O czym mówimy:

 

Fuji SL 1.5 (Panda czyta to: Fuji SL Półtora, ale chyba poprawnie jest jeden, pięc.) jest rowerem z przedziału cenowego 10.000 – 20.000. Kosztuje dokładnie 19600zł i aktualnie jest w promocje -20% w Sport Guru (pewnie dlatego go dostałem). W tej cenie dostajemy jedną z najlżejszych ram świata, pełne Dura Ace 9000, komponenty Oval (czyli Fuji), koła tej samej firmy, które zbierają doskonałe opinie i ważą jakieś 1445gr. Do tego moje ukochane opony – Vittoria Rubino Pro. Całość waży niecałe 6.5kg, więc w kategorii „złotówki za kilogramy” jest super. Sama rama to tyle co bidon: 695gr (i potem jeszcze 45 przez malowanie, co jest sprytnie ukrywane przy opisach), dokładnie ta sama co w ważącym 4,95kg modelu 1.1 (który kosztuje jakieś 50.000, a w aktualnej promocji 40.000 – już widzę jak wchodzę do domu i mówię: „hej, zaoszczędziłem właśnie 10k, możemy jechać na wakacje).

No niby super, ale jednak NIE JEST….

 

Processed with VSCO with m6 preset


Kilka faktów dla nudziarzy

 

Tak jak przeciętnemu człowiekowi Shimano może kojarzyć się z wędkami, tak mi Fuji kojarzy się raczej z filmami do aparatów. Tymczasem jest to jedna z najstarszych istniejących film rowerowych na świecie. Założona w Japonii w 1899r. z logiem w kształcie góry (tu plus, bo trochę podobne do loga tego bloga) – to, jak nietrudno się domyślić, najwyższa góra Japonii: wulkan Fuji. Firma też jako pierwsza zorganizowała szosowy wyścig etapowy. To mam nadzieję dowodzi, że każdy mówiący, że są to rowery bez duszy i nie umywają się do tych klasycznych, legendarnych, włoskich nie ma pojęcia o historii kolarstwa. Skupmy się jednak na tym paszczaku, którego dostałem.

 

Fuji SL 1.5 jest jak Sir Mick Jagger

 

Fuji SL 1.5
Jeśli chodzi o ten model, to Fuji zdaje się nie słyszało o modzie na aero

Pierwsze słowa Pandy po zobaczeniu tego roweru brzmiały: „O, co mu się stało? Czemu jest taki porysowany?”. Potem nie było lepiej. Ten rower jest, powiedźmy sobie to szczerze, brzydki. Wygląda jak stworzony dla mnie – każda rysa zrobiona butem, murkiem, czy nawet asfaltem wpisze się doskonale w wygląd, z którym wyjechał z fabryki. Prześwitująca przez bezbarwny lakier struktura karbonu wygląda dziwnie. Przypomina mi trochę moje czarne ramy po kilku godzinach na trenażerze. Nie do końca wiadomo co jest rysą, co potem, który kapał z czoła, a co zamierzonym efektem projektanta. Półtora tygodnia staram się wmówić sobie, że wygląda to atrakcyjnie. Dochodzę już nawet do stwierdzenia, że jest tak brzydki, że aż ładny. Trzeba się postarać, żeby zrobić taki rower. Napisy i grafiki są jak najbardziej ok, na pełnym, czarnym macie byłyby piękne. Jest tylko jeden problem…

Ten rower jest jak Mick Jagger, który urodą nie grzeszy, a mimo to ma więcej szalejących za nim fanek niż wszyscy, którzy przeczytają ten wpis, pomnożeni przez 10000. Zanim jednak zastanowię się dlaczego, dobijajmy go dalej.

 

Czemu nikt nie patrzy?! ;-(

 

Fuji SL 1.5
Nawet koleś jadący na rowerze obok mnie patrzy w drugą stronę, żeby nie stracić wzroku

 

Bling factor tego roweru wynosi: 0 (ZERO) – nikt się nim nie interesuje. Serio, tak bardzo neutralny nie byłem nigdy. Jak miałem Canyona, ludzie pytali jak się nim jeździ, bo też się przymierzają. O Rose ludzie pytali, bo nie znali marki. O b’Twina, bo budził skrajne emocje ze względu na swoją markę. Fuji nikt nie zauważył. No dobra… ci, którzy mnie znają pytali co to jest, ale szczególnego bez zainteresowania. Myślałem, że to jakiś błąd Matrixa i wybrałem się nim na niedzielne Rondo, ale nie – dalej utopił się w tłumie. Mogę ze 100% przekonaniem powiedzieć, że jeśli chcemy zrobić wrażenie na obcych kolarzach, to ten rower do tego nie służy. Czemu obcych? Bo gdy wspomina się o wadze, albo ktoś go na chwilę chwyci, pojawia się w oku błysk. Rowery poniżej limitu wagowego UCI nie są jednak jeszcze normą.

Jeśli myślicie, że to przez to, że dostałem go w kolorze czarnym ze złotymi wstawkami (dzięki czemu wyglądam trochę jak cygan na targu) to zmartwię Was. Owszem, dostępne są 3 wersje kolorystyczne, ale różnią się tylko kolorem grafik i są przypisane do konkretnego modelu. Jeśli więc chcemy z czerwonym, to trzeba się wykosztować dodatkowo na Dura Ace’y Di2. Z wyglądu już mu pocisnąłem, teraz czas na konfigurację, skoro już o tym mowa.

 

Przepraszam, kto składał tego Frankensteina?

 

Processed with VSCO with g1 preset
Fuji SL 1.5 reprezentuje sobą wszystko czego nie chcę. Mechaniczny Dura Ace 9000 – wiadomo, działa najlepiej, niezawodnie i jest piękny… ale ten srebrny nie pasuje trochę do ogólnego designu. Wiem, że ciężko o czarne komponenty, ale nowe 9100 w wersji black byłoby tu idealne! Z mojego punktu widzenia – po co mechaniczne DA? Sram Red w podobnej cenie byłby lżejszy, Ultegra Di2 w podobnej cenie działałaby lepiej (dla mnie).

Do tego koła, które pewnie pójdą do wymiany jako pierwsze. Są przyzwoite, tyle mogę powiedzieć. Sztywne, pancerne, prawie 1,5-kilogramowe w rowerze, którego główną zaletą ma być waga. Na niskich karbonach lub czymkolwiek innym z czarną powierzchnią hamowania wyglądałby 16 razy lepiej. Do tego tylna piasta jest przyjemnie głośna, ale odbieram to jako okrzyk rozpaczy: „zwróćcie na mnie uwagę!”.

Kaseta, to śmieszny temat. Rzadko zdarza się, żeby w nowym rowerze była kaseta Dura-Ace. To element niewidoczny, podbijający cenę okrutnie. Miło, ale mania wsadzania 11-25 tylko po to, żeby zbić katalogową wagę roweru do wspinaczki jest śmieszne. Zrozumie mnie każdy, kto próbował podjechać cokolwiek na 36-25.

 

Ten rower jest jak Benjamin Button

 

Fuji SL 1.5
Zdjęcia muszę kadrować tak, żeby wydawało się, że jadę pod górę, bo co to za testowanie lekkiego roweru pod Warszawą…

Niestety. Bo, mimo że na początku wydaje się stary i brzydki, to z każdym pokonanym kilometrem coś się w nim zmienia. Mało tego, z czasem okazuje się, że rower można wyposażyć w bardziej pasujące mu koła (czyli brzydsze, takie surowe karbony), dzięki czemu staje się jeszcze brzydszy, czyli zgodnie z moją teoria, że niektóre rzeczy są tak brzydkie, że aż ładne (bo trzeba się postarać, żeby stworzyć takiego potworka) – jest coraz ładniejszy. To zdanie nie ma sensu, wiem – ale to ciągła jazda na Fuji upośledziła tak moją głowę. Szukanie plusów na siłę. Każdy kolejny kilometr utwierdza mnie w przekonaniu, że ten rower to zabójca. Niesamowita sztywność całości, bardzo niska waga, typowo sportowa geometria sprawiają, że da się na nim jeździć tylko szybko. To dla wielu może być wadą – to nie jest rower na sobotnią przejażdżkę… no chyba, że należymy do tych, co idąc na niedzielny obiad do McDonaldsa, wkładają garnitur. Od wolnej jazdy wszystko mnie boli.

Tym rowerem się ściga, a im bardziej w górę, tym lepiej. Pierwszego dnia cieszę się za każdym razem, gdy zatrzymuje mnie czerwone światło. Ruszanie nim to czysta przyjemność – człowiek rakieta. Na szczęście po tygodniu mi to mija i wracam do klubu Warszawiaków Rozgoryczonych Brakiem Czerwonej Fali. Mało tego, w korku jestem jak prawdziwy japoński samuraj. Zamiast jechać dzielnie pomiędzy dwoma pasami, kręcę się jak głupi. Jak dres w Golfie zmieniający pas 7 razy na sekundę. Zwrotność jest – boję się, że wpadnę na chory pomysł – na przykład skręcę kierownicę o 90 stopni, żeby przelecieć przez przednie koło, zrobić kopyrtkę w powietrzu i wylądować telemarkiem przed kolejnym autem. Fuji SL jest szalony i jeśli szukasz właśnie swojej pierwszej maszyny – odpuść go sobie.

 

„The best part of beauty is that which no picture can express”

 

Nie do końca wiem, o co chodzi z urokiem Micka Jaggera, pytam więc Pandy, a odpowiedź jest prosta. Mick Jagger nie musi być piękny, wystarczy że jest męski. Tak samo jest z Fuji – ten rower nie musi być ładny. On jest jak amerykański muscle car z bebechami na wierzchu i nieprzyzwoitą mocą – budzi początkowo lekki uśmiech, lecz gdy tylko ruszy, wiadomo już

dla kogo był stworzony. Tylko że w tym przypadku odpowiednikiem koni pod maską są waty na kilogram.

 

Z rowerem odwiedzam Rondo Babka licząc na to, że nie wylądujemy w kraksie… chociaż w sumie nie ma to znaczenia, bo nieważne ile rys do niego dołożę i tak nikt nie zauważy. Jedzie mi się na nim świetnie, niestety. Wbrew wszystkiemu co napisałem powyżej, na placu boju moich potencjalnych rowerów zostaje Fuji SL, który jest fajny, bo tani oraz Rose X-Lite Team, które jest fajne, bo ładniejsze, ale droższe… no i z elektryką… i fajnymi kołami… i lżejszy… oh wait :/