Kolarze to dość specyficzna grupa sportowców, szczególnie w przypadku amatorów. W ciągu ostatnich kilku lat technologia poszła do przodu na tyle, że teraz przed wyjściem z domu ładujemy już wszystko. Nie tylko jedną baterię od całej grupy osprzętu, ale powoli każdy z komponentów z osobna – obie przerzutki i ogniwa CR2032 w klamkomanetkach. Do tego pasek od pulsometru, pomiar mocy w korbie/pedałach, telefon, bezprzewodowe słuchawki, Garmin, lampki, podgrzewane wkładki do butów. To jeszcze śmieszniejsze, gdy weźmiemy pod uwagę ilość kilowatogodzin, które wygenerujemy po wyściu z domu, a które ulecą zupełnie bezsensownie w powietrze. Jesienią natomiast okazuje się, że mimo kilogramów elektroniki nie za bardzo mamy z czym biegać i znowu trzeba iść do sklepu. Forerunnery i Suunto czekają.

 

 (…) One should only run if being chased. And even then, one should only run fast enough to prevent capture.

~Velominati

 

Kolarze nie biegają, to powszechnie znana prawda. Krążą nawet legendy o takich, którzy zamiast wchodzić po schodach byli na nie wnoszeni, aby oszczędzać nogi. Bernard Thévenet wspomina w książce Yellow Jersey Club, że pokonanie 3 stopni, aby wejść na podium bywało dla niego ciężkie niczym wjazd na kolejną przełęcz. Nie jesteśmy jednak zawodowcami (przynajmniej ja). Frank Strack zbierając zasady na stronie Velominati, a potem rozwijając je w książce The Rules (polecam), nie wziął pod uwagę naszych warunków klimatycznych. Winter is coming, a to dla przeciętnego człowieka na etacie oznacza 5 miesięcy nocy.

Powiem wprost: Product Managerowie Garmina powinni iść do piekła. Pomijając fakt, że bieganie z kowadełkiem na nadgarstku jest trochę niewygodne to jednak daje radę… tylko, że w Garminach serii Edge nie ma czegoś takiego jak tempo biegowe (pace), czyli wartości „minuty/kilometr”. To mnie więcej tak jak gdybyśmy na rowerze nie mieli ani aktualnej prędkości ani mocy. Można biec na puls, ale czemu jesteśmy do tego zmuszeni, gdy napisanie takiej funkcji zajęłoby w porywach jakieś 4 minuty – kilka linijek kodu. Dowód? Connect-IQ, dostępne od niedawna na modele 1000 i 520. To SDK (narzędzia do modyfikowania gotowego produktu) dzięki któremu możemy stworzyć własne pola albo widgety na urządzeniu. Zakładam jednak, że jak ktoś to ogarnia to nie musi czytać tego wpisu. Wszystkim innym pozostaje pogodzenie się z tą sytuacja, zakup nowego zegarka lub noszenie ze sobą niewielkiego, bezprzewodowego centrum przetważania danych.

Poniżej kilka rozwiązań przetestowanych przeze mnie. Do większości z nich przyda nam się uniwersalny uchwyt na nadgarstek do Garmiów.

 

1. Garmin 7xx, 8xx, 1000

DSC06275

 

Ameryki nie odkryję. Duże Garminy są kiepskim pomysłem do biegania, nie tylko ze względu na brak pola tempo, ale również na możliwość zrobienia krzywdy nie tylko sobie, ale i wszystkim dookoła. Machanie cegłą w tłumie bywa niebezpieczne. Z drugiej strony, jeśli chcemy poćwiczyć bicepsa, to to jest odpowiedni patent. Ogólnie, nie polecam rozwiązania.

 

 

2. Garmin 5xx.

DSC06276

 

Jak nietrudno się domyślić, mniejszy Garmin sprawuje się podobnie jak duży, tylko wygodniej. Przebiegłem z nim trochę biegów i dawał radę. Z trzech opcji, których potrzebuję, czyli:
– tempa, żeby wiedzieć czy biegnę szybko i zgodnie z planem
– pulsometru, żeby wiedzieć czy jestem zmęczony
– gpsa, żeby móc się pochwalić w necie albo przynajmniej zapisać gdzie danego dnia biegałem
są tylko dwie ostatnie. Wygoda użytkowania jest niezła, ale…. gorzej z dokładnością. Jeśli chodzi o model 500 przy dużych biegach ulicznych, między budynkami, zasiąg potrafi się dość poważnie gubić. W przypadku modeli 510 i 520 jest znacznie lepiej dzięki wsparciu GLONASSa, jeśli mamy więc taką możliwość, proponuję go obowiązkowo włączyć.

 

 

3. Telefon z ANT+ i pasek HR

DSC06284

 

Niektóre współczesne telefony, a w szczególności rodzina Sony Xperia mają wbudowany moduł ANT+. Rozwiązanie, które ułatwia trochę życie, przynajmniej jeśli chodzi o zapisywanie śladu.  W prosty sposób może wtedy sparować nasz pasek HR np. od Garmina (lub dowolny inny korzystający z tego protokołu) z aplikacją na smartfonie – Endomondo sprawuje się z nim całkiem nieźle. Nasza wspaniała Strava nie obsługuje jednak takiego rozwiązania, dlatego – ideologicznie – skreślam ją z listy aplikacji biegowych. Trochę wstyd.

Jestem dużym fanem antystylówy w tym sporcie, dlatego bardzo chętnie wkładam najkrótsze spodenki jak to możliwe. Tak krótkie, że krótsze być nie mogą, bo zahaczałyby o gacie. Pojawia się wtedy problem gdzie wsadzić telefon. Żeby coś widzieć, musiałbymmieć go na nadgarstku, a wtedy znowu istniałaby możliwość zabicia kogoś machając radośnie ręką. Można go upchnąć w kieszonkę od spodenek ryzykując ich powolny zjazd. Można mieć w biodrówce i co jakiś czas przekręcać, aby nie jeździła dookoła nas. Ze względu jednak na jej ucisk na brzuch, od czasu gdy na GP Żoliborza stałem się cichym reprezentantem kampanii promocyjnej „Nie Biegam” Stoperanu, postanowiłem nie używać jej już nigdy więcej, szczególnie gdy mi się śpieszy.

Najlepszym patentem okazał się według mnie lekko gejowski pół-plecaczek z Decathlona. Pasuje idealnie do za krótkich spodenek i szaro-pomarańczowych butów. Do dopełnienia stylu brakuje tylko frotek i Paulie Bleeker może czuć się zagrożony. Wbrew obawom – nie obciera. Gdyby tylko nie kosztował zawrotnych 50zł…

 

IMG_1905

 

 

3. Telefon bez ANT+ i pasek HR

DSC06279

Jak zwykle, jeśli ktoś ma iPhone’a , to może tyle samo co inni, tylko musi trochę dopłacić. Jeśli więc mamy telefon bez obsługi protokołu ANT+ musimy dokupić specjalny adapter, zwany donglem. Przyda on się też do innych rzeczy, które opiszę wkrótce – taki odpowiednik inteligentnego domu, tylko że na trenażerze.

AKTUALIZACJA:
Support Stravy twierdzi, że aplikacja działa z tym protokołem, jeśli mam ten jedyny słuszny model telefonu i dongla: „If you’re using an ANT+ device, you’ll need to plug in your ANT+ receiver – currently our only supported model is the Wahoo ANT+ Key, only for iPhone models 4s and below.”

 

4. Telefon i pasek HR po Bluetoothie

DSC06282

 

Jest też prostsze rozwiązanie. Zamiast paska na ANT+ możemy kupić taki z Bluetoothem. BT powinien mieć chyba każdy nowożytny telefon. Zaleta jest taka, że działa też ze Stravą.

Tu zatrzymam się na chwilę, aby przyjrzeć się ciekawemu rozwiązaniu jakim jest Wahoo TICKR. Poza tym, że jest to czujnik tętna zarówno z ANT+ jak i Blutoothem, ma tez kilka innych ciekawych opcji, których pewnie nigdy nie użyję i nigdy mi się nie przydadzą, ale lubię je: czas kontaktu z podłożem, kadencja biegu, smoothness*, pochylenie i takie tam.
*czyli jak gładko biegniemy i jak majtamy ciałem.

Do tego dochodzi możliwość zapisania treningu bezpośrednio na pasku (niestety bez śladu gps) i inne konfigurowalne opcje jak alarm wibracyjny czy obsługa poprzez klepanie. Może po prostu Wilk z Walstreet Sagan miał zainstalowanego TICKRa i uderzając się w pierś obsługiwał go?

 

IMG_1943 IMG_1941 IMG_1942

Producent oczywiście dorzuca też aplikację treningową która sprawi, że będziemy jeszcze bardziej… wszystko.

W skrócie: fajny bajer, szczególnie dla osób które lubią patrzeć na cyferki i wykresiki. Przy odrobinie samozaparcia i kilku użyciach googla pewnie uda nam się poprawić delikatnie technikę biegową. Pozostaje jednak dalej problem monitorowania na żywo. Co mi po tym, że w domu dowiem, się że biegłem dobrze technicznie i miałem jeszcze bezpieczny zapas w płucach. Gdy biegnę na dychę wiem, że 177 uderzeń to akurat tyle żeby przeżyć i to jedna z niewielu rzeczy, które chciałbym kontrolować walcząc o wynik. Jak to więc zrobić?

 

5. Telefon + dodatkowy wyświetlacz

IMG_1930

Skoro i tak biegnę z telefonem (bo ciężko się potem szukać w grupie kilkunastu tysięcy ludzi, a i fotkę dobrze zrobić, żeby móc wrzucić na fejsa z podpisem „dzisiaj biegałem”) i skoro tak czy siak podpinam do niego któryś pasek HR, to może jest opcja żeby widzieć co on wyświetla… No i jest: RFLKT+. Znowu rowerowa proteza, ale na rowerze sprawdza się doskonale, więc może i w bieganiu da radę.  Co to jest?

RFLKT+ (firma Wahoo w ramach oszczędności nie kupiła wystarczającej liczby samogłosek) to tak naprawdę odbicie ekranu smartfona. 4 w pełni konfigurowalne przyciski i interfejs w aplikacji, który pozwala nam wybrać co chcemy widzieć. Do tego, w wersji z plusikiem barometr i termometr. Łączy się ze Stravą i takimi tam, ale oczywiście najlepiej odpalić go z Wahoo Fitness, które daje najwięcej możliwości i potem eksportować dalej.

IMG_1945 IMG_1947 IMG_1946

Podobnie jak w innych urządzeniach ustawiamy ułożenie pól na wyświetlaczu i ich liczbę, wybieramy co mają prezentować, przypisujemy akcje do każdego z przycisków (łącznie ze sterowaniem muzyką – funkcja niestety z mojego punktu widzenia nieprzydatna, gdyż obsługuje jedynie playlistę aplikacji Wahoo, a Spotify nie rusza) oraz specjalny ekran z powiadomieniem, gdy na przykład użyjemy pauzy lub zakończenia okrążenia. Przy cenie ~100 euro, jest to prawdopodobnie najlepsza inwestycja jeśli chodzi o kolarskie liczniki (dla osób, które jeżdżą z telefonem w kieszonce) w kategorii cena/użyteczność. Szczególnie biorą pod uwagę co dostajemy korzystając z telefonu:

 

Dokładność

O ile dystans na rowerze możemy zmierzyć korzystając ze średniowiecznego rozwiązania bazującego na mangesie przyczepionym do szprychy (lub renesansowego, z czujnikiem na piaście), to z bieganiem już trochę trudniej. Bazuje się zazwyczaj na gpsie. Liczy się siła sygnału, częstotliwość zapisywania śladu (interwał czasowy lub tryb 'inteligentny’ zapisujący tylko kluczowe zmiany) oraz przetworzenie przez aplikację. Dlatego często wrzucając ten sam ślad przez Endomondo mamy inny dystans niż na Stravie – nawet wrzucając gotowy plik .gpx. Jeśli chodzi o dokładność w mieście, pomiędzy budynkami to moje subiektywne spostrzeżenia klasyfikują tak:

1. Telefon – sygnał GPS + wsparcie A-GPS, bazujące na stacjach przekaźnikowych tzw. BTSach + wsparcie ogromnej liczby sieci WIFI

2. Urządzenia z GPS + GLONASS

3. Urządzenia z GPS.

O ile gdzieś na końcu świata, gdzie zasięg telefonu jest znikomy, a sieci WIFI jeszcze nie doleciały, druga opcja może okazać się najlepsza, to w centrum dużego miasta, zdecydowanie lepiej sprawdza się pierwsza.

  IMG_1511

Wnioski

Wniosek oczywisty numer jeden: do biegania najlepiej sprawdza się sprzęt dedykowany do biegania.
Jest to o tyle zabawne, że sprzęt dedykowany do biegania zazwyczaj bardzo dobrze sprawdza się w kolarstwie (dopóki nie korzystamy z miernika mocy i  nie przeszkadza nam to, że wszyscy będą brali nas za triathlonistów). Dlatego też na nadchodzący półmaraton w Lizbonie użyję pewnie wypożyczonego skadś Forerunnera. Czy trzeba mieć taki sprzęt żeby biegać? Oczywiście, że nie. Na moim, amatorskim poziomie można na pewno osiągać dużo lepsze wyniki bez cyferkologii, jednak o czym byśmy wtedy czytali w pracy?

Bieganie zgodnie z planem i zgodnie z założeniami też może być przyjemne, a do tego przede wszystkim skuteczne. Sprawdziłem to na tegorocznym Biegnij Warszawo. Z doświadczenia i analizy poprzednich biegów wiedziałem, że mogę biegać poniżej 4min/km, wiedziałem też, że powinienem trzymać się w okolicach tętna 177. Na metę wbiegłem ze średnim HR 175 i tempem 3:58 – biegłem jak Froom i jego pomiar mocy na mostku. Nie przewidziałem oczywiście, że bieg będzie miał dla mnie trochę więcej niż 10km i że włączona autopauza poniżej 7min/km wprowadzi trochę przekłamań. Plan okazał się niedoskonały, ale ważne że spełniony.

 

Capture123