Krytyka w internecie dobrze się sprzedaje, szczególnie tak podatnego na to PZKOLu. Wybraliśmy się więc, z misją obejrzenia Mistrzostw Polski w kolarstwie przełajowym, do Koziegłów. Cel był prosty: wpis o tym, jakie wszystko jest złe, bo tak  mniej-więcej od miesiąca nastawiał nas internet. Dzisiaj, dzień po wizycie pod Częstochową, nie jestem pewny co powiedzieć – uczucia są mieszane jak rzadko. Z jednej strony, mogę na Facebooka wrzucić zdjęcie dziesiątek kibiców, ustawionych na najciekawszych fragmentach trasy i co najważniejsze – kibicujących i pełnych entuzjazmu. Mogę potem dopisać, że było super, ludność dopisała, wszystko było świetne i możecie żałować. Z drugiej, mogę też wrzucić zdjęcie pustej trasy i opisać to jako: PZKOL jak zwykle dał ciała i kolarstwo interesuje nikogo. Obie fotki by się na pewno dobrze rozeszły w internecie. W obie też pewnie byście uwierzyli, bo jak zwykle, nie było Was tam. Paradoksalnie, oba zdjęcia byłyby też prawdziwe. Na trasie kibiców, którzy przyjechali tylko w celu kibicowania, było bardzo niewielu.

 

Skąd więc ten tłum?

Zawodników było ze 200, do tego trenerzy, ludzie od sprzętu, czasem jakiś znajomy lub ktoś z rodziny, sędziowie, organizatorzy, ludzie od zabezpieczenia, dygnitarze. Tłok pojawił się siłą rzeczy. Ludzie stojący przy trasie, to nie byli kibice, którzy przyjechali patrzeć na zawody. To byli ludzie, bliżej lub dalej związani z tymi zawodami.

 

 

 

Zastanówmy się więc, tym razem kreatywnie, bez formy nagonki i ustawiania na pręgierzu, czemu tak jest. Nie znam się na zawodowym kolarstwie, a tym bardziej organizacji, łatwo mi więc wytykać błędy. Piszę jednak tekst z perspektywy osoby, która tym sportem jest zainteresowana i pomimo bajzlu jaki panuje od pewnego czasu, zależy mi na nim. Oto 10 problemów, nad którymi warto chwilę przysiąść:

 

 

 1. Lokalizacja 1/10

Ja wiem, że Koziegłowy to mekka polskiego kolarstwa przełajowego. Podobnie z resztą jak Strzelce Krajeńskie, w których mistrzostwa odbędą się za rok. Legenda, tradycja, kolebka – zwał jak zwał. Polska jest pięknym krajem, nawet zimą są miejsca, w których jest ładnie. Pewnie teraz czekacie na moment, w którym napiszę, że Koziegłowy takie nie są. Otóż: nie wiem. Od wczoraj, Koziegłowy będą mi się kojarzyły tylko z drogą szybkiego ruchu i smogiem lecącym z okolicznych kominów.

 

 

Jak można na miejsce polskiego czempionatu wybrać trasę, która znajduje się 10 metrów od jednej z najbardziej ruchliwych ulic w kraju? Jak można umiejscowić całe zawody w miejscu, w którym nie ma niczego? Czy ciężko jest znaleźć ciekawy park w centrum miasta, ustawić namioty gdzieś obok rynku albo jakiejkolwiek cywilizacji, w której zmarznięty kibic może napić się ciepłej herbaty i zjeść ciasto, podczas 6-godzinnego marznięcia? Że taniej, powiecie? Mówimy o miasteczku, które ma mniej niż 2500 mieszkańców! Że niedziela i wszystko będzie zamknięte? Jeśli właściciel kawiarni w takim miasteczku zostanie uprzedzony, że w niedzielę będzie miał pod drzwiami z 500 zmarzniętych osób, to pewnie ją otworzy.

Przecież takie zawody to idealny sposób na promocję miasta lub nawet regionu. Zdjęcia, relacje, telewizja, opowieści – nazwa miejscowości przewinie się w mediach setki razy.

Nie mówię tu już o szukaniu miejsca, w którym jest cokolwiek ciekawego. Czegoś, o czym moglibyśmy powiedzieć: dobra, skoro już tam chcemy oglądać wyścig w niedzielę, to pojedźmy w sobotę i zobaczmy COŚ, co jest w okolicy. Hotele się ucieszą, atrakcje turystyczne również. PROMOCJA.

 

Widzę tu argument: no ale super – zawody przy drodze, centrum Polski, dojazd świetny. No i może i mielibyście rację, ale tylko dla zawodników, którzy przyjeżdżają drużynowymi busami i samochodami. Pomyśleliśmy, że zrobimy sobie ekstremalną wycieczkę i przyjedziemy połączeniem PKP i PKS. Panda już kupiła jajka i składniki na kotlety do pociągu, ja zacząłem wyszukiwać połączenia ze stolicy. Google Maps nie znalazło nic. Zostali tylko jacyś prywatni, lokalni przewoźnicy – jeśli spóźnimy się na któreś z bardzo rzadkich połączeń, zamarzniemy na przystanku na śmierć.

 

Czy naprawdę ciężko znaleźć miejsce, do którego ktoś może dojechać komunikacją? Według mnie, z całym szacunek dla Koziegłów, lokalizacja jest fatalna – zarówno jeśli chodzi o trasę, jak i całą imprezę.

 

 

2. Promocja 1/10

Ja wiem, że Polski Związek Kolarski ma na głowie teraz poważniejsze wydatki, ale trochę promocji by się przydało. Po co? Dla przyzwoitości, przecież promocja i tak nikogo nie przyciągnie.

 

 

Odzew standardowy. Krzysztofowi pewnie omsknął się palec przy przesuwaniu ekranu w telefonie.

Tak, teraz jest ten moment na oburzenie. Zadajcie sobie oraz Waszym znajomym teraz jedno, bardzo ważne pytanie: Czy wiedzieliście o imprezie? oraz Czy gdybyście wiedzieli, przyjechalibyście na nią? Niepewnym podpowiem: nie. Kiedyś wierzyłem w kibiców, przestałem w momencie, gdy postanowiłem zorganizować wyjazd na (podobno) jedną z najlepszych imprez przełajowych w kraju – do Katowic. Ogarnąłem nieprzyzwoicie tani autobus i pełną organizację. Na wyjazd zgłosiło się oprócz znajomych, z którymi na ten pomysł wpadłem, kilka osób. Bo jest niedziela, bo trzeba wcześnie wstać, bo mam rzeczy do zrobienia, bo cośtam.

Tu byłoby tak samo – nie wierzę w przypadkowych kibiców, a do takich w większości trafiają reklamy. Lokalsi o imprezie wiedzieli tak czy siak.

 

Wiem, że kilka tysięcy to mimo milionowych długów pewnie poważny wydatek, ale wypada, tak dla przyzwoitości. Głównie po to, aby zamknąć wszelkie głosy krytyki, skierowane w największą słabość. Jedna lub dwie reklamy gdzieś w czasopiśmie rowerowym, ze dwie na kolarskich portalach internetowych, porządnie zrobione wydarzenie na fejsie – naprawdę, potrzeba niewiele. Podstawą jest plakat, z którego nie będzie się śmiała cała Polska (albo chociaż taki bez błędów w stylu 13 styczenia).

 

 

 3. Trasa 7/10

Kolega zorganizował kiedyś wyścig przełajowy u siebie na działce (tutaj nasz filmik z tego wydarzenia). Nie była to oczywiście trasa, która dostałaby jakiekolwiek atesty, ale to jasno pokazuje, że potrzeba niewiele. Dokładnie to łopaty, kilku desek, wielu metrów taśmy i chętnych do pracy rąk. Jestem typowym, złośliwym kibicem – mówię to głośno. Moje wyobrażenie o trasie, na pewno różni się od tego, jak chcieliby widzieć ją startujący oraz co dopuściliby sędziowie.

 

Ja z kolei mam zarzuty do trasy – nie było ani jednego momentu epickiego. Takiego, z którego zawodnicy chcieli by zabierać piach ze swoją krwią do słoików na pamiątkę. Takiego, że bym podeszła i powiedziała: ale jak oni mają tam wejść?

Panda

 

Wszyscy dobrze wiemy, że im ciężej, tym lepiej się patrzy. Nie życzę nikomu nic złego, ale wywrotki i nieszczęścia klikają się dobrze. Lubię, gdy jest górka, pod którą ciężko wbiec, sekcja piachu, którą czołówka cudem przeleci, a ci z tyłu będą walczyli o życie itp. W Koziegłowach trasa była dobra – zarówno według mnie, jak i zawodników. Punkty z których widać duże fragmenty trasy, słynne serpentyny, dobrze oznaczone przejście, trochę hopek, jakiś lekki podjazd, schody i takie tam. Nie mam tu nic do zarzucenia, pomiędzy najważniejszymi miejscami łatwo było się przetransportować.

 

 

 3. Zaplecze 7/10

Mimo beznadziejnego położenia, zaplecze logistyczne było ok. Jest zima, zimą musi być zimno. Staliśmy na mrozie 6 godzin. Mimo magicznych ubrań rodem z XXI wieku, to w dalszym ciągu nieco za mało warstw dla człowieka z miasta. Stopy i ręce odmarznięte, w pracy nikt nie chce siedzieć obok mnie, bo mówią, że ciągnie zimnem. Mam wrażenie, że jestem w ciąży z Białymi Wędrowcami z Gry o Tron. Tutaj ogromny plus dla organizatorów, że zarówno start, jak i dekoracja odbywały się obok otwartej szkoły, w której działają grzejniki. Gdy nadchodzi kryzys, można się w niej schować.

 

 

Do tego jakieś namioty z ciepłymi napojami, hamburgerami i hot dogami rodem z dworca – nic więcej nie potrzeba. Oczywiście, miło byłoby widzieć tu jakieś namioty firm rowerowych (były dwa z suplami, suple są zawsze, wszędzie), jakieś wystawki i takie tam, ale rozumiem. Jest zima, sprzedawcy zamarzną, a sprzedać i tak nie ma komu. Pojawią się ludzie, pojawią się sprzedawcy – to chyba w tę stronę działa.

 

 

 4. Dekoracja: 8/10 dla organizatora, 2/10 dla uczestników

Dekoracja zawodników to zawsze ten niezręczny moment, w którym każdy z ważnych osób na imprezie musi wyjść na środek, uśmiechnąć się, podziękować i wręczyć torebeczkę z bombonierką. Nie ma w tym nic złego, każdemu z organizatorów i sponsorów tego niepopularnego wydarzenia należy się chwila. Szczególnie, że zabezpieczeniu trasy, policji, strażakom i wszelkiego rodzaju służbom porządkowym przyznać trzeba gromkie brawa. Popołudniu zimno było już prze okrutnie, ale wszystko poszło wyjątkowo sprawnie.

Żenujący jest fakt braku klasyfikacji Mistrzostw Polski dla Juniorek. Nie wiem, kto za to odpowiada: PZKOL, UCI, organizator czy ktoś inny – nie interesuje mnie to. Tak nie wolno.

 

 

Jeszcze bardziej żenujący jest fakt, że na dekoracje czeka zawsze ułamek osób, które w imprezie biorą udział. Pisałem o tym przy okazji mistrzostw na torze w Pruszkowie. Czemu wymagacie od ludzi, aby przychodzili na Was patrzeć na mrozie, skoro Wam nie chce się przyjść poklaskać konkurencji? Wiem, że zmęczenie, zmarznięcie oraz jest to wystawianie się na potencjalną chorobę, ale naprawdę – TAK WYPADA. Sytuacja, w której Mistrz Polski kategorii Elita, staje z całkiem ładnym pucharem i odbiera koszulkę z rąk Prezesa Polskiego Związku Kolarskiego przez garstką ludzi jest przykra. Szczególnie, jeśli pamięta się, ilu tych ludzi było godzinę wcześniej. Drodzy zawodnicy, zachowujecie się tak samo jak kibice, którzy siedzą w domu na kanapie i oburzają się, że nikt nie przychodzi kibicować.

 

Myślę, że koszulka Mistrza Polski powinna być przechodnia tak jak korona Miss Poloni – powinien ją wręczać ustępujący mistrz

Panda

 

Duży szacun za sztuczne ognie i konfetti po dekoracji elity. Troszkę biedne, ale w dalszym ciągu są to sztuczne ognie i miś na miarę naszych czasów. Niby nic, a cieszy. Pewnie się jednak o nich nie dowiecie, bo mało kto już je widział. To krok w dobrym kierunku. Zawsze zazdrościłem Amerykanom ich nocnych kryteriów kolarskich, podczas których walą sztucznymi ogniami.

Mimo bardzo niekorzystnych warunków, za dekorację należą się brawa (i przypominam, że podczas też).

 

 

 5. Atmosfera 7/10

Powiedzmy sobie szczerze, wszystko jest nieważne, jeśli dopisuje atmosfera i humor. Jest nieźle – kibiców jak na tak krótką trasę jest wystarczająco. Każdy każdego zna, a jeśli nie, to każdy zna kogoś, kto zna tamtego kogoś. Szał robią deski walące w patelnie, młotek w garnek, maszynki robiące trrrrrrr, trąbki, przemęczone gardła, które w poniedziałek już nie zadziałają i ogólna, przyjemna atmosfera. Myślę, że gdyby zjawiło się jeszcze kilkadziesiąt osób, które przyjechałyby tylko w celach kibicowania – można byłoby uznać, że jest świetnie.

 

 

 

 

Fakt, że większość z kibicujących jest w jakiś sposób powiązana ze startującymi, dodaje trochę werwy i momentami jest faktycznie głośno.

 

Wiecie czemu Zuzi nie wyskoczył nowy pryszcz? Bo nie znalazł dla siebie miejsca. Podobnie jest ze strojami i sponsorami

 

Nie chcę nikogo urazić, ale najlepszym klimatem są dla mnie samochody klubowe, które najlepsze lata mają już za sobą, trenerzy, których czasami można byłoby podzielić na pół, kolorowe, sportowe dresy oraz lekko poprzecierane już stroje, na których sponsorzy zajmują 90% miejsca. I to nie ci sponsorzy, co mają największe linie produkcyjne w kraju, a raczej Ci co to zabijają kurczaki, produkują rynny itd. Przypominają się te wszystkie opowieści o 6-godzinnych treningach szybkościowych metodą ciągłą, za trenerem w sypiącym się Polonezie, zgodnie z maksymą, że słabi się muszą zaje*ać, a silni muszą przetrwać. Maksymą, która zabiła już niejeden młody talent.

 

 

No i reakcje na mecie. Przyznaję nagrodę za najlepsze wzruszenia roku w Elicie kobiet. Łzy, uściski, gratulacje, niedowierzanie, szok – reakcje, które chcesz widzieć na mecie. Reakcje, których nie ma w Elicie mężczyzn, gdy Marek Konwa wygrywa po raz 6. z rzędu. To coś, co wygląda super, a w filmach sprzedawałoby się doskonale. No właśnie…

 

 

 6. Relacja w mediach 2/10

Relacja to delikatny temat. Ciężki do realizacji i nie do końca wiadomo, kto miałby to oglądać. Niby są w internecie głosy oburzenia, że nie ma, ale ciężko powiedzieć, czy nie powtarza ich w kółko kilkanaście tych samych osób. Dobrą relację zrobić trudno. Efektów też nie przynosi od razu. Potrzebne byłoby kilka porządnych relacji z rzędu, aby ludzie dostrzegli, że może warto coś takiego obejrzeć. W tym roku były chyba tylko wrzutki z telefonu na stronie PZKOLu podczas startów i dekoracji – cóż, lepsze to niż nic. Według mnie, z dwojga złego lepiej nie robić nic, niż robić bez sensu. W tym miejscu chciałbym przypomnieć słynną relację z wyścigu szosowych MP w Sobótce, podczas którego przez większość czasu oglądaliśmy wieżę kościoła oraz końcową prostą z lotu ptaka (lub raczej z perspektywy latarni). Kiepskie relacje nie mają sensu, a podejrzewam, że na dobre nie ma budżetu.

Co innego relacja nie na żywo. Tutaj koszty nie byłyby wielkie, a efekt mógłby przynieść znacznie więcej korzyści. Taki 2-5 minutowy klip, zrobiony z pompą. Nie do końca relacja z tego co się działa, a bardziej taki zwiastun. Trochę ujęć na walkę, trochę na cierpienie, sztuczne ognie, dron, przygotowania, coś o okolicy. Jestem ogromnym przeciwnikiem robienia rzeczy za darmo, ale myślę, że jest masa ludzi, która chętnie podjęłaby się tego tanio, w ramach pasji, czy w ramach zaliczeń w szkołach. Wierzę, że krótki i dynamiczny klip, mógłby kogoś zachęcić do przyjścia… oczywiście nie mówię tu o jechaniu 400km, aby to zobaczyć, ale podskoczeniu z okolicy. Sam sobie na youtubie często wyszukuję takich klipów.

 

 

 7. Relacja na miejscu 7/10

Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z relacją na miejscu. Na duże brawa zasługuje spiker, który mimo iż nie miał pełnego podglądu do tego, co dzieje się na trasie, dawał radę i okazywał spore emocje – to ważne. Nie ma nic gorsze niż znudzony życiem spiker. Mało tego, było go słuchać w większości miejsc na trasie. Do tego duży ekran w na prostej startowej, który pokazywał podgląd z kamer(y) na trasie. Długo nie mogłem uwierzyć, że to na żywo. Ze dwie kamery więcej, aby pokazać nieco więcej trasy i wystarczyłoby.

 

Kończy się sezon,
nie ma nadziei, że następny coś jeszcze zmieni (…)
Kończy się rok i słuchaj słowa
By zacząć to wszystko od nowa
Obejrzyj to sobie, sam sobie odpowiedz
Sam sobie odpowiedz…

 

O braku kibiców i organizacji w zawodach kolarskich możemy pisać długo i dyskutować co chwilę. Zadajmy sobie jednak pytanie: co musiałoby się wydarzyć, żebym JA (w sensie TY, czytelnik) poszedł kibicować na mrozie. Może to trochę rozjaśni sytuację, bo na tę chwilę, nie widzę rozwiązania problemu. To tak, jak gdyby kibice w Holandii zastanawiali się, co musiałoby się stać, aby skoki narciarskie, stały się u nich popularne. Czy takie zastanawianie się, miałoby w ogóle sens?

Bo wybaczcie, ale przełaje nie są ciekawym sportem. To znaczy nam, kolarzom, w naszej zamkniętej bańce tworzonej przez social media, w których śledzimy znajomych, dzielących naszą pasję, może się tak wydawać. Obiektywnie patrząc, tak jednak nie jest. Jest masa innych, równie widowiskowych sportów, które także nie cieszą się popularnością. Mi w Koziegłowach się podobało, ale ja jestem dziwny.

 

Gdy patrzę na Pandę, która po 5 godzinach stania na mrozie tylko po to, aby obejrzeć ogluconych zawodników w lajkrze, jeżdżących w kółko, bije zamarznięta brawo przed sceną, a potem czytam internetowych oburzaczy, co to im ciągle coś nie pasuje – myślę, że coś tu jest nie halo.

 

 

Duże brawa dla tej pani.

Duże brawa dla Bartka Miklera (tutaj jego relacja na fejsie), który nieco chłodził hegemonię Marka Konwy, sprawiającego, że walka o zwycięstwo w elicie robi się nieco nudna. I od Pandy za najlepszą stylówę.

Duże brawa dla wszystkich młodych, za to, że wystartowali i uprawiają tak niepopularny sport.

Duże brawa dla pań z Elity, które dzielnie walczyły do końca i zgotowały absolutną niespodziankę na mecie.

Duże brawa dla Juniorów, którzy wpadali na metę dosłownie resztami sił, po czym padali na asfalt.

Duże brawa dla kibiców, którzy przybyli wyposażeni w sprzęty, robiące poważny hałas.

No i koniec końców, duże brawa dla organizatorów (tych lokalnych) za zrobienie tej imprezy.

I do zobaczenia!

 

Kolejna część wpisów o przełajach już za 3 tygodnie – z Mistrzostw Świata w Valkenburgu!