I was asking earlier, how do you know if you are a cyclist? One sure sign is when one brings a bike on almost all vacations. If a vacation does not include some cycling, is it a vacation? If you asks that, you are a cyclist. Hopefully this has been a long-term condition and all other vacationeers accept this with a shrug, yeah, a damn Velominatus.

ChrisO, Velominati

Kolarskie Podsumowanie Roku 2014

rok

[dropcap]K[/dropcap]oniec roku to specyficzny okres – czas podsumowań. Nie ma sensu wymieniać tych wszystkich wyścigów i wycieczek, które w tym roku przejechałem, czy ciekawych ludzi których poznałem. Było tego sporo. Ponad 6 tysięcy wypstrykanych zdjęć (licząc tylko wypady rowerowe) i dziesiątki gigabajtów filmów sugerują, że wpis ten mógłby być nieprzyzwoicie długi. Przeglądam jednak zestawienia zdjęć u moich znajomych, którym fejsbuk przygotował specjalne prezentacje. Patrząc na kolejne z rzędu, dostrzegłem ciekawą rzecz: u większości osób, przynajmniej połowa zdjęć została wykonana przeze mnie, lub ja na tych zdjęciach jestem. Może być to kwestia tego, że wszyscy bardzo chętnie robimy sobie fotki na rowerach lub biegając i jeszcze chętniej się nimi dzielimy, ale jest też jeszcze inny powód.

 

Gdy patrzę na miniony rok i zapis treningów, zaważam, że Nowy Rok spędziłem w tym roku pedałując w śniegu, Trzech Króli pedałując w górach i tak, jadąc dalej…. wigilię, prawie całą na rowerze po Tatrach, Boże Narodzenie – moknąc w Zakopanem. Praktycznie wszystkie wolne dni wykorzystane były na pedałowanie lub ewentualnie bieganie (jak 11. listopada). Nie kojarzę też, żebym gdzieś jechał i nie brał ze sobą roweru. Ciekawe i z lekka przerażające, ale z drugiej strony robiłem to, co lubię. Dzięki pracy, którą mogę wykonywać teoretycznie z dowolnego miejsca, wiele z tras zaznaczonych na mapie przejechałem wielokrotnie – lubię miejsca, które znam.

 

Wpadło trochę rekordów życiowych. Co prawda kolejny raz nic nie wygrałem, jednak udało mi się znacznie zbliżyć tego tego celu, dobijając do top 10 w kilku mniejszych i większych wyścigach. Parę tripów powyżej 250km, zarówno samotnych jak i w grupie. Ponad 630km na raz, jako przygoda, którą będzie można opowiadać prawdopodobnie do końca życia. Pierwszy opublikowany artykuł w magazynie kolarskim. Dziesiątki nowych znajomych. Pierwsze sensowne czasy w biegach, pierwszy przebiegnięty półmaraton, pierwszy uliczny bieg na wyjeździe (półmaraton – Kraków).

 

Gdy spotykam się ze znajomymi, których dawno nie widziałem i słyszę pytanie „Maciek, co tam u Ciebie, co ciekawego ostatnio robiłeś?” i wpadam w długą zadumkę, starając się zdecydować, które tygodnie były najciekawsze, wiem, że nie był to stracony czas. Podobnie, gdy przedstawiany jestem innym osobom jako „To jest Maciek, ten koleś od roweru, który ostatnio….”. Cieszę się, że ktoś opowiada o tym co robię, obcym mi ludziom. Ciężko sobie wyobrazić lepsze możliwe hobby. Mam nadzieję, że widać to dobrze na filmowym podsumowaniu.