wiemy gdzie mieszka, na wszelki wypadek) i używamy jego konta walutowego.
O wyborze rozmiaru
Możesz znać swoje wymiary, możesz wiedzieć dokładnie czego chcesz, niepokój zawsze pozostaje. Szczególnie w przypadku rowerów zamawianych przez internet. Nie zawsze uda się znaleźć kolegę lub sklep z wybranym przez nas modelem, aby się przymierzyć. Osobiście, jestem mocno sceptyczny do przymiarek rowerowych w sklepie. Owszem siąść możemy, ale w grę wchodzą przecież takie niuanse, jak ustawienie siodła, mostka, kierownicy, korby itp… bez możliwości pojeżdżenia kilka dni, mam zawsze spory problem z idealnym dopasowaniem wszystkiego, a mówimy tu zazwyczaj o wątpliwościach pomiędzy dwoma rozmiarami, różniącymi się o max 2cm.
Ja problem rozwiązałem łatwo (i nie jest to sponsorowana reklama), poszedłem do Sport Guru, gdzie mają do tego magiczną maszynkę. Pewnie w każdym dużym mieście któryś ze sklepów ma coś takiego. Jest ona o tyle magiczna, że posiada wbudowane profile większości sprzętów oraz pozwala na ich zmiany podczas “jazdy”. Czyli: siedzę i pedałuję jak na trenażerze, a rower zmienia geometrię w zależności o tego, co wybierze się na komputerze. Przełączam się pomiędzy wybranym modelem z rozmiaru 57 i 59, przesuwam kierownicę, mostek, patrzę jak daleko wystaje sztyca. Nie jest to niezbędne, ale bardzo pomocne, bez tego wybrałbym pewnie rozmiar 57 i miał sztycę wyciągniętą praktycznie do limitu. Podobnie jak w Fuji, którym jeździłem parę miesięcy wcześniej – wygląda to trochę zabawnie.
Generalnie kupno nowego rowery wygląda tak:
To teraz sto razy piszemy: “jaRZma, jaRZma, jaRZma”.
A co do walut/kont – kantor Aliora. Darmowe konta walutowe, darmowe przelewy zagraniczne, darmowa karta -jeśli zrobisz co najmniej 1 płatność w 6 miesięcy – a kursy porównywalne z Cinkciarzem (różnica gdzieś tam na 3 miejscu po przecinku)
Patrze i nie wierzę jak bardzo podobny jest ten rower do SLa :D
Z wszystkich elektronicznych grup SRAM zrobił to najlepiej i jeżeli miał bym się decydować na grupę elektroniczną to był by na pierwszym miejscu.Tak poza tym piękny rower.
Można prosić o jakąś recenzję tego roweru i osprzętu po kilku tysiącach KM które napewno na nim zrobiłeś? :D