Czy mówi Ci coś nazwa Favero Electronics? Pewnie nie – mi też nawet nie obiła się wcześniej o uszy. Pierwszy wynik z googla przenosi nas w radosne lata 90, pełne gifów i przesuwających się po ekranie scrolli. Przypomniało mi się dzieciństwo…
Kiedy odezwała się do mnie firmy Velocity Warsztat Treningu, oferując na jakiś czas pomiar mocy w pedałach bePro sygnowany logo firmy Favero nieźle się zajarałem, licząc na produkt w stylu „zlutuj to sam”, ewentualnie „skomponuj urządzenie z naszych układów”. Potem oczywiście okazało się, że pedały mają zupełnie inną stronę i wygląda już jak najbardziej ok.
Favero bePro to prawdopodobnie najtańszy pomiar mocy na rynku. 2149zł za pomiar z jednego pedała lub 3199zł za pełen to zdecydowanie mniej niż konkurencja (chociaż dzięki jesiennym promocjom można wyrwać Garminy za 4500zł/3000zł lub Stagesa od 2000zł). Jako człowiek, który lubi drogie zabawki, które są względnie tanie, nie mogę przejść obok niego obojętnie.
Na wstępie zaznaczę, że nie mogę Wam napisać: „tak, bierzcie te pedały, są super”. Nie biorę na klatę takiej odpowiedzialności. Powiedzmy sobie szczerze: moja ocena bazować może głównie na dwóch aspektach: jakości wykonania i dokładności pomiaru, reszta jest ważna, ale zupełnie drugoplanowa.
Jakość
Robiąc około tysiąca kilometrów ciężko ocenić jakość wykonania czegokolwiek. Mi oczywiście zazwyczaj udaje się dość szybko zepsuć wszystko co dostaję (a przynajmniej widocznie to uszkodzić), tym razem jednak nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Setki wpięć i wypięć, przewracający się rower, opieranie o ściany i inne poważne zachowania nie pozostawiły na pedałach żadnych trwałych uszkodzeń. W testach blogerów, którzy testy robią zdecydowanie porządniej niż ja:
DC Rainmaker – The Favero bePRO Power Meter In-Depth Review
the5krunner – Favero bePRO Power Meter Pedals – Detailed Review
przeczytać możemy o plastiku (obudowie), który podobno bardzo łatwo uszkodzić – są też niezbyt zachęcające zdjęcia. Jak dowiedział się DC Rainmaker, ma to jednak tylko efekt estetyczny, gdyż pod kiepskim plastikiem znaduje się kolejna, dużo bardziej wytrzymała warstwa. Z mojej strony brak uwag. Jedyny znaleziony przeze mnie użytkownik pedałów w Polsce nie jest z nich zbytnio zadowolony :
Mamy tu jednak klasyczne słowo przeciwko słowu. Nie znalazłem w internecie innych, typowo negatywnych opinii o tym produkcie. Na jednym z moich ulubionych forów weightweenies trochę osób ich używa i po tysiącach kilometrów nie ma problemów (poza tym, że niektóre buty wymagają podkładki, by nie rysować pedałów).
Długo dyskutować można, który rodzaj miernika jest najmniej podatny na uszkodzenia mechaniczne. Ciężko uszkodzić piastę przy wypadku, korby w zasadzie da się tylko porysować – pedały w tym towarzystwie wypadają prawdopodobnie najgorzej. Pocieszeniem jest to, że wbrew pozorom przy wywrotkach, całe uderzenie przejmuje na siebie zazwyczaj but, o czym przekonałem się w życiu niejednokrotnie:
Dokładność
Jeśli coś jest dobre dla prosa, to czemu miałoby nie wystarczać mi? Na bePro jeżdżą zawodnicy z grupy La Bardiani-CSF. Wiele razy przekonałem się już jednak, że po pierwsze: zawodowcy używają tego co dostają, a nie tego czego chcą, po drugie: w sponsorowanym sprzęcie niekoniecznie patrzy się na trwałość rozwiązań. Precyzja musi być jednak przynajmniej bardzo dobra.
Określenie precyzji pomiaru jest trudne, nawet mając pod ręką inne urządzenia. Podziwiam każdego, kto jest w stanie to zrobić porządnie. Nie raz próbowaliśmy już dokonać takiej sztuczki i nigdy się nie udawało zrobić tego tak, jak należy. Bo jak poznam, który z 3 używanych jednocześnie systemów pokazuje dobrze? Tu po raz kolejny odsyłam do dziesiątek wykresów na dwóch wyżej wymienionych blogach – wynika z nich jasno, że błąd waha się w granicy deklarowanych 2%. Także u mnie podczas porównania z trenażerem Wahoo Kickr, wartości były zbliżone. Opóźnienie jest wyraźnie widoczne, ale to normalne w pomiarach tej klasy. Jeśli na Garminie wyświetlasz sobie aktualne waty zamiast średniej z 3 lub 10 sekund (chociaż nie wiem po co ktoś miałby to robić) może to troszkę irytować.
Dla mnie jednak nie dokładność pomiaru jest ważna, a powtarzalność. Dokładność jest ważna, jeśli korzystamy z kilku pomiarów jednocześnie, robimy regularnie badania na nie swoim sprzęcie itd. Dla mnie, jako zwykłego użytkownika, zupełnie nieistotne jest to czy mój próg FTP wynosi 250 czy 450W, pod warunkiem, że mogę jechać blisko wyznaczonych wartości. Z bePRO tak jest – mogę jechać na 80% FTP i wiem, że jest to 80% progu wyznaczonego na tych pedałach (lub okolice 80% wyznaczonych na trenażerze).
Teraz, gdy wiemy, że pedały działają, można skupić się na pozostałych kwestiach:
Kompatybilność
Mniej więcej 2 dni po odebraniu paczki z Poznania mój Garmin umarł. Sprawdziłem dzięki temu kilka konfiguracji, wszystkie z nich działały praktycznie bezproblemowo i intuicyjnie.
z Garminem 810
z Garminem 520
z Iphonem 5s, do którego podpięta była przejściówka na ANT+
z licznikiem Wahoo RFLKT+ i iPhonem. W tej konfiguracji licznik konwertował sygnał ANT+ na Bluetooth i przejściówka do telefonu nie była potrzebna.
Pedały przeznaczone są niestety tylko dla systemu Look. Dla mnie to wada, zdecydowanie wolę Shimano lub Time’y (których używam na codzień). Z Lookami mam regularny problem przy wpinaniu (zdarza się, że próbując wpiąć się w pedał odwrotnie, blokuje mi się przy nim but – boleśnie przypominam sobie o tym na Memoriale Królaka). Ale to pewnie dotyczy tylko mnie – mam dziesiątki znajomych z tym systemem i bez żadnych problemów.
Jak to działa?
W życiu staram się nie czytać instrukcji, co zazwyczaj kończy się tak, że sprzęt zaczyna się psuć już w momencie, gdy wyciągam go z pudełka. Z rzeczami pożyczonymi postępuję jednak inaczej – nie lubię odsyłać zniszczonych… i dobrze. Instrukcja już na dzień dobry ostrzega, że przekręcając z rozpędu nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednią stronę mamy sporą szansę na uszkodzenie, którego gwarancja nie obejmuje. Polecam więc przestudiować te kilkanaście niewielkich stron napisanych w stylu IKEA. Cała operacja nie powinna zająć więcej niż kilka minut (lub kilkanaście, jeśli jesteście troszkę ułomni manualnie jak ja). Proces wygląda tak:
Spróbuj odkręcić stare pedały
Złam trzy klucze i wyrób sobie dwa imbusy
Idź do serwisu, żeby wykręcili Ci te zapieczone pedały. Obiecaj sobie, że w zimie robisz bicka
Wróć do domu i zastanów się, czemu będąc w serwisie nie poprosiłeś, o dokręcenie nowych pedałów. Dobrze, że w odróżnieniu od Vectorów nie musisz robić tego dokładnymi niutonometrami.
Wkręć takie metalowe pałeczki w miejsce, gdzie powinny być pedały (ostrożnie, bo pałeczki, mimo że solidne to gwinty mają jakieś plastikowe)
Zainstaluj na pałeczkach taką aluminiową ekierkę, która pokaże Ci, w którym miejscu nakleić niewielką naklejkę
Zdejmujesz pałeczki. Naklejka była potrzebna tylko dlatego, że ma taką kreseczkę, do której będziesz wyrównywał kreseczkę na osi pedałów – żeby było równo. Potem możesz ją odkleić i schować, bo są tylko 4.
Zaawansowanym systemem dwóch pokręteł i dwóch kluczy dokręcasz pedał, żeby był równo z kreseczką
Patrzysz, czy wszystko mruga lampkami jak powinno (na pedale jest kilka diodek, bez instrukcji za Chiny nie wiem, jaka kombinacja odpowiada jakiemu komunikatowi).
Klikasz na Garminie (lub telefonie lub tym, czego używasz): kalibruj
Gotowe
Kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów później pedały pewnie się minimalnie przekręcą i wymagana będzie ponowna kalibracja. Tym razem za pomocą super skomplikowanej procedury przekręcenia korbą kilkanaście razy do tyłu, a następnie jazdy przez chwilę ze stałą mocą i kadencją w okolicach 85 (mierzona za pomocą pedałów). Utrzymanie jej jest ważne, o czym przekonałem się, gdy po 3. nieudanej próbie powróciłem do instrukcji. Potem już nigdy nie miałem z tym problemu.
Jeśli chodzi o ładowanie, zastosowane jest rozwiązanie najlepsze z możliwych – micro usb. Teraz rower odpoczywając przed kolejną jazdą wygląda już zupełnie abstrakcyjnie, gdy z obu stron wiszą podłączone do niego kable z prądem.
Czy chcę tę moc?
Z mocą jest u zwykłego człowieka tak: nie potrzebujesz pomiaru, potem Twoi koledzy mają i zaczynasz się nad tym zastanawiać, wypożyczasz pomiar, zaczyna Ci się to podobać, nie wyobrażasz sobie życia bez pomiaru, coraz rzadziej spoglądasz na pomiar, pozbywasz się go, tęsknisz. Czy jej potrzebujesz, czy jest konieczna: nie. Czy sprawi, że będziesz jeździł szybciej? Wątpliwe. Czy jest fajne? Jak najbardziej!
Po co mi moc?
Jeśli chodzi o jazdę w grupie, to pomiar przydaje się w zasadzie tylko do odpowiedzi na pytanie „czy dzisiaj było ciężko?”. To nawet śmieszne, gdy możemy bezpośrednio porównać ze sobą dwa, następujące po sobie Ronda Babka i okazuje się, że w pierwszym jechaliśmy dużo szybciej, a wygenerowaliśmy mniej watów. Ważona moc z Ronda wychodzi mi zawsze podobna: 290W +/-10W. Można sobie oczywiście liczyć, jak długo dam radę jechać z daną mocą w ucieczce i takie tam, ale u mnie, w praktyce, nie sprawdza się to zupełnie. To jak z uciekaniem i patrzeniem za siebie: zaczynasz patrzeć = zaczynasz przegrywać.
Patrzenie w cyferki uczy jednak jednej bardzo ważnej rzeczy: zarządzania swoimi możliwościami. Doszukując się analogii: jazda z licznikiem jest jak obserwowanie prędkości w aucie, pulsometr dodaje obserwowanie obrotów, a waty to dodatkowa kontrolka wyświetlająca stan benzyny.
Obserwacja aktualnych watów uzmysławia, jak bezsensowne jest dawanie zmian. Te dodatkowe 30% energii idzie do nikąd i z każdą kolejną jazdą uczysz się, oszczędzać swoje nogi. To, co zaoszczędzisz teraz, przyda się później!
Na
jważniejszym według mnie zyskiem z posiadania pomiaru mocy jest jednak możliwość łatwego i precyzyjnego mierzenia obciążenia treningowego. Dzięki temu wiem, że jadąc w góry na tydzień, jeżdżę w nich jakieś 5 razy za długo ;-) Wiedza ta na wakacjach przydaje się do niczego, ale nigdy nie miałem takiego skoku formy jak tej zimy, gdy starannie planowałem krótkie treningi i jeszcze staranniej odpoczywałem po nich.
Poza tym, plus niepatrzenia na prędkość jest taki, że stajemy się wiatroodporni. Patrząc na generowane waty jest mi wszystko jedno, czy jadę z wiatrem czy z wmordwindem. Prędkość jest nieistotna, liczy się to, jak mocno naciskam na pedały – jeśli wieje w twarz, wysokie wartości łatwiej utrzymać (subiektywnie).
Jeden pedał czy dwóch dwa?
Jeśli dodatkowy tysiąc złotych nie jest dla nas dużym obciążeniem, wydaje się oczywiste, że lepiej mierzyć obie nogi niż jedną. Osobiście nie wiem, na którą opcję bym się zdecydował. Jeśli nie mamy trapiącej nas od długiego czasu kontuzji lub problemów i dysproporcji w ciele, to dodatkowe statystyki wydają się zbędnym luksusem. Mi na przykład regularnie wychodzi, że lewa noga przejmuje na siebie trochę więcej pracy – to pewnie efekt młodości, w której do skakania używałem tylko jej (piłka ręczna). Czy coś z tym zrobię? Pewnie nie:
Oprócz balansu dostajemy jeszcze trochę dodatkowego info. Trzeba jednak pamiętać, że dane te nie są zbierane na Stravie!
Efektywność, która mówi nam o tym, ile energii zabiera nam druga noga podczas pedałowania (o ile utrudnia pracę pierwszej). Równomierność, czyli jak rozkłada się generowanie mocy na całym obrocie korbą (czy tak samo ciągniemy w górę i do przodu, co pchamy w dół i do tyłu).
Tu ciekawostka: im szybciej jadę tym balans i pozostałe zmienne zbliżają się bardziej do optymalnych. Fajne do popracowania nad techniką jazdy i do wychwycenia nieprawidłowości, ale po kilku użyciach zupełnie zignorowałem te wartości. Wychodzi na to, że optymalnym kosztowo rozwiązaniem jest pożyczenie sobie dwustronnego pomiaru mocy – weryfikacja cyferek i jeśli wszystko jest w normie, zakup jednostronnego.
Podsumowanie, czyli tl;dr
Wow, doczytaliście do końca… albo spojrzeliście od razu na ostatni akapit, żeby przeczytać podsumowanie. Ciężko ocenić poważnie sprzęt, którego używało się przez kilkadziesiąt godzin. Wybór pomiarów staje się na rynku coraz większy, a co za tym idzie – ceny spadają. Jeśli chcesz go używać w więcej niż jednym rowerze, najlepszą opcją wydają się właśnie pedały. W bezpośrednim pojedynku mamy Vectory od Garmina oraz P1 od Powertapa. Obie te firmy są sprawdzone przez ilość użytkowników większą o kilka rzędów – idzie za tym niestety wyższa cena. O Favero BePro ciężko napisać coś złego po tak krótkim czasie: montaż jest prosty, internet twierdzi, że są tak samo bezawaryjne i dokładne jak najbliższa konkurencja, a trochę tańsze. Z montażem i kalibracją poradziłem sobie sam, a co najważniejsze – nie udało mi się ich popsuć. Bazując na mojej niepewnej opinii oraz opinii blogów, którym ufam, myślę że można zaryzykować (chociaż to słowo jest prawdopodobnie niewłaściwe – produkt jest na tyle długo na rynku, że poważny fackup już dawno zostałby wskazany). Chyba że różnica w cenie nie jest dla nas ważna – wtedy bierzmy rozwiązania bardziej sprawdzone.
Cześć, jestem Maciek. Na co dzień pracuję w IT: restartuję rzeczy, tworzę nowe rzeczy wymagające restartowania, pomagam w przenoszeniu do chmury rzeczy, które będą wymagały restartowania. Staram się też ułatwiać restartowanie innym. Z biegiem lat nauczyłem się nawet tworzyć rzeczy, które restartują się same i teraz boję się o własną przyszłość.
Po pracy prowadzę tego bloga i robię to rekreacyjnie, dlatego wszystkie opinie są tutaj w 100% subiektywne i niekoniecznie muszą pokrywać się z prawdą.