Dostaję sporo maili – myślę, że takich sensownych to lekko kilkanaście tygodniowo. Do tego kilkanaście wiadomości na fejsie. Są w nich głównie pytania o trasy, o sprzęt i o kwestie logistyczne. Staram się na wszystkie odpowiadać, lecz niestety nie jest to możliwe, szczególnie gdy na dworze słońce – musiałbym odjąć nieco czasu z pracy, sportu albo spania.
Od czasu do czasu dostaję jednak maila nieco innego od wszystkich – takiego, na którego wypada odpowiedzieć, ale taka odpowiedź wymagałaby lekko z godziny spędzonej przy komputerze. Nie planuję zakładać kącika “List czytelnika”, ale tym razem zrobiłem wyjątek – oczywiście po uprzedniej konsultacji z autorem. Po pierwsze: być może ktoś z Was chciałby wyrazić w komentarzu odpowiedź na niektóre z zadanych tu pytań, ale po drugie, ważniejsze…
Dzięki temu mailowi zrozumiałem trochę rzeczy… a może raczej przypomniałem sobie. Przede wszystkim o priorytetach i o tym co ważne w hobby. Od dobrych trzech miesięcy szukam dla siebie idealnej czasówki – okazuje się, że znalezienie czegokolwiek sensownego na człowieka 188cm i z napędem 11s graniczy z cudem. Łażę po tych sklepach, stronach, testach, czytam rzeczy, opinie, testy i nieco jak zawsze się w tym zatraciłem. Podobnie jak w przypadku kupna czegokolwiek innego – telefonu, komputera, aparatu… Przypomniał mi się mój wpis (a potem podobny wpis przemekzawada.com), który wspominał, aby kierować się własnym gustem, a kwestie techniczne zrzucić nieco na bok.
Od dzisiaj poniższe maile już zawsze zostaną w mojej głowie i chciałbym, aby w Waszej też zostały.
…aha. Nie wierzcie anonimowym ludziom z internetu! Jak czytam niektóre opinie to od razu myślę o umówieniu wizyty u onkologa
(założyłem też nową sekcję na blogu dostępną z górnego menu: Blog-Notki. Będę tam wrzucał wpisy, tak jak ten, które nie będą się pojawiały na głównej stronie, bo szkoda miejsca ;) )
Mail:
Witam,
Trafiłem na Twój blog, gdy szukałem informacji na temat Aeroda i Ultimate. Przy okazji dowiedziałem się, czytając inne teksty (nie wszystkie), że testowałeś lub jeździłeś na wielu różnych rowerach, także kołach i niemal każdym osprzęcie. Zatem chciałbym nawiązać z Tobą kontakt i porozmawiać o pewnych szosowych kwestiach, myślę, że najlepiej telefonicznie. Wpierw jednak napiszę, jak wygląda sprawa z moim zamiarem kupna nowego szosowego roweru (nie pozbawionych wątpliwości oczywiście).
Przez kilka ładnych lat, a może ciut dłużej, jeździłem na pospolitej, rodzimej kolarzówce Rometa, czyli Romet Sport. O dziwo dobrze mi się na nim jeździło. Nie myślałem o kupnie żadnego innego roweru. Trochę nie rozumiałem, może nawet krytykowałem, bardzo wysokie ceny nowoczesnych szosówek (w cenie używanych, a nawet nowych aut). Ku mojemu zdziwieniu, tego poobijanego starego Romecika (wartego z 500 zł?) ukradli mi zza domu (z tylnej, zasłoniętej części prywatnego podwórka). Ktoś musiał się na niego czaić. To był spory szok i szkoda mi było utracić ten rower. Jeździłem nim głównie po mieście (Trójmieście) i trochę po Kaszubach (wypady nad jeziorko – tak po 30 km w jedną stronę). Po dziwnej kradzieży, nie mając na czym jeździć, ojciec sprezentował mi używanego górala. Na początku źle mi się nim jeździło, bardzo wolno i ociężale. Po dłuższym czasie przyzwyczaiłem się do niego i zacząłem pokonywać nawet po 80-100 kilometrowe trasy wycieczkowe. Co ciekawe, góral dobrze dawał sobie radę. Nie miałem z nim żadnych problemów. Jedynie w krzyżu trochę mnie łupało czasem, ale nie było najgorzej. Aż podjąłem decyzję, że potrzebuję nowej, dobrej szosówki.Trochę poszperałem w sieci. Było to wciągające, więc grzebałem głębiej i głębiej, czytając różne fora, artykuły, itd. Przyjemne to było. Godzin spędzonych nad tym wyliczać nie będę. Myślę, że umiarkowanie, tak w sam raz. I moim pierwszym świadomym oraz intuicyjnym wyborem był karbonowy Ridley Fenix (za około 6.000 zł, chyba na Shimano 105). Trochę ze względu na to, że to Belgijska firma, a tam rowery to rzecz narodowa, może nawet święta. To także kraj znany ze złych dróg, głównie bruków, więc ramy Ridleya są odpowiednio dostosowane, mocne i wytrzymałe. Na początku na wagę aż tak nie zwracałem uwagi, jako tako tylko. 8-9 kg wcale mnie nie przerażało. Bardziej celowałem w wygodny rower Enduro, także na drogi szutrowe czy polne. Dość szybko wpadł mi w oko Trek Domane z systemem tłumienia drgań IsoSpeed. Cena tak 12-16 tys zł. Zainteresował mnie też Specialized Roubaix (rower roku 2017), z nowym systemem tłumienia drgań Future Shock (sprężyna w główce sterowej) oraz chwalony BMC Roadmachine.
Grzebiąc dalej, głównie na forach, ludzie trochę narzekali na rowery typu Grand Fondo, że trochę są za ciężkie, zamulone, powolne, mało sztywne, zbyt duża strata mocy, itd. Generalnie fajne rowery, ale jako zapasowy… drugi lub trzeci nawet, jak ktoś może sobie na to pozwolić. Co klasyczna wyścigówka, to wyścigówka, czuć większą moc, ostrość jazdy, ścigania się czy szybkości. Zresztą sam trochę krytykowałeś w swoim blogu Canyona Endurance, że wyraźnie czegoś mu brakuje. Podobnych opinii czytałem kilka na forum dotyczących różnych rowerów tego typu. Zatem bardziej jednak skupiłem się na klasycznych wyścigówkach.
Rowery, które najbardziej mnie zainteresowały, to:
– Specialized Tarmac
– Trek Madone
– BMC Teammachine
– Scott Addict
– i oczywiście Canyon Ultimate
– a ostatnio także Rose X-Lite (Four lub Six), ze względu na najlepszą cenę (chyba).
Mój maksymalny zaplanowany budżet, to jakoś do 15-16 tys zł, z polowaniem na 20% upust, pozasezonowy lub promocyjny. Zatem docelowo jakieś 12-13 tys. zł.
Giant, Merida, Felt, Focus, tak jakoś mniej mnie zainteresowały/przekonały. Za włoskimi legendami nie przepadam, bo dla mnie zbyt pstrokate w malowaniach i za drogie. Podobnie legendarny Look, dla mnie sposób ich malowania absolutnie nie do przyjęcia (rzecz gustu oczywiście). Preferuje tylko rower czarny, a najlepiej czarno czarny. Jak najmniej pasków, ozdób, napisów, bajerów, itd. Ze względu na design, najbardziej podoba mi się Canyon, a w dodatku to jedne z najbardziej chwalonych ram na rynku i tańszych od topowych konstrukcji konkurencji. Dlatego raczej odpuszczę sobie Specialized, Trek, BMC, a nawet Scott. Może i to lepsze rowery, ale ja nie szukam najlepszego, najlżejszego, najszybszego, najdroższego, bo takowego nie potrzebuję. Jeżdżę bardzo amatorsko, ale dobry rower po prostu mi się marzy (w najbardziej korzystnej/przystępnej cenie). Obecnie moim faworytem jest Canyon… Ultimate albo Aeroad (o którym dużo czytałem dobrego). Inne rowery Aero mnie nie interesują, zbyt dziwaczne, drogie, wymagające, niewygodne. Aeroad to podobno najbardziej przyjazny, przyjemny, wygodny rower Aero. Bardzo chwaliła go również Panda, jak i Ty (“Endurance i Aeroad na tatrzańskich ściankach”). Aeroad wygląda całkiem klasycznie/normalnie i naprawdę fajnie. Bardzo mi się podoba. I mam dylemat. Rozsądek podpowiada bardziej uniwersalny Ultimate, a serce/intuicja jakby nieco bardziej drapieżnego Aeroda… chyba :). Twoja druga styczność z jazdą Aerodem w Berlinie była już znacznie mniej entuzjastyczna, wręcz krytyczna, może ze względu na pogodę, chłód, itd. Chętnie dowiem się więcej o tym, o plusach i minusach. A może polecisz mi inne rowery, którymi mógłbym się zainteresować. Masz w tym chyba niemałe doświadczenie. Zgadza się?
Mam dużo czasu do decyzji. Rower bardziej kupię po tegorocznym sezonie (na przyszły rok). Celuję w taki, który ma mi służyć na wiele lat frajdy i jak najmniejszej bezproblemowości. Im mniej usterek, tym lepiej. Dla mnie ważne – ekonomia eksploatacji, a nie osiągi. Szukam dla siebie przede wszystkim wytrzymałej ramy na nasze polskie, dziurawe drogi. Podobnie z kołami i osprzętem. Muszę też czasem zjeżdżać na polne ścieżki, by dojechać do różnych kaszubskich jezior, które uwielbiam. Oczywiście nie zasuwam po szrotówkach – jazda jest ostrożna i powolna. Takich dróg jest mało w mej jeździe, ale są. Zdecydowanie więcej asfaltowych.
Szybkość Aeroda, a bardziej chyba uczucie jego większej szybkości… wygląd, frajda i agresywnie niska pozycja może mi się spodobać. Lubię szybko jeździć długi odcinek drogi utrzymując stałe i szybkie tempo, jakoby ścigać się z samym sobą. Czytałem, że wadą Aeroda jest wyczuwalna nerwowość i niepewność w pokonywaniu szybkich/ostrych zakrętów oraz bolączką bywa czasem boczny wiatr. Wtedy ma się wrażenie, że rower ten jakby zaczyna tracić pełną przyczepność, pewność jazdy. Generalnie Ultimate zbiera nieco lepsze opinie, recenzje i oceny od Aeroda, choć ponoć to i tak trudny wybór. W niezależnych testach Aeroad był szybszy o prawie 5 min od innych lekkich rowerów na dystansie 50 km urozmaiconej drogi (lekko pagórkowatej). Na YouTube widziałem wspinaczkę Aeroda na jakąś górę (w alpach?). Koleś wjechał jako pierwszy i czekał na pozostałych znajomych na lekkich rowerach pond 5 min. Wspinaczka trwała ponad godzinę. To taka mniej więcej wymierność szybszej jazdy Aerodem. Dla mnie fajna. Nie wiem tylko czy nie będzie na nim zbyt niewygodnie po jakiś 100 km jazdy. Ponoć absolutnie nie. Chętnie porozmawiam z tobą o Aerodzie i Ultimate, gdyż testowałeś oba te rowery, i wiele innych.
Wstępnie, jeśli miałbym zdecydować się na Ultimate, to albo tańsza wersja SL (wtedy tylko na tarczówkach i raczej kołach karbonowych niż aluminiowych) lub najtańszy SLX na szczękach z kołami aluminiowymi lub hybrydowymi (aluminiowo-karbonowymi). Canyon stawia na Cosmic. Nie wiem czy słusznie.
Aeroad to tylko z tarczówkami, ze względu na karbonowe koła, które nie za bardzo nadają się pod szczęki. Aluminiowe koła do Aeroda raczej absolutnie nie pasują (tak mi się wydaje). I zapewne nie celować w wysokie stożki, tylko tak do 35-45 mm max (ze względu na boczny wiatr). 55 lub 65 mm stożki będą dla mnie zapewne za wysokie i niewygodne. Dowiedziałem się też, że na rok 2019 Canyon wprowadza model Aeroda SL, proporcjonalnie tańszą ramę jak to się ma pomiędzy SL i SLX w Ultimate (5 tys zł różnicy). Myślę, że to będzie ciekawa propozycja i w moim ustalonym zasięgu budżetowym. Zobaczymy.
W zasadzie wolałbym złożyć rower z części, ale niestety to droższa opcja, więc raczej odpada. Poniekąd jest to temat do dyskusji/rozważenia.
Osprzęt…
Wybiorę chyba jednak “oklepaną/wszechobecną” Ultegrę, ponoć niezawodną… albo SRAM Force lub Potenzę Campagnolo. Ewentualnie droższego Chorusa, o ile warto dokładać około 2 tys. zł. Nie sądzę, bym potrzebował Di2. Wygodne, ale i 2 razy droższe. Regulować linki i śrubki potrafię sam. Robiłem to od lat w kolarzówce i góralu. To nic trudnego, lekko przekręcić śrubkę w lewo lub prawo, przejechać się kawałek, sprawdzić jak trybi, itd. Kilka prób i można złapać optymalne ustawienia. Kilkanaście minut dopieszczania śrubek, 1-2 razy w sezonie :). Dlatego nie mierzę w dużo droższe Di2. Wolę lepsze koła.
Długo jeździłeś na osprzęcie Campy, a o tym też chciałbym z Tobą porozmawiać.
Koła…
Jeśli aluminiowe pod szczęki to powszechnie chwalone są DT Swiss (modele PR 1600 lub 1400 Dicut na łożyskach ceramicznych, w tym czarno czarne OXIC), albo Shamall Ultra Campy (lub czarne Shamall Mille). Ponoć te czarne, ceramiczne powłoki do skuteczniejszego hamowania z czasem się wycierają… dość szybko w jeździe po mokrej nawierzchni, gdy na obręcze dostaje się drobny żwir/błoto i działa niczym papier ścierny (podobnie jak na koła karbonowe pod szczęki). To samo dotyczy, a nawet jeszcze bardziej, Exalith w Mavicach. Do tego te niebieskie klocki, które ścierają się z 10 razy szybciej od normalnych. Na forach pisali, że po 500 milach (2 tygodnie jazdy?), niebieskie klocki potrafiły prawie całkowicie się zużyć, zwłaszcza przednie klocki (po około 100 zł za parę) od jazdy po mokrym (brudzie). Tutaj mam dylemat czy warto się w to bawić, choć estetyka tych czarno czarnych kół robi fajne wrażenie i idealnie pasują do czarnego roweru. Jedni piszą, że hamowanie jest tylko trochę lepsze, ale i bardziej piskliwe… inni, że o wiele lepsze, niemal porównywalne do skuteczności tarczowych hamulców.
Koła karbonowe (pod tarcze)…
Chyba tylko nie najdroższe Reynolds Assault (enduro) lub ewentualnie Cosmic Mavica (katalogowe ceny obu zestawów kół to około 5 tys zł – za parę). Inne karbonówki typu Bora One, DT Swiss ERC 1100/1400 lub DT Swiss PRC1100/1400 są już za drogie dla mnie, na obecną chwilę oraz mój budżet. Zippy w ogóle najdroższe, ponoć nie warte swej wygórowanej ceny.
Powszechnie chwalone są koła Fulcrumy i coraz częściej widzę 3T.
Jestem ciekaw, jak sprawują się Twoje aluminiowe R-SYS SLR (tylko 1300 g). Cena niestety jak za koła karbonowe. Drogo… ale może warto. Nie mam pojęcia. Chętnie posłucham, co masz praktycznego do opowiedzenia na ten temat.
Rozmawiałem ostatnio z Piotrem * (nazwisko znane redakcji) z Canyona i on bardzo zachwalał koła Cosmic, karbonowe pod tarcze i hybrydowe pod szczęki. Mówi, że najmniej problematyczne koła, na jakich jeździł… że wyraźnie/odczuwalnie lepsze od najlepszych aluminiówek, nawet Zippów, które też posiada. Nie wiem, czy jako sprzedawca, mówi prawdę.
Opony…
Najwięcej dobrego czytałem na temat opon bezdętkowych (tubelees). Ci, co przesiadali się z szytek na tubeless bardzo, bardzo chwalili i do szytek wracać nie zamierzają. W prasie też chwali się najbardziej tubelees. Ponoć to jednak przyszłość, a sport zawodowy wciąż trzyma się szytek, tylko ze względu na konserwatyzm, co niebawem ma się zmienić. Ponoć nie da się przebić opony bezdętkowej ani pinezkami, gwoźdźmi, rozbitą butelką, itd. Fajnie… niestety są chyba dwukrotnie droższe (dokładnych cen nie sprawdzałem). Zwykłe opony ponoć mają już nawet najlepsze parametry toczenia (wynika to z testów). Jedyną wadą jest łatwość przebijania dętek, łapania kapci. Znam to dobrze z doświadczenia :). Coraz więcej nowych kół robi obręcze pod oponkę i tubelees (np. DT Swiss). Na początku zapewne wybiorę oponkę, a kiedyś tam zamienię na tubeless. Tutaj wielkiego dylematu nie ma. Grubość opon mierzyłbym chyba w 28 mm. Większy komfort jazdy i lepsze toczenie (do około 35km/h). Powyżej tej prędkości lepiej się już toczą opony 25 mm. Nie wiem, jaką będę robił średnią prędkość na trasach. Dla mnie, na początek 28 mm będzie chyba akurat. jak wyjdzie w praktyce, to się zobaczy. Wybór opon to najmniejszy problem.
Kierownica…
Dużo bardziej podoba się zintegrowany, w całości karbonowy Aerococpit. Ponoć wygodniejszy od tradycyjnych, okrągłych kierownic, choć czytałem, że niektórzy kolarze nie uznają tych zintegrowanych kokpitów.
I na koniec rower ROSE…
Cenowo chyba najtańszy i fajna, bezproblemowa możliwość modyfikacji komponentów. Choć ten rower mniej mi się podoba od Canyona, dużo mniej (ale może się mylę). Póki co, Rose nie za bardzo mnie przekonuje. Ale biorę go pod uwagę tylko i wyłącznie pod względem ceny oraz konfiguracji. Canyon trochę droższy (sama rama SLX o 400 zł w stosunki do topowej ramy Rose), ale Canyon to ścisła czołówka na światowym poziomie. Średnio klasyfikuje się bodajże w pierwszej czwórce ma wielkich tourach, które wygrywały. Numer 1 to S-Works, potem chyba Scott Foil, Dogma, Canyon i chyba BMC. Rose nigdy nie widziałem w czołówce. Ale może to zła sugestia/argumentacja, zwłaszcza dla amatora. Jestem ciekaw, jak Tobie sprawuje się i podoba Rose, zwłaszcza na tle innych rowerów, którymi jeździłeś. Bardzo ciekawe.
I jeszcze konkluzja, co do karbonowych ram. Czytałem, że dla amatora lepsze będą tańsze, cięższe i jakoby grubsze kompozyty. Ramy topowe robione są pod osiągi, tam już nikt nie kalkuluje ich żywotności, więc wbrew pozorom, ramy droższe mogą być mniej trwałe. W Canyonie mówili mi, że to nie ma znaczenia. W Ultimate trochę niepokoi mnie (zapewne niesłusznie) tylna, cieniutka sztyca. W Aerodzie jest ona wyraźnie grubsza. Aerod ponoć nadaje się do jazdy po brukach, a Ultimate chyba niezbyt.
Na razie będę jeździł głównie na Pomorzu, czyli teren lekko urozmaicony, lekko pagórkowaty (choć stromy, ale krótko) i lekko kręty. A czy kiedykolwiek będę jeździł po górach? Nie wiem. Niewykluczone. Tak samo z amatorskimi wyścigami. Teraz o tym w ogóle nie myślę, a co będzie w przyszłości, cholera wie :)
OK, to chyba tyle na wstępie. Nie wiem czy jest sens byś odpisywał szczegółowo na mego maila. Sporo tematów do dyskusji i rozważań. Może lepiej będzie i szybciej, jakbym mógł do ciebie zadzwonić. Zgodzisz się podać swój numer telefonu? Wtedy w kilku rozmowach pogadamy o markach, ramach, hamulcach, kołach, osprzęcie, itd. OK?
Zapomniałem dopisać, że mam 174 cm wzrostu i ważę 70 kg. Dla mnie rozmiar ramy to raczej S.
W Canyon zdecydowanie tylko S (oni mają jakby trochę inne rozmiary), a w tabelach innych firm zazwyczaj zahaczam się już o size M.
Ponoć lepiej wybrać te niższe wartości, iść w stronę mniejszej ramy, niż odwrotnie.
I taka ogólna moja dygresja, której zabrakło w poprzednim mailu. Waham się czy wybrać rower:
– lekki na szczękach i z kołami aluminiowymi lub hybrydowymi (np. Ultimate SLX lub Rose X-Lite SIX, albo coś podobnego w najtańszej wersji),
– cięższy na tarczach i z kołami karbonowymi lub aluminiowymi, może jakby trochę w stronę wytrzymałości a’la enduro (np. Ultimate SL Disc lub Rose X-Lite FOUR Disc),
– najcięższy Aeroad na tarczach oraz z kołami karbonowymi (Aeroad SL – zapewne będzie cięższy od SLX o jakieś 100-200 g chyba).
– ewentualnie cięższy Aeroad na szczękach i z kołami hybrydowymi (np. Cosmic).
W moim przypadku każda z tych opcji jest ciekawa i pożądana :). Teoretycznie trudno jednoznacznie zdecydować, w który typ roweru uderzać…
– lekki, szybki, bardziej wygodny/komfortowy,
– czy nieco bardziej komfortowy, ale cięższy, ciut wolniejszy i pod nasze nierówne drogi oraz małe zjazdy na polne ścieżki (z kołami enduro?),
– czy jednak najszybszy, mniej kompromisowy, najlepiej wyglądający, dla frajdy i zaspokojenia wewnętrznego zewu instynktu. :)
Hmmm… trudny wybór, zwłaszcza w teorii.
W testach Aero wynikało, że dla tego typu rowerów waga nie jest tak istotna. By klasyczny rower lekki był szybszy lub podobnie szybki, co Aero (na terenie urozmaiconym, pagórkowatym), musiałby ważyć około 5 kg (mniej więcej 3 kg mniej od Aero). Nie pamiętam już, gdzie czytałem o tych dokładnych współczynnikach w testach.
Wyczytałem jeszcze opinię (w teście), że Aeroad wydawał się nieco zbyt lekki, jakby nieodpowiednio dociążony, że na szybkich zakrętach jakby złudnie tracił przyczepność, przez co pojawia się dziwne/niepewne wrażenie, że zaraz koła uniosą się ciut ponad asfalt i wyleci się z drogi. Do tego roweru bardziej pasuje ciężki kolarz (90 kg i więcej), a lżejszy kolarze będą mieli w odczuciach mniejszą kontrolę oraz pewność przy szybkich zjazdach na zakrętach.
Ramy Aero są sztywniejsze i przez to ponoć mniej komfortowe na nierównych drogach. Bardziej czuje się wszelkie wyboje, drgania, itd. Klasyczna szosówka niby jest bardziej elastyczna i giętka, przez co lepiej tłumi drgania. Ale gdzieś czytałem, że Aeroad Canyona właśnie dobrze sobie radzi na brukach i na wyścigi Paris-Roubaix, kolarze właśnie wybierają Aeroda, a nie Ultimate. Ciekawe… Czy to ich świadomy wybór czy ktoś z góry im to narzuca, może sponsor, by w ten sposób reklamować swój produkt. Tego nie wiem…
Ciekawe, jakie Ty miałeś wrażenia jadąc Aerodem.
I w poprzednim mailu napisałem, że wstępnie interesował mnie Trek Madone… to model aero. Przejęzyczyłem się i oczywiście miałem na myśli Trek Emonda.
Dziękuję za takiego długiego maila. Doceniam, że pokłada Pan we mnie takie zaufanie oraz wiarę, że mogę dobrze doradzić. Siadałem dwa razy, aby zebrać się do sensownej odpowiedzi, ale wymyśliłem lepszy pomysł. Te dwa maile są tak dobre, że może specjalnie dla Pana zrobiłbym specjalny wpis z tytułem “mail od czytelnika” i w ten sposób dużo ludzi mogłoby się do niego ustosunkować i odpowiedzieć na pytania w nim zawarte. To mógłby być ciekawy eksperyment. Oczywiście dane osobowę mogę wyciąć i pozostawić np. tylko imię.
Aż takiego zaufania nie pokładam w Twoje rowerowe odczucia. Czytając różne fora, tych opinii różnych jest tak wiele, że czasami można zgłupieć. Choćby na temat grupy Campy. Jedni piszą, że najlepsza, najpiękniejsza, najbardziej precyzyjna, najszybsza, najbardziej trwała i najwygodniejsze manetki pod dłonie. Campy the best… tylko Campy!!! Inni zaś stwierdzili, że raczej nie widzą przewagi Camp nad innymi grupami, a ich trwałość jest wątpliwa, bo owszem Shimano zużyje się dwa razy szybciej, ale części do Campy kosztują też dwa razy drożej, więc wychodzi na to samo. Podobnie ma się ze SRAM. Tyle samo pozytywnych opinii, jak i bardziej negatywnych… że to np. najbardziej awaryjna grupa (urywające się wózki choćby), itd. Ludzie generalnie bardzo marudzą na Shimano. Owszem trudno jej zarzucić cokolwiek, ale wszyscy jeżdżą na Shimano i to takie pospolite, nudne, mdłe. Każdy chciałby zmienić Shimano na Srama lub Campy. Ale wiadomo, nikt nie wyda od tak sobie kilku tysięcy, by tylko zmienić wygląd roweru lub zaspokoić ciekawość. Generalnie nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi. Ponoć różnice są dość niewielkie. Jakby tyle samo wad, jak i zalet, po każdej stronie. Polskie fora nie są też zbyt wylewne w wiedzę, a często kłótliwe o nic. Zagraniczne fora wyglądają dużo bardziej konkretnie i pomocnie. Zresztą wszystkich nie czytałem. Ale kilka informacji zebrałem, które sobie poukładałem w głowie, jako tako.
Ja teoretycznie chyba bym postawił na Ultegrę, którą promują wszystkie firmy rowerowe na świecie. Na tej płaszczyźnie, w rowerach gotowych, Potenza i Force nie istnieją. To zaskakujące, więc chyba to nie tylko marketing, tylko wiedza mechaniczna, skoro wszyscy rowerowi mechanicy stawiają na Ultegrę. Konkurencja jest w podobnej cenie, więc to nie walory ekonomiczne są decydujące. Chyba, że Shimano daje większe upusty w sprzedaży hurtowej, dlatego wszystkie marki budują swoje rowery na Ultegrze. W wyższej grupie SRAM Red już konkuruje z Dura Ace. Ale Camp nie widać, tylko w peletonie zawodowym.
Ja tutaj nie muszę się wyróżniać i zapewne też postawię na Ultegrę, choć wydaje mi się, że SRAM i Campa są wygodniejsze, bardziej ergonomiczne w chwytach (manetkach). A to może być czynnik bardzo ważny przy wyborze. Czy decydujący? Tego jeszcze nie wiem :)
Pytając technika z Canyona dlaczego w ich ofercie nie ma Potenzy i Force, odpowiedź była krótka. Ultegra jest najmniej problematyczna mechanicznie… czyli chyba dotyczy to najmniej reklamacji gwarancyjnych, tak sądzę. Dla mnie to przekonywujące, choć bardzo mnie korci do Campognalo Chorus, ewentualnie tańszej Potenzy (o jakieś 2 tys zł). Niemała kwota, więc też mam dylemat czy warto tyle dołożyć i czy grupie mechanicznej potrzebne są elementy karbonowe.
Będę zbierał różne opinie, i jak z czasem wszystko sensownie/przejrzyście uporządkuje w głowie, pewnie za kilka miesięcy (na razie mam jeszcze mętlik), to moja decyzja będzie pewniejsza, a co za tym idzie, spokojniejsza i bez żałowania, że mogłem jednak wybrać coś innego. Nie mam żadnego doświadczenia, by porównać, co jak działa na poziomie takich rowerów. Nie będę miał też takiej szansy za kilka lat, a może dłużej. Raczej nie będę eksperymentował i często wymieniał rowery, koła, osprzęt, by zobaczyć, co jak działa. Z tego względu, że Ty jeździłeś na wielu rowerach, kołach i prawie każdym osprzęcie, Twoja opinia wydaje mi się bardzo ciekawa i konkretna. Sugestie mogą być pomocne, itd. Ale na pewno nie kupię w ciemno takiego roweru, jaki zarekomendujesz. Po prostu przyjrzę mu się lepiej. Zatem spokojnie możesz pisać/mówić bardzo szczerze tylko o swoich rowerowych odczuciach. Chętnie tego wysłucham i poukładam sobie tą wiedzę w głowie. To też dla mnie całkiem przyjemna frajda/zabawa. Inaczej bym tak nie grzebał w tym rowerowym temacie, tylko kupił pierwszy, lepszy, tani rower, może w Decathlonie.
Składany rower jednak jak najbardziej wchodzi w grę. Zacząłem trochę liczyć na kalkulatorze i zobaczyłem, że ceny Canyona Ultimate SL Disc, są ZAWYŻONE. Oferta, jak w normalnym sklepie ze wszystkimi marżami, a może nawet drożej. Tak, jakby rower się składało na własną rękę z części najtańszych, zakupionych w różnych sklepach internetowych. A przecież to najdroższa opcja. Oto przykład:
Katalogowa cena ramy Canyon Ultimate SLX z kokpitem Aero kosztuje 11.800 zł. Czasami ją obniżają, średnio o 10%.
Katalogowa cena ramy Ultimate SL z kokpitem Aero kosztuje 6.800 zł (tutaj też czasem obniżają cenę). Różnica wynosi 5.000 zł pomiędzy SLX i SL. Naprawdę sporo.
Rower Canyon Ultimate CF SLX Disc 8.0 kosztuje 19.000 zł.
Canyon Ultimate CF SL Disc 8.0 kosztuje 16.400 zł (dokładnie na tych samych podzespołach, co powyżej: Ultegra, koła Cosmic Pro Carbon). Różnica, to tylko 2600 zł, a powinna być 5.000 zł.
Budowa tego samego roweru CF SL Disc 8.0 będzie kosztować jakieś 16.600 zł… czyli około 200 zł drożej niż w Canyonie. A gdzie niska cena roweru kupowanego bezpośrednio u producenta, bez marży handlowej/pośredników (około 20% mniej?)? A gdzie niższa cena roweru systemowego (10% mniej?)? Zatem ewidentnie nie opłaca się kupować tego roweru u producenta, w dodatku bez możliwości jakiejkolwiek konfiguracji. Ten rower wolę zbudować sam, wtedy mogę myśleć o różnych kołach, osprzęcie, itd.
Jeśli chcesz, to oczywiście możesz wrzucić moje maile lub wybrane fragmenty do specjalnego wpisu. Może ktoś coś napisze w związku z tym, choć wiele bym się nie spodziewał. Możemy jednak spróbować.
Ale z Tobą też chciałbym porozmawiać, o kołach, osprzęcie (głównie Campach) i innych fajnych rowerach. I może problemach z rowerami. Jestem ciekaw, jak sprawuje się Twój Rose, w Twoich odczuciach oraz koła R-SYS SLR Mavica i jego system hamowania Exalitx.