Tyle szczęścia w całym mieście,
nie widziałeś tego jeszcze!
To musiał być doskonały weekend. Tatra Road Race – prawdopodobnie najlepszy duży, szosowy wyścig w Polsce. Przygotowania do niego rozpocząłem już w listopadzie (i skończyłem w lutym, bo mi się znudziło, ale nieważne). Wszystko dokładnie zaplanowane. Tylko że 3 dni przed wyścigiem rozłożyła mnie choroba, którą następnego dnia zaraziłem Pandę. Start przepadł. Jakby tego było mało: 1,5 tygodnia przed startem pewien nieco zbagatelizowany w mediach wirus komputerowy cofnął pół świata do średniowiecza na kilkanaście dni (koledzy, co kopię bezpieczeństwa planowali na jutro, pewnie tam zostali). To też nie pomogło, jako że podobno pracuję przy komputerach. Przypomniało mi się wtedy, jak bardzo bezsensowne jest planowanie jakichkolwiek szczytów na konkretny dzień u amatora. Hiszpańskiej inkwizycji nie przewidzisz, tak samo jak wirusów.
Skontaktowaliśmy się więc z organizatorem, aby znaleźć jakieś zajęcie zastępcze, bo szkoda żeby weekend w górach przepadł. Upchnął nas do swojego wozu serwisowego. Jechałem kiedyś takim w peletonie na Tour de France, w ten słynny dzień, gdy Majka wygrywał etap (choć główną rzeczą, którą zapamiętałem, było ochrzanianie mnie przez dyrektora wyścigu za machanie GoPro w aucie). Tu nie było takich problemów, zapowiadało się super.
W sobotę rano wleciałem dronem w drzewo, spadł z 49 metrów na asfalt. Umarł na zawsze. Szczęście w nieszczęściu, że był to środek Zakopanego, a on nikogo nie zabił.
Potem jeszcze umarło GoPro, którym kolega miał nagrać wyścig, aby były jakieś ciekawe przebitki w filmie. Jeśli lubicie jeździć z kamerką, a nie lubicie sklejać filmów, polecam GoPro Session. W 86% przypadków nagrany materiał przepada ;)
Za transport na miejsce serdecznie dziękujemy Piotrkowi z Mybike.pl, który zawiózł nas na miejsce, bo w naszym agonalnym stanie nie dalibyśmy rady dojechać tam sami, a tym bardziej wrócić. Dla żartu wzięliśmy rowery, którymi nie przejechaliśmy nawet kilometra.
Wyścig oglądany z boku uzmysławia, jak wielkie jest to przedsięwzięcie. Nie mogę niestety napisać relacji o pionowych górach, ulewie, która wyłożyła z kilkadziesiąt osób na wąskich i technicznych zjazdach, cierpieniach, upale i innych standardowych przeżyciach. Chciałbym jednak zwrócić tym wpisem uwagę na to, jak powinien wyglądać idealny wyścig dla amatorów. Czy Tatra Road Race jest idealny? Pewnie nie, ale jak to mówią Anglicy: jest pretty, damn close!
Tatry są najładniejszymi, polskimi górami do kolarstwa
Co do tego nie ma wątpliwości. Może Zakopane nie jest zbyt piękne (he, he, he), ani przyjazne, może przez 7 miesięcy w roku w jego okolicach strach wciągnąć powietrze nosem, może dojazd bywa dramatycznie zły (tych może robi się jakoś dużo), ale Tatry są jednymi z najładniejszych gór w Europie. Mimo stosunkowo niskiej wysokości i całkowitego braku asfaltowych dróg idących przez wysokie góry, robią wrażenie na każdym. Pewnie dlatego, że wyrastają praktycznie z niczego. U naszych południowych sąsiadów widać to trochę lepiej, ale uwierzcie mi – jest po naszej stronie trochę widoków, które zapierają dech w piersiach. Tatra Road Race w połączeniu z Nowy Targ Challenge oraz Rajdem dookoła Tatr sprawią, że zobaczycie większość z tych najważniejszych.
No dobra, to oczywiście nieprawda, bo podczas wyścigu widać głównie ciemność i asfalt, ale te przejazdy dają taką możliwość, jeśli tylko starczy Ci sił na podniesienie głowy. Poprowadzenie wyścigu po trasie ładnej widokowo, trudnej technicznie i z dobrymi asfaltami to duży wyczyn i pół sukcesu. Pętla Beskidzka dowodzi, że nawet jeśli większość innych rzeczy jest skiepszczona, to sama trasa wystarcza, aby nas przyciągnąć.
Wiesz komu dać w ryja, możesz dać
Za wyścigi odpowiadają Krystian Piróg oraz Cezary Szafraniec (plus miliard osób, które im pomaga) i wszyscy ich znają. Bez problemu można ich też zlokalizować na wyścigu. Jeśli coś Ci się nie podoba, coś Ci się podoba, albo po prostu marzysz o daniu w ryło, za tę ostatnią górkę, co to się już kończyła, a za nią była jeszcze jedna – możesz na nich popatrzeć i wyobrazić sobie jakby to było. Kontakt z nimi oraz z profilem TRR na fejsbuku jest więcej niż dobry. Wiem, z jakimi problemami ludzie piszą do mnie, wiem ilu znajomych napisało do TRR o przeniesienie/pytanie/przepisanie/doinformowanie/pogodę/trasę itp. i każdy z nich dostał odpowiedź. To bardzo fajne, szczególnie gdy porówna się do wyścigów organizowanych bezosobowo.

Tłok, czyli przepraszam, ja tu stałem, tylko że sobie poszedłem
Na dużych wyścigach jest tłok, taka zasada. Na wyścigach typu Velo Toruń to tragedia. Fajnie, że coraz więcej osób interesuje się kolarstwem, ale niestety: kolarstwo to nie bieganie. Tutaj tłok to kłopoty. Ustawiasz się 3 dni wcześniej z parawanami w 4 rzędzie, a potem przychodzi tysiąc ludzi, z czego połowa staje przed Tobą, a druga połowa na Tobie. Nawet ci w sandałach i klapkach. Tatra Road Race też rozrasta się w zastraszającym, ale jeszcze kontrolowanym tempie. Jest kilka sztuczek, które sprawiają, że tłoku się tutaj nie odczuwa (tak bardzo, bo na starcie znajomych jak na gassach).
Po pierwsze sektory. Od zawsze wiadomo, że dzielenie ludzi na kategorie wiekowe jest bez sensu, bo czy jest jakakolwiek zasada mówiąca, że 19-latek jest szybszy albo wolniejszy od 29 latka i 39 latka, którzy startują w osobnych kategoriach? Tutaj rozegrane jest to inaczej – 3 sektory, w pierwszym top 40 open z poprzedniego roku, w drugim startujący w zeszłym roku, w trzecim reszta. Do tego możliwość przepisania się do danego sektora po udokumentowaniu wyników.
Po drugie profil trasy: jeśli na samym początku jest duży podjazd, wszystko się rozciąga i każdy trafia w miejsce zbliżone do tego, na którym wjedzie na metę. Tak też jest na Pętli Beskidzkiej dzięki Zameczkowi. Zasadniczym problemem jest tu fakt, że trzeba mieć pod ręką dużą górkę.
Zabezpieczenie, czyli psy-kamikaze i zakupowe-babcie
Ilość połączeń telefonicznych wykonywanych w samochodzie porównywalna jest chyba tylko z infolinią Neostrady, gdy jest jakaś globalna awaria, a akurat tego dnia, na torrentach pojawia się nowy odcinek Gry o Tron. Ludzie dzwonią, że potrzebna karetka, że betoniarka zablokowała się na poboczu, że ktoś zablokował ruch na stałe zamiast wahadłowo, że cotam-jaktam, że co robić i jak jechać. Wychodząca ilość połączeń jest w sumie podobna. Wielka lista z numerem telefonu do każdej z osób stojących na skrzyżowaniu wertowana jest tak szybko, że zwykły papier zająłby się od razu ogniem.
Bo wyobraźcie sobie taką sytuację. Lecisz 80km/h autem, po krętych ścieżkach, za Tobą leci na solo lider wyścigu i coraz bardziej się zbliża, a przed sobą widzisz skrzyżowanie o 90 stopni i gość, który je zabezpiecza stoi akurat pod daszkiem 30 metrów dalej, bo z nieba wali gradem. Masz 4 sekundy żeby do niego zadzwonić i zwrócić mu uwagę, albo zatrzymać się, powiedzieć, ruszyć… i pewnie wygrzebać potencjalnego zwycięzcę wyścigu z klapy bagażnika.
Jadąc w wyścigu nie zwraca się uwagi, jak wiele osób trzeba postawić na długie godziny w miejscu. W upale, w ulewie, w nudzie – oni tam stoją. Nie licząc ostatniej prostej, idącej przez Kościelisko, nie ma się na Tatra Road Race do czego przyczepić. Jak ją ominąć? Nie mam pojęcia, a jest to zbyt duża droga by wykluczyć ją na stałe.
Czy wiecie, że organizatorzy osobiście meldowali się w każdym domu przy wąskich i stromych drogach, aby uprzedzić o nadchodzącym wyścigu?
Albo, że w kościołach, podczas ogłoszeń parafialnych, księża o tym uprzedzali? To drobnostki, których nie widać, a które ratują życie na tych słynnych drogach, gdzie psy-kamikaze rzucają się pod koła zjeżdżającym.
Foto, czyli pokaż cierpienie!
Wiecie co przywożą zazwyczaj z wyścigów przegrywy? Wspomnienia i opowieści. Zwycięzcy przywożą puchary i nagrody. W tym wyścigu pamiątki przywożą też ludzie z odrobiną szczęścia, bo losowanie w tomboli jest jak nigdzie indziej. Tylko że jeśli jesteś tym życiowym nieszczęśnikiem, którego nigdy nie losują oraz nigdy nie wygrywa – co zrobić?!
Otóż polować na zdjęcia. Na Tatra Road Race są wynajęci fotografowie i robią zdjęcia, które później zalewają internet, bo są darmowe. Nie dość, że darmowe to jeszcze dobre. Każdy biegacz wie, jak super jest wejść na jakiś fotomaraton, zobaczyć kilka swoich zdjęć i móc każde z nich kupić za 6zł…
Zdjęcia przypominają, jak bardzo się cierpiało i jak bardzo nie powinno się startować w przyszłym roku. Z drugiej strony pokazują też jak bardzo się jest twardym, więc z dwojga złego, lepiej pocierpieć i móc je sobie wrzucić niż omijać to wydarzenie ;)
Dyskryminacja, czyli dziewczyny są fajne, ale w domu
Wyścig na długim dystansie kończy 13 dziewcząt, na krótkim 37. Biorąc pod uwagę fakt, że sporo z nich nie dało rady dojechać do mety, wynik bardzo przyzwoity. Pokazuje też, że dziewczynom naprawdę nie trzeba odbierać prawa do startów na długich dystansach – szczególnie w wyścigach, na których liczą się krajobrazy i frajda . Wystarczy tylko ustanowić limit czasowy. Może być wyśrubowany i trudny do osiągnięcia, ale to jedyne, uczciwe rozwiązanie.
O tym, jak bardzo organizatorom zależy na równouprawnieniu niech świadczy fakt, że podczas dekoracji kobiet, to oni przejęli funkcję całujących pań z podium.
Niedożywienie, czyli odwieczny dylemat: drożdżówka czy wynik
Tatra Road Race to jeden z tych wyścigów, na których Twój wewnętrzny kolarz ze sobą walczy bardziej niż zwykle. Oczywiście, można walczyć na podjazdach, z konkurencją, z pogodą, z przeciwnościami losu i z samym sobą. Można pokonać samego siebie i być swoją lepszą wersją z jutra już dzisiaj! Tak na pewno napisałbym, gdybym prowadził poważnego bloga motywującego. Prawdziwa walka jednak toczy się między chęcią uzyskania dobrego czasu, a postojem na jeszcze jedną drożdżówkę. Jakież szczęście mnie spotkało, że o bufet zahaczamy autem i mogę wziąć 3 (…a może 4) – po jednej w każdą rękę.
[pullquote]WADA TRR – ŁUHUUU![/pullquote]Tu chciałbym też zaznaczyć o przedoskonałym makaronie powyścigowym, dzięki któremu jestem przeszczęśliwy, bo mam możliwość wytknięcia wady TRR! Skończyło się jedzenie – nie starczyło dla wszystkich! (chociaż krążą słuchy, że potem donieśli). Geneza sytuacji jest jakże prosta – makaron nakładało się samemu, a był zbyt smaczny. Wiesz, że dokładka Ci się należy po tylu godzinach, a wiesz, że nie wypada. Należy jest zawsze mocniejsze niż wypada. Bo przecież jeśli czegoś nie można, a bardzo się chce, to można.
Odwodnienie, czyli rzuć bidona!
Najczęściej powtarzanym zwrotem (poza tymi obraźliwymi pod adresem organizatorów) jest kultowe już rzuć bidona. Przez kolejne 12 miesięcy, nieważne gdzie jesteśmy, krzyczymy wszędzie rzuć bidona. Tatra Road Race jest na bogato. Zawsze z lekką zazdrością patrzy się jak na wyścigu koleś przed Tobą wyrzuca bidon gdzieś w pole. Krzyczysz wtedy Ty śmieciarzu, myślisz kurde, ale ma fajnie. Tutaj idziemy o krok dalej, pełne bidony dostajemy na bufetach. To tak, jakby mieć tych znajomych, którzy jadą za Tobą na weekend tylko po to, aby podawać Ci bidony.
Żeby było lepiej, wszystkie porzucone bidony (a nawet więcej, patrząc po tym, co zostaje) są potem do odebrania w miasteczku zawodów.
Pakiety
Pakiety są zawsze sprawą dyskusyjną. Z jednej strony fajnie jak startowe jest niskie, z drugiej fajnie mieć pamiątkę. Ulotki, batony, żele, izo nie są szczególnie przydatną rzeczą dla kogoś, kto zazwyczaj i tak kupuje kilogramowe zapasy w pobliskim Decathlonie. Dlatego bardzo cierpieliśmy, gdy na Pętli Beskidzkiej okazało się, że nie dostaniemy pamiątkowych skarpetek. Sytuacja powtarzała się potem co roku i musimy ciągle jeździć w tych 10-letnich, z napisem Wisła 2007 (data może być inna). Taki trochę vintage, jak koszulki World Cup France 1998. Najlepsze są rzeczy niecodzienne i pamiątkowe. Jak frotka do czyszczenia (taki ręcznik na rękę) z Jarnej Klasiki.
Tutaj znowu Tatra Road Race wychodzi naprzeciw, bo co chcesz mieć w pakiecie wybierasz sam. Chcesz po prostu numerek (hurra, bezzwrotny i nie na kierownicę!) i kupony zniżkowe? Płacisz mało. Chcesz z czapeczką, t-shirtem, czapeczką i t-shirtem? Płacisz więcej. Genialne w prostocie.
W tej grze wszyscy wygrywają! Pan też może wygrać! Zapraszam!
Wyścigi, których ukończenie jest sukcesem, można u nas policzyć na palcach jednej ręki. Biegowa idea, że każdy kto coś ukończy jest mistrzem,jest mi nieco obca. Tutaj zmieszczenie się w limicie czasu wjazdu na drugą pętlę (na długim dystansie) jest sukcesem. To fajne, szczególnie dla osób zaczynających swoją przygodę z kolarstwem. Nie lubisz ścigania się i rywalizacji? Tutaj możesz, niczym na klasycznym Gran Fondo, przejechać trasę dla czystej zabawy i mieć z tego dobrą frajdę. Po co płacić za coś, co normalnie jest za darmo. Za dobrą atmosferę kolarską, pamiątki, bufety i przygotowanie trasy. Czy wiecie, że organizatorzy przed wyścigiem godzinami latają ze zmiotką i przygotowują trasę?
Zmęczenie, czyli nigdy więcej… chyba że za rok
Bo Tatra Road Race to wyścig, na którym wyjedziesz się do zera. Nieważne czy odpuściłeś peleton i chcesz już tylko dojechać do makaronu, czy walczysz do ostatnich metrów o swoją 23. pozycję. Na mecie czeka zimne, bezalkoholowe piwo (możecie mówić, że bezalkoholowe to lipa, ale wszyscy mają już dość procentów) i o niczym innym już nie marzysz.
Biuro zawodów
Biuro zawodów to takie miejsce, gdzie wszyscy się zbierają i opowiadają czemu poszło im gorzej niż planowali i czemu są zawiedzeni swoją postawą. Stąd nazwa – biuro ZAWODÓW (suchar). Biuro nie jest jakąś specjalnie skomplikowaną rzeczą – przychodzisz, bierzesz pakiet, wychodzisz. Kolejka umiarkowana, ale idzie szybko. Wszystko odbywa się pod dachem, więc nie mokniemy. Nie ma problemu z odbiorem czyjegoś pakietu, ale należy podać jego datę urodzenia. To ważny punkt, o którym musisz pamiętać, jeśli odbierasz pakiet swojej dziewczyny. Jeden telefon z pytaniem hej, kiedy się urodziłaś? może zniszczyć piękny i romantyczny weekend w górach. Także, jeśli udajesz pełnoletnią przed swoim chłopakiem, warto odbierać numerki osobno.
Jeszcze jedna górka
– Patrz Krystian jaka górka! Nie myślałeś, żeby puścić tam trasę?
– Właśnie tam jedziemy.
To dialog z samochodu, który dobrze obrazuje, którędy poprowadzone zostały pętle. Często na wyścigach widzisz gdzieś boczną drogę i myślisz, że jutro trzeba będzie tu wrócić, żeby ją sprawdzić. Na TTR nie ma tego problemu. Jeśli widzisz gdzieś w okolicy podjazd, ściankę albo cokolwiek innego co sprawia ból, na 99% będziesz tamtędy za chwilę jechał.
Profil trasy, czyli ta naklejka jest bardzo wysoka
Patrzcie jaka pierdoła – profil trasy, który czasem organizatorzy dołączają do pakietów. Tutaj jest samoprzylepny – szczegóły, które robią różnicę. W ten sposób dowiadujemy się też po co stworzone zostały kierownice aero. Byle dojechać do mostka, a potem to już z górki. Na profilu, w chwilach słabości możemy sobie poszukać też wypłaszczania, na którym się chwilę zregenerujemy. Nie znajdziemy go.
Nagrody
Ostatnie, ale nie ostatnie – nagrody. Żeby nie skłamać: dekoracje trwają z pół godziny i każda z nich składa się z rozdawania nagród, które zazwyczaj są szczytem marzeń na dowolnej, innej imprezie. Bo kategorie wiekowe, bo płciowe, bo generalka, bo premia górska taka, bo siaka, bo losowanie nagradzające milion osób, które wytrwały do końca. Co bardzo fajne, w open nagrody są takie same dla pań i panów.
Potem, trochę na osłodę frustracji, że wszystkie statuetki zgarnia kilka tych samych osób, następuje najlepszy moment sezonu: losowanie. Można wygrać wszystko: od romantycznego weekendu w górach, po stołek zrobiony z włochów, które doprowadzą Twojego psa do nerwicy. Ktoś wygrywa nawet nowy rower – Treka.
My nie dostajemy nic – w zamian, pierwszą rzeczą po powrocie do Warszawy jest wizyta u lekarza i kwitek L4 oraz wizyta w aptece, w której zostawiamy radosne ~200zł. I tak było warto!
Uwielbiam czytać Wasze relacje! :)
No czytając ten artykuł mam wrażenie że byłem na jakimś innym wyścigu. Niby poziom organizacji się zgadza, niby szczegóły z trasy też. Ale u Was na wesoło, a ja to pamiętam przez załzawione oczy :) Świetny artykuł, bardzo fajnie i ciekawie napisany. Dokładnie oddaje atmosferę i wrażenia z TRR :) Ale w taki wesoły, subtelny sposób :)