“Twierdzenie o nieskończonej liczbie małp mówi, że małpa naciskająca losowo klawisze maszyny do pisania przez nieskończenie długi czas, prawie na pewno napisze dowolnie wybrany tekst, taki jak na przykład kompletny dorobek Williama Szekspira”
Szansa na to jest oczywiście niewielka. Mówiąc dokładniej, przy ignorowaniu spacji i interpunkcji oraz zakładając, że cały Hamlet ma w sumie 20 liter (a z tego co pamiętam ze swoich prób pokonania go, ma trochę więcej) to prawdopodobieństwo sukcesu wynosi 1 na 19928148895209409152340197376 prób (serio, to jest prawdziwa liczba). Jak łatwo się domyślić, spada ono dość drastycznie (nie wiem, czy “dość drastycznie” jest wystarczająco dramatyczne) przy każdej kolejnej literze. Do czego zmierzam?
Robiąc odpowiednio dużo zdjęć, prędzej czy później uda Ci się zrobić to jedno, wspaniałe. Im więcej robisz, tym większa szansa. Skutkiem ubocznym jest to, że z każdego wyjazdu przywieziesz ich tysiące, co generuje przynajmniej jedno zmarnowane popołudnie. Coś za coś.
Nie powiem Wam wprost jak robić doskonałe zdjęcia, bo nie wiem. Nie jestem zawodowym fotografem, więc nie zagłębię się ani w budowę odpowiedniej kompozycji, ani w szczegóły techniczne. Zrobiłem ich jednak na tyle dużo, że część z nich trafiła do kolarskich magazynów, a inne na witryny sklepów rowerowych i plakaty. Niektóre są u Was na fejsie (w 90% bez podpisu :> )Zmarnowałem też wiele okazji, które na pewno zapewniłyby internetową chwałę na wieki. Chętnie podzielę się doświadczeniami, które pomogą Wam lepiej utrwalić moment.
Podpatruj najlepszych
Na początku zawsze warto podejrzeć prace najlepszych. Większość najlepszych wynalazków ludzkości bazowała na czymś, co już istnieje. Jest kilku fotogafów, którzy robią zdjęcia więcej niż dobre. Przeglądając ich prace nie dość, że złapiemy kilka pomysłów i inspiracji, to jeszcze poznamy miejsca i wyścigi warte odwiedzenia. Jeśli znacie inne ciekawe -> zapraszam do komentarzy.
Jared i Ashley Gruber – http://www.gruberimages.pro/ ; http://gruberimages.tumblr.com/ ; https://www.instagram.com/jeredgruber/
Kristof Ramon – http://kramon.photoshelter.com/ ; https://twitter.com/kristoframon ; https://www.instagram.com/kramon_velophoto/
Annton Miettinen – https://antton.exposure.co/
Szymon Gruchalski – http://szymongruchalski.blogspot.com/
Łukasz Szrubkowski – http://szrubkowski.net/
i stron jak:
Cycling Tips – http://cyclingtips.com/
Strava – http://stories.strava.com/
Rapha – http://pages.rapha.cc/de/category/photography-de
I pogódź się z tym, że takich zdjęć nie zrobisz
Bo takie zdjęcia są albo głęboko przemyślane, albo osoby, które je robiły miały dostęp do miejsc, w których Ciebie pewnie nie będzie. Do tego używali sprzętu, który w kieszonkach się nie mieści (lustrzanki + często dodatkowe lampy, blendy itp). Ale to nie szkodzi – pomysły można łapać, a setki stron z rankignami najlepszych zdjęć z telefonów, potwierdzają, że na pewnym, podstawowym poziomem, technologia odgrywa drugorzędne znaczenie.
Sprzęt
Najczęściej zadawane pytanie w kolarstwie turystycznym: czym robić zdjęcia? Wozić ze sobą aparat? Wystarczy kamerka sportowa schowana w kieszoce? Spójrzmy na 3 dostępne w tej chwili możliwości (wkrótce na rynku pojawi się czwarta, czyli DJI Mavic – jeśli mój pracodawca nie zrobi mi przykrej niespodzianki, mam nadzieję ją tutaj dołączyć)
Telefon
Podstawowe narzędzie każdego. Telefon trzeba zawsze mieć ze sobą. Jest ważniejszy niż pampers i karta kredytowa razem wzięte. Każdy, prędzej czy później, będzie szukał na swojej liście kontaktów kogoś, kto ma akurat wolne popołudnie i może nas uratować: bo defekt, bo bomba życia i dalej jechać się nie da, bo wypadliśmy akurat za barierkę na zjeździe i nie możemy się wdrapać na drogę. Telefon nie jest najwygodniejszym narzędziem do robienia zdjęć, jest jednak najbardziej uniwersalnym i, odpowiednio skonfigurowany, poręcznością drepcze po piętach kamerkom sportowym. Czym się kierować przy wyborze?
Od jakości aparatu ważniejsze jest tutaj prędkość jego działania. Wszelkie starsze “androidy” nie dają niestety rady. O ile robienie zdjęć na przystankach może się udać, to w czasie jazdy ważne jest jedno – jednym ruchem uruchamiasz aparat, naciskasz 5 razy, robi się 5 zdjęć, chowasz telefon do kieszonki. Bez zastanawiania się czy wszystko już zdążyło się uruchomić. Lepiej też zrobić 5 zdjęć w ciągu sekundy i 4 potem usunąć niż jedno i modlić się, aby było ostre i nieporuszone. Pamiętna sytuacja, gdy ktoś leży po wywrotce na ziemii, a Ty biegniesz żeby zrobić zdjęcie, krzycząc “Leeeeż tak!”. Na pewno będzie nam wdzięczny, jeśli pstryknięcie zajmie nam 1 sekundę, a nie 8.
Aparat MUSI uruchamiać się z poziomu zablokowanego urządzenia. W iPhonie to proste: po prawej na dole mamy ikonkę, którą wystarczy przeciągnąć. W urządzeniach z zielonym ludkiem musimy zazwyczaj dodać sobie widget na główny ekran (Settings –> Lock Screen –> Lock Screen Options) lub zainstalować dodatkowe aplikacje takie jak Start for Android, które pozwalają personalizować ekran. Ci bardziej ambitni technologicznie mogą poszukać fajnych aplikacji jak QuickCamera, które uruchamiają aparat poprzez podwójne potrząśnięcie telefonem.
Do zrobienia zdjęcia musi być dedykowany guzik – najczęściej odpowiadają za to przyciski regulujące głośność. Jeśli masz przedpotopowy aparat, możesz doinstalować aplikację, która dodaje taką funkcjonalność. Przykładem jest taka o dość intuicyjnej nazwie: Volume Key Camera Shutter. Dodaje ona też możliwość robienia utrwalania momentu poprzez dotyk w dowolnym miejscu ekranu – dobre, jeśli nie mamy żadnego fizycznego przycisku. Kto kiedykolwiek próbował zrobić zdjęcie poziomo ustawionym telefonem jedną ręką zrozumie, czemu ten punkt jest tak ważny. Pomijam tu oczywiście zimę i klikanie w rękawiczkach. Wtedy istnieje 20% szans, że się uda, 40% że będziemy klikać przez 2 minuty i 40% na wyślizgnięcie się z ręki i bolesny upadek. Guzikom mówimy stanowcze tak.
Bo niestety, telefon upadnie Ci przy manewrowaniu w czasie jazdy. Fajnie jeśli ma nietłukącą się szybkę, ale umówmy się: nietłukące się szybki nie tłuką się tylko w laboratoriach. Twój wyświetlacz szlag trafi przy 3 upadku kantem na idealnie równy asfalt. Wymiana szybki nie jest bardzo kosztowna poza autoryzowanymi serwisami, trzeba się z tym pogodzić. Z telefonem jest jak z drogimi kołami: istnieje poziom cenowy, po którym stajesz się tak ostrożny, że zwalniasz, bo Ci szkoda. Jeśli wydałeś na telefon 3 wypłaty (swoje lub rodziców), to na pewno nie zrobisz nim tylu fajnych zdjęć co osoba, która nie boi się go wyjąć na bruku lub w deszczu.
Właśnie, jeśli telefon jest odporny na wodę i kurz to jest to zdecydowany plus. Jeśli nie to dobrze, żeby nie był plastikiem ze szczelinami, do których przy pierwszym deszczu dostanie się woda. Szczególnie, że wożąc go na plecach, narażamy go na wodospad lecący z tylnego koła. W przypadku ulew polecam etui wodoszczelne lub po prostu woreczek strunowy odpowiedniego rozmiaru – tylko wtedy możemy zapomnieć o zdjęciach.
Mój wybór: iPhone 5. Miałem 5, teraz mam 5S – różnicy poza ceną nie widzę. Piątkę można teraz kupić w naprawdę rozsądnych pieniądzach, a zdjęcia są bardzo przyzwoite, a co najważniejsze – robione szybko i bezstresowo. Wady? Przy dużym poziomie spocenia rąk i pleców ekran potrafi mieć problemy z wykrywaniem dotyku. Regularnie co pół roku, do obiektywu dostaje mi się równiez jakiś syf, który potem widać na zdjęciach. Czasem sam wypada, czasem zostaje tam na zawsze. Jest pewnie 17 innych, lepszych wyborów, ale pech chce, że z nieznanych powodów producenci uparli się, że dobre telefony muszą być duże. Na rowerze mniejsze i lżejsze = lepsze.
Aparat klasyczny
Aparat jest ciężki i niewygodny. Mało tego, przecięny kompakt robi aktualnie niewiele lepsze (jeśli w ogóle) zdjęcia niż telefon. Mało jest sytuacji, w których poleciłbym zakup dedykowanego urządzenia do robienia zdjęć w formacie podobnym do telefonów. Szczególnie w czasach, gdy te też potrafią zapisywać już RAWy. Dlatego:
Zanim zdecydujemy się na zakup odpowiedniego aparatu przemyślmy najpierw, czy na każdej wycieczce, na której potencjalnie byśmy go używali, zmieści nam się on do kieszonki. Mało tego, współdzielenie kieszonki pomiędzy aparatem a czymkolwiek innym skutkuje zazwyczaj przynajmniej porysowaniem go. Na wyświetlaczu mojego Soniacza jest już więcej rys niż wyświetlacza. Są oczywiście podsiodłówki i inne wynalazki, ale wiecie jak jest… “poczekaj chwilę, muszę stanąć, wyciągnąć aparat, zrobić zdjęcie, schować i możemy dalej jechać!”.
Obiektyw musi być automatycznie zamykany. Wszelkie dekielki odpadają już w przedbiegach… dosłownie: w kieszeni dekielek zawsze spada. Jeśli wtopiliśmy i zakupiliśmy już inny, zawsze można dokupić coś, co nazywa się “dekielek automatyczny”. A propos obiektywu: wiadomo, że fajnie mieć zooma, jednak znacznie ważniejsze, żeby po drugiej stronie był szeroki kąt. Im szerzej, tym lepiej. Zdecydowanie częściej będziemy robili krajobrazy niż lecące w oddali żurawie. Długa ogniskowa (duże przybliżenie) przydaje się, gdy chcemy przybliżyć kolarza przed nami do panoramy za nim, na przykład:
Większość zdjęć będziemy robili na ustawieniach automatycznych, a w czasie jazdy w zasadzie wszystkie. Zarówno w Sony RX100 III jak i moich poprzednich aparatach, jak Olympus XZ-1, na szczycie obudowy znajdowały się pokrętła do zmiany trybów. Pokrętła mają do siebie, że zawsze się przekręcają podczas wyjmowania z kieszeni. Jeśli walisz fotki na oślep, okazuje się często, że połowę z nich zrobiłeś w trybie manualnym i nic nie widać. Manualny zawsze ustawia się sam na najgorsze możliwe parametry.
Wodoodporność i kurzoodporność, podobnie jak w przypadku telefonu jest zawsze plusem. Ja wszystkie wodoodporne aparaty… utopiłem w morzu. Połączenie piasek + woda nigdy się nie sprawdza.
Prędkość działania jest ważna – jak ze wszystkim w życiu: im droższy sprzęt, tym szybciej działa. Warto przemyśleć, czy zawsze musimy robić zdjęcie w maksymalnej rozdzielczości i w trybie RAW (szczególnie, jeśli potem ich nie obrabiamy). Kilkadziesiąt megabajtów zapisywanych na kartę pamięci chwilę trwa. Zmiana karty na szybszą pozwala często na uzyskanie wielokrotnie lepszych rezultatów czasowych, przy niewielkich nakładach finansowych. Aparat to chyba jedyne urządzenie, do którego nie pakuję najtańszej pamięci SD prosto z Tesco..
Podsumowując: aparat jest fajny, ale im większy, tym bardziej prawdopodobne, że będziemy zostawiać go w domu. Z drugiej strony im mniejszy, tym jego jakość zbliżona będzie do komórki. W grę wchodzą tylko kompakty, w dodatku drogie… które pewnego, pięknego dnia upadną nam na ziemię (albo na ramę, jak mi na nowiutkiego Canyona). Jeśli zależy nam na najlepszej jakości zdjęć, podróżujemy daleko z sakwami, prowadzimy profile społecznościowe, lubimy bawić się w obróbkę zdjęć i możemy poświęcić trochę komfortu na rzecz dodatkowego sprzętu – wtedy jak najbardziej. Tylko bez oszczędzania i cięcia budżetu!
Kamerka sportowa
To chyba najwygodniejszy i najbardziej sprawdzony sposób robienia zdjęć. Problem pojawia się w momencie, gdy trzeba zdecydować, którą wybrać. Chińczycy wypuścili już pewnie z 10000 różnych modeli, które różnią się między sobą głównie napisem na obudowie. Z mojej strony proponuję minimalnie dopłacić i kupić sprawdzone rozwiązanie. Nie ma nic gorszego niż kamerka wysiadająca w momencie, gdy akurat najbardziej jej potrzebujemy. Firmy, którym możemy zaufać i robią wygodny sprzęt to: GoPro (o, ale niespodzianka), Xiaomi i SJCAM. Ta ostatnia jest prawdopodobnie najczęściej podrabiana – ograniczamy się do modeli SJ4000 i SJ5000 i uważnie patrzymy, czy na obudowie jest napis SJCAM.
Którą wybrać? Cóż, tu wszystko zależy od tego, czego potrzebujemy i gdzie robimy zdjęcia. Nie chcę robić tu dokładnego porównania produktów z przedziału cenowego 300-1900zł, bo ceny się zmieniają, a nowe produkty wychodzą co pół roku. Porównanie wszystkich możliwości zajęłoby pewnie z 10 stron, więc opiszę po prostu swoje kryteria.
Jakość zdjęć.
Tu musimy się zastanowić, gdzie będziemy je robić. Jeżeli zależy nam jedynie na pstrykanie z rączki, w czasie szosowych wycieczek, to w zasadzie wszystko jedno co weźmiemy – każde rozwiązanie droższe niż ~300zł da radę i wyniki będą zbliżone. Kłopot robi się po przeniesieniu się w bardziej wymagające warunki: las, półmrok, wysokie prędkości – jeśli chcemy zobaczyć coś więcej niż smugi warto dołożyć do lepszych rozwiązań.
Polecane kamery (do foto) to:
w kategorii drogich: GoPro 4 silver i Xiaomi Yi 4K
w kategoriach umiarkowanych: SJCAM SJ5000 Plus
w kategoriach budżetowych: Xioami Yi oraz SJCAM SJ5000
można oczywiście eksperymentować z innymi i często będzie to dobry strzał… ale czasem nie. Bardzo duże ziarno, jakość wykonania, prędkość działania, ostrość, ilość prześwietleń i niedoświetleń przez kiepską matrycę – to wszystko kluczowe parametry, których pogorszenie ryzykujemy.
Pamiętajmy również, że nie każdy potrzebuje bardzo dobrych technicznie zdjęć. Na pierwszym stopniu powinna stać możliwość zrobienia zdjęcia nad jego jakością. Jeśli więc wiemy, że w kieszonkach miejsce jest zawsze bardzo ograniczone to GoPro Session, a nawet Polaroid Cube będą lepszym rozwiązaniem, niż nieposiadanie pod ręką niczego.
Ważne parametry przy wyborze kamerki sportowej (służącej jako aparat)
Wyświetlacz – podgląd kadru przydaje się praktycznie nigdy. Jeśli robimy zdjęcie w czasie jazdy, tak czy siak nie uda nam się zobaczyć nic ciekawego na tak małym wyświetlaczu. Robiąc zdjęcie “pozowane” nie musimy się również martwić kadrem, bo przy obiektywie łapiącym widok z grubo ponad 100 stopni zawsze obejmiemy wszystko co trzeba (chyba że trzymamy ją tyłem do przodu). Wyświetlacz przydaje się przy zmianie ustawień. Jeśli planujemy często grzebać w ustawieniach (w co wątpię), to gadżet ten jest zdecydowanie wygodniejszy niż zmiana parametrów telefonem. Dla mnie – niepotrzebne.
Rozdzielczość – jeden z punktów, przez które odrzuciłem GoPro Hero. Wiadomo, że w przypadku aparatów kompaktowych rozdzielczość jest jednym z najbardziej reklamowanych paramatrów, a jednocześnie najmniej ważnym, gdyż liczy się jakość nie ilość. Robiąc zdjęcia rybkim okiem, warto mieć duże pole do obcinania, bo zdecydowanie częściej w naszym kadrze będzie za dużo rzeczy, niż za mało.
Wifi – pozwala podłączyć się do telefonu w celu zmiany ustawień, a co ważniejsze: w szybki sposób przerzucić zdjęcia z urządzenia do telefonu, gdzie po szybkiej obróbce lecą prosto na Stravę / Fejsa. Dla mnie: niezbędne. Cały proces przerzucania i kolorowania zajmuje jakies 3-4 minuty, a moja Strava wygląda dzięki temu znacznie ciekawiej. Jestem pewien, że nie chciałoby mi się przerzucać ich codziennie na kompa.
Bateria – większość kamerek ma zbliżone i wystarczające osiągi. Dla mnie ważnym było, by bateria była wymienna (znowu odpada GoPro Hero ze zintegrowaną obudową). Zapasówka waży tyle co nic, kosztuje też tyle co nic, a bardzo pomaga. Nie tylko w sytuacji, gdy rozładujemy się w trasie, ale np. gdy okaże się, że przez przypadek urządzenie leżało całą noc włączone, a my musimy właśnie ruszać. Dodatkowym plusem są akcesoria w stylu backpack, wydłużający życie o ponad połowę – mam, nie użyłem chyba nigdy. Waga i rozmiar rosną na tyle, że przestaje być to wygodne.
Kompatybilność z dodatkowymi akcesoriami – tu sprawa jest prosta, oryginalnych i “prawie oryginalnych, które działają podobnie” akcesoriów do GoPro jest masa i dostaniemy je w każdym sklepie foto/video. Część dalekowschodnich kamerek jest z nimi kompatybilna, inne jak YI mają za to stadardowy gwint do statywów – super sprawa.
Modowanie softu
W erze powrzechnego dostępu do internetu, sprawiającego że dzielenie się informacjami jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, każdy może poprawić rzeczy, które są dobre tak, by były bardzo dobre. Najwspanialsze jest to, że może potem udostępnić ten sposób innym. Tak jak tysiące modów dla telefonów z androidem, tak i niektóre kamerki mają możliwość podciągnięcia swoich osiągnięć za pomocą zmodyfikowanego oprogramowania. Na przykład dodać do Xiaomi Yi zapisywanie zdjęć w formacie RAW, kontroli parametrów (np. ISO) albo zmiana rozdzielczości na 2304×1296 przy 30fps. Przykładowe lista zmian softu dla GoPro to:
- Long exposure for HERO3/HERO3+
- More intervals for timelapse
- Filters such as BW or sepia for HERO3/HERO3+
- Temperature logging for HERO4
- Hyperlapse stabilization for HERO4
- Share videos and photos thru WLAN in HERO4
Brzmi imponująco, ale jak zwykle, jest to zabawa dla odważnych z nutką szaleństwa i nudy. Chętni mogą spróbować swoich sił w pisaniu własnych skryptów, nie jest to trudne. Na tej stronie znajdziemy takie przykładyjak: po kliknięciu włącz kamerkę, zrób zdjęcie (lub kilka, lub film), wyłącz kamerkę albo usuwanie starych zdjęć z karty, gdy przekroczymy powiedzmy 70% pojemności karty.
Akcesoria
W swojej krótkiej “karierze” fotografa amatora zepsułem już bardzo dużo aparatów, telefonów, kamerek, uchwytów, zabezpieczeń, pokrowców i wszystkiego co powiązane. Łamały mi się kijki w najgorszych możliwych momentach, topiły się aparaty, odpadały uchwyty gubiąc GoPro na wyścigach… doświadczenia trochę jest. Zebrałem dzięki temu listę elementów, które zdecydowanie mogę polecić. Jako niekończące się źródło inspiracji polecam oczywiście dalekowschodnich majfriendów.
Jeśli chcemy robić zdjęcia do tyłu, kupujemy mocowanie pod siodło:
Jeśli do przodu to mocujemy na kierownicy, odwróconą w dół (ewentualnie w wersji ze zintegrowanym uchwytem na garmina)
Nie trzeba oczywiście kupować oryginalnych od K-Edge, gdyż 90% podróbek poradzi sobie równie dobrze. Pytanie tylko skąd wiedzieć, że mamy taki, który nie łapie się do grupy pozostałych 10%. Bardzo dobrze sprawdza się też mocowanie na kask, problemy w jego przypadku są jednak dwa:
- z wystającą na czubku głowy kamerką wygląda się jak plemnik
- Na trasie dłuższej niż 60-90minut te kilkaset gramów sprawiają, że odpada szyja (więc tylko GoPro Session)
Niewygodności rekompensuje jednak bardzo dobra stabilizacja. Trochę jak w przypadku kury, tylko trochę gorzej.
Za pomocą pilota możemy sterować kamerką po Bluetoothie. Możliwość bardzo fajna… dopóki nie dostałem pilota, z którego skorzystałem kilka razy, choć ciągle mam nadzieję, że uda mi się go mądrze spożytkować. Problem jest taki, że aby pilot działał, kamerka musi być na standbay’u, co wolno, bo wolno, ale rozładowuje ją. Gadżet fajny, ale tylko w jeśli jesteśmy pewni, że nam się przyda.
Battery backpack, kolejny bajer ułatwiający znacznie życie… w teorii. Ja użyłem go kilka razy. Większa waga i rozmiar kamerki generują więcej problemów niż zysków. Tylko dla osób, które planują nagrywać film lub robić zdjęcia przez kilka godzin. Tylko czy masz czas, aby potem to przejrzeć? Wbrew temu co pisałem na początku, lepiej mieć 15 średnich zdjęć ładnie pokolorowanych, niż 3000, w których znajduje się kilka doskonałych, ale nigdy się do nich nie dokopiemy.
Kijek, zwany selfiestickiem, to dla mnie najważniejsza rzecz. Pozwala on nie tyle na robienie zdjęć samemu sobie (co oczywiście też jest wazne), ale na uchwycenie kadrów, na które nie byłoby normalnie szans. Wyciąganie kamery na kijku i chowanie jej do kieszonki jest niewiele trudniejsze, a że kij i tak wygląda jak pompka, to nikt się z nas nie będzie śmiał? Jaki wybrać? Ja używam dwóch: najtańszego możliwego, który u chińczyków kosztuje 20zł, oraz 3-krotnie droższego od firmy Powerbee. Ten pierwszy jest wyjątkowo badziewny i rozpada się po mniej-więcej miesiącu, ma jednak zasadniczą zaletę – rozkłada się z 22cm do 110cm. Samo rozkładanie działa po prostu na wcisk i wymaga trochę siły. Analogicznie rozkładanie. Sprawia to, że podczas któregoś rozkładania, kijek rozkłada się na dwa osobne tracąc trochę na funkcjonalności. Ten drugi to 30-95cm i wydaje mi się, że 30cm to absolutnie maksymalny rozmiar, który można bezstresowo wsadzić do kieszeni, a 90cm to minimalny sensowny, żeby spełniał swoją funkcję. Problem w tym, że wszystkie porządne i firmowe kijki są albo za krótkie po rozłożeniu, albo za długie po złożeniu. Patyk pozwala udawać, że mamy drona, wsadzać kamerkę przez płot, wystawiać ją ponad tłum, robić zdjęcia przy ziemii podczas jazdy i generować zagrożenie w tłumie machając nim przy szprychach kolegów.
Jak pstryknąć fotkę, gdy kamerka jest daleko od nas? Bardzo prosto: uruchamiamy tryb robienia zdjęć co sekundę (lub pół, jeśli jesteśmy niecierpliwi). W GoPro można użyć trybu “One Button Mode” do którego przypisujemy continuous mode i w momencie przytrzymania pstryczka przez parę sekund, kamerka zaczyna robić zdjęcia aż do momentu, w którym jej przerwiemy i zaczynamy nią majtać.
Jeśli chcemy kijek, ale nie mamy komu robić zdjęć, zawsze pozostają nam akcesoria dla samotnych:
Jeśli chcemy być jak pewien znany i lubiany bloger, robić zdjęcia naszej kierownicy i rąk na niej, bez zwiększania prawdopodobieństa uduszenia się kamerą, przydać może się poniższy gadżet. Przyda się on też, jeśli nasza dziewczyna lubi bardzo dużo mówić. Po przydzieleniu jej ultra-ważnego zadania, jakim jest filmowanie naszych pleców za pomocą tego urządzenia, będziemy mieli przez chwilę spokój:
Jako duży przeciwnik wszelkiego rodzaju obudów (przez co jestem stałym klientem działu “telefony” na allegro), dla wożących kamerkę w kieszeni, doskonałą ochronę zapewnia filtr UV na obiektyw. Owszem, plastik dalej będzie się rysował, ale najważniejszy element, jakim jest obiektyw, pozostanie nienaruszony. Do tego poprawi się trochę jakość zdjęć w skrajnych warunkach, np. bardzo mocnym słońcu.
Co więc wybrać?
Optymalne byłoby urządzenie wielkości telefonu (spore, ale cienkie, dzięki czemu idealnie wpasowuje się w tylną kieszonkę), z możliwościami technicznymi zaawansowanego kompaktu i rybim okiem (lub bardzo szerokim obiektywem), a do tego byłby wszystkoodporny. Czy coś takiego istnieje? Ja póki co nie znalazłem, lecz jeśli wiecie o czymś takim, zapraszam do komentarzy. Trzeba przyznać, że całkiem blisko wspomnianej idei znalazł się aparat Olympus Tough z dodatkowym obiektywem. Niestety, póki co, jest on półśrodkiem, ze względu na sporą nieporęczność, po dokręceniu obiektywu (wyobraźcie sobie wyciąganie go z kieszeni) i jakość zdjęć jak z bardzo dobrego telefonu. Idzie jednak w dobrą stronę.
Najgorsze, że z każdym dniem mój wpis staje się bardziej nieaktualny. Właśnie go edytuję, aby dorzucić informację o artykule z petapixel o tym, że iPhone 7 robi lepsze zdjęcia niż Leica za 9000$. Portal niby szanujący się, a cały tekst bazuje na jednym zdjęciu, no ale jednak….
Póki co moja rekomentacja dla osób, które nie planują miesięcznych trekkingów po himalajach leci do kamerki sportowej wspieranej przez dobry telefon. Zamiast kupować kompakt – dołóż do telefonu.
Jak robić zdjęcia?
Kolarze mają łatwiej. Niewiele jest innych sportów, w których nie ma problemu z robieniem zdjęć w czasie uprawiania go. Niewiele jest też takich, w których krajobrazy są tak dobre i tak szybko zmieniające się. Zdjęcia naprawdę nie muszą być dobre technicznie, liczy się ciekawe miejsce lub ciekawy kadr. Każde zdjęcie ze Stelvio robi wrażenie… no chyba, że przedstawia głównie głowę. Tak zwane “samojebki” są fajne, ale nie jeśli cały nasz album przedstawia “ja i widok” w kompozycji składającej się w 80% ze mnie i w 20% z tego, co za mną. Chyba, że jesteś Haidi Klum, wtedy możesz robić albumy “ja i cokolwiek”, ale idea jeżdżenia w fajne miejsca, żeby zrobić fajne fotki trochę się zatraca.
Jest kilka sztuczek, które lekko nam pomogą, jak obracanie kamerki na kijku zawsze w dół, lub przykładanie jej do ust w celu stabilizacji, jednak wszystko i tak sprowadza się do pstrykania wszędzie, wszystkiego i w ten sposób uczenia się, które strzały wychodzą nam najlepiej. Na youtube znajdziemy setki profili, które dzielą się dobrymi, choć w większości przypadków bardzo oczywistymi informacjami, np. MicBergsma. W fotografii rowerowej dużo ważniejsze jest uchwycenie dobrego miejsca i ciekawego kadru niż aspekty techniczne zdjęcia.
Co zrobić, zeby zdjęcia były ładne?
Tak jak każde dziecko może być zdolne, a jeśli nie jest, to nauczyciel twierdzi po prostu, że jest leniwe, tak każde zdjęcie może być dobre.
Przepaliło się, albo coś poszło nie tak z kolorami? Zrób z niego czarno-białe i mów, że to zabieg artystyczny. Rozmazane? To specjalny efekt potęgujący wrażenie prędkości. Wszystko jest kwestią obróbki i wymyślenia ideologii. W czasach, gdy w App Storze znajdziemy tysiące aplikacji, mających ten sam cel: podciągnięcie kolorów na zdjęciu, ciężko wybrać jedną, najlepszą. Jest oczywiście Lightroom, według mnie niezastąpiony do segregacji oraz edycji, jednak nie każdy chce wydawać 500zł. Powiem szczerze: ja nic porównywalnego jakością i ergonomią nie znalazłem. Na szczęście są jeszcze telefony i tablety. Tu Was być może zaskoczę, ale jeśli mam do “zrobienia” tylko kilka zdjęć, a nie 3000 z całego wyjazdu, znacznie lepiej i szybciej robi się to na urządzeniu mobilnym. Łączymy się z aparatem, przesyłamy, obrabiamy, wysyłamy. Czego użyć? Cóż, najłatwiejszy i najbardziej oczywisty jest Instagram. Gotowe filtry rozwiązują nasze problemy w 5 sekund. Aby umieścić zdjęcie na dysku urządzenia wystarczy na chwilę rozłączyć się z internetem podczas zapisywania. Trochę bardziej rozbudowane alternatywy? VSCO oraz PS Express. Ten pierwszy niezbyt wygodny w użyciu (dla mnie, ludzie chwalą) zapewnia doskonałe filtry (w większości jednak płatne, ale kosztują jakieś grosze), ten drugi, mimo że filtry beznadziejne, pozwala szybko pobawić się najważniejszymi suwakami i osiąganąć efekty, którym konkurencja nie dorównuje.
Tu dochodzimy do suwaków. Poza highlights pokazującymi niebo, które było przepalone i shadowsami, które niczym Vanish Black sprawiają, że czarne jest znowu czarne, jest kilka innych, a wśród nich dwa najważniejsze: tak zwane suwaki zajebistości. Suwaki, które są jak Rydwany Ognia w muzyce. Suwaki, które sprawiają, że zwykłe zdjęcia stają się niezwykłe, a poziom dramaturgii sięga zenitu. Które z każdego zdjęcia zrobią doskonałe. Które, podobnie jak saturacja, sprawiają, że przesuwając je centymetr za daleko, oglądającemu cofnie się wczorajszy obiad…. Panda mówi, że po otworzeniu takiego zdjęcia, ekran świeci, niezależnie od tego czy jest włączony.
Clarity (przejrzystość) i usuwanie mgły (dehaze). Oba robią magię, ale używane zbyt często i intensywnie niszczą zdjęcia. Pamiętaj, za każdym razem, gdy przesuniesz je za daleko, gdzieś na świecie łamie się Parlee lub Festka. Jeśli nie jesteś pewien, lepiej ich niedosunąć niż przesunąć. Nie chcę tu linkować profili i blogów, które przestałem czytać, bo moje poranne poczucie estetyki (choć dość niskie) nie dało rady patrząć na pokolorowane, codzienne zdjęcia z treningu.
Jeśli po przeczytaniu wszystkich powyższych zdań, wprowadzeniu ich w życie, umieszczaniu najlepszych fotek na fejsie, w dalszym ciągu ilość lajków nie rośnie, pozostaje tylko jedno. Rozwiązanie, które zapewnia popularność, setki polubień, reshare’y i wszystko co najlepsze:
wrzuć śmieszne zdjęcie z kotem albo z cyckami.
Dobry materiał dla rowerowych amatorskich fotografów, w tym dla mnie. NIemnie kilka rzeczy uświadomiłem sobie po przeczytaniu wpisu na rovver.pl, który takżę poruszył podobt temat. Tzn. zrobić tyle roznych fotek a potem wybrać te najlepsze ;] … I Ty również piszesz o tym. :)
Bez telefonu nie wyjeżdzam – nie chodzi o kontakt czy muzykę ale bardziej o możliwości zrobienia zdjęć. Mam 2x SJ4000 ale są one nieporęczne (zwłaszcza kijek + aparat w tylnej kieszeni jak jezdze szosą). No i oczywiście taki tel jest dużo lepszy od mojej małpki (ma 5+ lat) a gdzie jeszcze gps, synchronizacja z google photos etc :) .
W kazdym razie dzieki za tego wpisa. Pozdrower!
Fajny art.
Ja niestety za każdym razem obiecuję sobie, że zatrzymam się gdzieś i zrobię jakieś focie.
Jedyne co mi się udaje to czasem zrobię samojebkę telefonem z mocowania na mostku…
świetny i naprawdę konkretny tekst :) Ja na rowerze korzystam głównie z Xiaomi Yi, myślę, że zdjęcia po obróbce naprawdę dają radę (i to bez suwaka zajebistości!). Stosunek cena/jakość jest chyba optymalny. Co prawda GoPro ma przewagę, ale na potrzeby internetów fotki z Xiaomi są bardziej niż wystarczające.
Jak ktoś myśli o Xiaomi to może sobie podpatrzeć jak wychodzą fotki tutaj: https://www.facebook.com/pg/piotrkolarstwo/photos/
Robiłem kiedyś recenzję tej kamerki ale głupio mi tak reklamować tutaj :P
Nie przekreślałbym aparatów.
W przypadku kamerek sportowych wysokiej klasy (np. Hero 4 Silver) sporą część ceny
płacimy za wypasione możliwości nagrywania filmów, z których nie skorzystamy. (Zakładając, że robimy tylko zdjęcia.)
W przypadku aparatów, filmy nagrywane są w marnej jakości, bo aparat ma zdjęcia robić.
Można też spotkać kompaktowe aparaty, z rybim okiem i bardziej przystosowane do tyrania.
Telefon:
Ja używam tel za max 200zł i nie potrzebuję droższego.
Tel z porządnym aparatem, to pewnie cena rzędu 800zł a jak wiadomo telefon na rowerze ma 5x krótszy żywot.
Na swojego Virba pierwszej gen. upadłem 2 razy (w kieszonkach) i nie było na nim śladu.
Super artykuł! :]