Rower przełajowy jest cool, nie ma wątpliwości. Dzięki atakującym nas z każdej strony blogom i czasopismom z każdym rokiem staje się popularniejszy. Lada dzień będzie wysyp memów: “Winter is coming”, a to oznacza zmianę ogumienia. Pewnie kwestią czasu jest nim dasz ponieść się emocjom jakie towarzyszą wspaniałym śniegowym lub błotnym wyprawom lub wyścigom dookoła pobliskiej polany i dołączysz do elitarnego grona przełajowców. To wspaniale, ale jest kilka rzeczy, o których powinieneś wiedzieć, zanim się na to zdecydujesz. Ja na przełaju jeżdżę (lub mówiąc dosadniej: toczę się) od jakichś 3 lat, Panda wyszła w tym tygodniu po raz pierwszy w teren. To dobry moment, żeby wspomnieć o kilku sprawach, o których pewnie nikt wcześniej nie wspomniał.

(wszystkie zdjęcia pochodzą oczywiście ze zbiorów własnych)

 

Rower Przełajowy jest trochę bez sensu

 

DCIM100GOPROG0121076.

 

Na asfalcie jest wyraźnie wolniejszy niż szosa, w terenie wyraźnie wolniejszy niż MTB. Trzeba się naprawdę postarać, żeby wymyślić taką trasę, która będzie optymalna pod ten rower. Idealne na przykład wydaje się zbiegnięcie z 10 piętra trzymając rower na ramieniu, krótka przejażdżka po parku (takim prawdziwym, z pseudo-leśnymi ścieżkami) i powrót do mieszkania po schodach. Wszystko oczywiście w czasie krótszym niż 60 minut, bo nie wiem czy wiecie ale….

 

zawodowy rower przełajowy po około 67 minutach ciągłej jazdy zamienia się w dynię

Najważniejsza rzecz, którą trzeba wiedzieć to to, że nie każdy musi być zawodowcem, bo:

 

Przełaje to tak naprawdę dwa różne sporty.

 

dsc09641

 

To godzinne ściganie się w kółko po jednej trasie lub, tak jak w naszym wypadku, cykloturystyka. Godziny spędzone w lesie, w górach, na mrozie, w piachu, jadąc przez błota, idąc przez pola. Naprawdę niewiele osób godzi ze sobą oba te podejścia.

 

Przełajowca łatwo poznać

 

DCIM100GOPROG0281352.

 

W poniedziałkowy poranek w pracy, gdy przemierza korytarze, idzie za nim pani sprzątaczka ścierając piach i błoto, które za nim zostają. Przy biurku od gościa, który właśnie adoptował kota (szramy wojenny na całym ciele) odróżnia go tylko ilość siniaków w podejrzanych miejscach i to, że siedzi na piłce, bo jest miękka. W lesie też łatwo go znaleźć. Cisza, spokój, ptaszki śpiewają i tylko gdzieś w oddali rozlega się złowieszcze no urwa! Teraz to podjadę! No urwa! Jeszcze raz, teraz na pewno się uda! No urwa! Ostatnia próba! Ała, moja noga – cholerny korzeń! Urwa! Patrz teraz! – true story.

 

Nie masz kondycji

 

dsc09676

 

[pullquote]Cyclocross is Fight Club with Bikes ~sipclipandgo[/pullquote]Nieważne jak dobry jesteś, wsiadając na CX (cyclocross: przełaj) dowiadujesz się, że to jest jakiś inny sport. Jeśli trafiłeś na grupę początkującą, to nawet udaje Ci się z nimi utrzymać. Czujesz się jak na alpejskim podjeździe wśród grupy niemieckich emerytów jadących obok Ciebie: jest 13. kilometr, aktualne nachylenie sięga 9%, a Ty ciągle ich widzisz. Mało tego, jedziecie tym samym tempem, tylko że Tobie krew, pot, ślina i łzy mieszają się z rozmemłanym na twarzy żelem kofeinowym, a oni rozmawiają dysputują czy Ludwik V Bawarski z dynastii Wittelsbachów margrabia Brandenburgii budował fajne zamki w Tyrolu (hint: elektryczne rowery). Czyli tak: jedziesz z nimi, ale żeby się nie urwać musisz pedałować jakoś bardziej. Oni w tym lesie skręcają, balansują, pod górki podjeżdżają z rozpędu, przeszkody przeskakują, a Ty ciągle pedałujesz w trupa. Nie masz tego czegoś, co nazywa się flow. Po 20 minutach takiej jazdy odkładasz rower i idziesz do domu (bo chodzenie/bieganie jest często szybsze niż CX, a na pewno wygodniejsze). Twój rower nie jedzie, potrzebujesz lżejszego i ceramicznych łożysk, a to nie jest proste bo:

 

Rowerów przełajowych nie ma, a jak są to drogie

 

DCIM100GOPROG0291391.

 

Fajne rzeczy są drogie, deal with it. Przełaje są drogie bez jakiegoś sensownego powodu, tak jak fatbike’i. Jest ich na allegro mało, a jak się trafią to w złym rozmiarze, brzydkie albo “prawie nowe, jeżdżone przez prosa jeden sezon, max godzinkę do dwóch dziennie”. W sklepach coraz lepiej, ale też źle. Szukanie roweru jeszcze nigdy nie było tak nudne, bo zamiast zastanawiać się, który wybrać, szukasz po prostu jednego, byle jakiego, który pasuje. Albo raczej takiego, na jaki Cię stać. Aluminiowy rower na 105 za 7000zł? Czemu nie… tylko jak kupię nowy i rzucę go w kąt po miesiącu, to jak się go potem pozbędę?

 

Nie umiesz jeździć rowerem

 

img_5048

 

Na pewno umiesz, przecież każdy umie. Młodość była od tego, aby się nauczyć, a potem już się nie zapomina. Może nie tak jak Sven Nys, ale przecież jeździsz, skręcasz, zjeżdżasz. Na przełaju okazuje się, że to nie do końca prawda. Zauważasz to, gdy na pętli w Lasku Bielańskim znajomy mija cię trzeci, czwarty i piąty raz. Ale to nic, może po prostu jesteś słaby. Nieszczęście zaczyna się, gdy odkrywasz braki nawet we wsiadaniu i zsiadaniu z siodełka. Te rzeczy robi się w czasie jazdy, niczym James Bond w Golden Eye rzucający się w przepaść za spadającym samolotem. Moje sine siedzenie (i okolice) podczas pierwszych prób takich manewrów potwierdzają, że oba wyczyny reprezentują podobną skalę trudności. Nawet napicie się z bidonu jest trudne!

Jeśli więc liczysz na to, że od pierwszego tygodnia po nabyciu swojej wspaniałej maszyny będziesz latał, to cóż… pozostaje mi tylko przypomnieć Ci mój ulubiony film w internecie, bądź jak Joey!

 

 

Prędzej czy później i tak zostaniesz królem internetu. Każdy z przełajem doczeka się kiedyś podobnego filmu.

 

Powyżej pasa też są mięśnie

 

DCIM100GOPROG0019772.

 

To jest poważne odkrycie. Im bardziej nierówna droga po której jedziemy, tym bardzo dosadnie nam się to przypomina. Po pierwszych przejażdżkach zaczniesz rozważać bikefitting, trzepackie odwrócenie mostka, rozciąganie, jogę dla opornych i karnet na siłownię na raz. Zaczynasz zazdrościć Stasiowi z pracy, który jest tak silny, że potrafi pomóc odkręcić słoik z obiadem koleżankom w kuchni. Ale to w sumie nieistotne, bo nawet jak się pogodzisz z tym bólem, okaże się, że:

 

Pozycja horyzontalna jest naturalną pozycją kolarza

 

dsc09727

 

Bo nie wypięła się noga, bo korzeń był śliski, bo to, że kolega przed Tobą zjechał lub podjechał nie znaczy wcale, że Ty też tak umiesz. A poza tym to zimą jest ślisko, jesienią i wiosną w sumie też, piasek jest sypki, błoto się klei, hamulce nie działają wcale albo działają za dobrze, a nosząc rower na ramieniu można nim o coś lub kogoś zahaczyć. Dodając do tego wszędobylskie drzewa i ich gałęzie oraz krzaki rosnące w najmniej odpowiednich miejscach, przepis na sukces jest pewny. Będziesz jak ten snowboardzista co zamiast jeździć na stoku, siedzi w poprzek. Początkowo od razu wstawał i jak gdyby nigdy nic jechał dalej, teraz wie, że to nie ma sensu, bo zaraz znowu będzie siedział. Kupiłbyś sobie piwo, ale nie ma gdzie…

 

Przełaj zrobi z Ciebie dziada

 

dsc09753

 

Chyba, że jesteś jednym z tych wyjątków, które potrafią jeździć i mają nogę. Wtedy ludzie na mieście będą opowiadali o Tobie niestworzone historie, dzieci będą prosiły Cię o autograf a fanki o wspólne zdjęcie – staniesz się legendą. Tak przynajmniej myślę, bo mi pozostało jeździć jak dziad i zazdrościć. Na pierwszej wspólnej wyprawie z Pandą po niekończącym się wale na północ Wisły jedziemy 7 dni i 7 nocy… może nawet 8. Gdy pod koniec patrzę na licznik widzę dystans 35 kilometrów. Początki są ciężkie, gdy jedziesz 40km/h licznik pokazuje 25km/h. Lecąc po wyboistym zjeździe (jeszcze na rowerze, lecieć bez niego będziesz dopiero na zakręcie) z prędkością około 80km/h, ten sam licznik pokazuje 28km/h. Jeśli zauważysz, że nie należysz do tej grupy, która się ściga, szybko zaczniesz rozważać wycieczki, sakwy i turystykę. Zostaniesz trekkingowcem i jeżdżąc z prędkością etiopskiego biegacza będziesz zwiedzał.

Czas płynie jakoś inaczej… pokonany dystans również. Mało tego, jeśli kiedykolwiek śmiałeś się z ludzi na MTB, będziesz musiał pogodzić się z faktem, że są od Ciebie szybsi. Nawet dogonienie turystów na trekkingach trwa dość długo, a sam manewr wyprzedzania w lesie jest jak rozwiązywanie Sudoku.

Ciągle coś chrupie

 

dsc09794

 

Kurz, brud, piach, błoto, śnieg, stare batony, kamienie, stare żelki, krew, gałęzie i inne niezidentyfikowane ciała obce. Wszystko to masz w napędzie, w ustach, w oczach, w butach i w miejscach, do których nikt normalny nie zagląda w ciągu dnia. Do domu wracasz jak model z reklamy Polleny 2000 kierując się w pełnym rynsztunku prosto do wanny. Następnego dnia zatrzymujesz się przy ludziach, którzy sprzątają po swoim psie, by szczerze im podziękować.

 

Nigdy nie będziesz dobrze ubrany

 

dsc00011

 

Wychodzisz na dwór w kurtce, rękawiczkach zimowym, getrach, zimowych spodniach i idziesz na spacer patrząc jak zamarza Ci twarz. W momencie, gdy mijasz dzieci lepiące bałwana przelatuje obok Cie kolarz na CXie w krótkich spodenkach i koszulce z rękawkami (choć tak naprawdę to jednoczęściowy kombinezon). Ubieranie się na wyścig jest łatwe, bo i tak będzie Ci za ciepło. Jeśli jednak wybierasz się na parogodzinną eskapadę, szczególnie w góry, to i tak nie trafisz z ubiorem. To ten przykry moment, gdy im droższe ma się ubrania, tym jeździ się wygodniej. W stopy i dłonie będzie zimno, w resztę ciała albo za gorąco (jeśli jedziesz w górę) albo lodowato, gdy w dół. Najlepiej jak najpierw się spocisz, a potem to zamrozisz.

 

Sprzęt ma znaczenie

 

dsc09963

 

 

W szosie, na amatorskim poziomie jest to dyskusyjne – szczególnie u nas, na Mazowszu. Czy szosa waży 7 czy 8 kilogramów nie ma wielkiego znaczenia. Jeśli przerzutka wskoczy sekundę później i trzeba będzie popchnąć klamkę trochę mocniej niż zwykle, to też nie problem. Szytka czy oponka? To co lepiej wygląda. W terenie jest inaczej. Jeśli łańcuch nie przeskoczy odpowiednio szybko, skończysz na piachu. Noszenie na naszym wątłym ramieniu dodatkowego kilograma to jak ściganie się z plecakiem. W palcach wyrośnie Ci manometr, którym będziesz oceniał czy w oponach masz 1 bar poniżej limitu czy dwa. W kieszonce pompka, którą będziesz się dopompowywał w zależnoście od nawierzchni.

 

Ramię w ramę z prosem

 

dsc09912

 

W czasach, gdy “ścigałem” się w Mazovii zwycięzcę widziałem tylko na pudle. Na starcie stał ze 100 metrów przede mną, potem znikał. W przełaju jadę z nim ramię w ramię. Ze 3 razy, czasem 4. Widzę go na stacie, potem na 2 okrążeniu, na 4, na 6… czasem nawet wjeżdżamy razem na metę. Widzę też zawodnika, który jedzie za nim, potem jeszcze jednego i jeszcze jednego… Koniec końców czas jazdy i tak mamy prawie taki sam.

 

Zostaniesz kibicem i nie będziesz musiał udawać, że Ci się to podoba

 

dsc06922

 

Nie bez powodu na jutubie to właśnie kompilacje wypadków są najpopularniejszymi filmami. Oglądanie kolarstwa jest generalnie nudne, nawet dla nas. 3 godziny stania tylko po to, żeby przez 5 minut oglądać przejazd kolumny kolarzy. W przełajach jest inaczej – stawka nie dość, że się rozciąga to jeszcze wszyscy jeżdżą w kółko, co chwilę wywracając się na coraz zabawniejsze sposoby. Najlepsze jest to, że poważne wypadki zdarzają się naprawdę często, dlatego nie trzeba ukrywać swojej radości z czyjegoś nieszczęścia. Smutne, ale prawdziwe – nie ma ciekawsze kolarskiego widowiska według mnie.

 

Nie wiem czemu to fajne

Najgorsze jest to, że nie wiem, co w tym sporcie (tudzież hobby) jest takiego fajnego. Wychodzisz w sobotę rano, robisz 100 kilometrów przez 6 godzin i śpisz do końca dnia. Alternatywnie, wychodzisz w sobotę rano, kręcisz z kumplami godzinę i idziesz spać na pół dnia. Ten sport jest po prostu zabawny i integruje lepiej niż każdy inny rodzaj kolarstwa (według mnie). Albo się go kocha, albo nienawidzi – a sprawdzić to bardzo prosto, wystarczy kilka jazd. Dobra, trochę kłamałem, najgorsze oczywiście jest to, że:

W LESIE NIE MA KAWIARNI. Jak zrobić coffee breaka w miejscu, w którym nie ma kawy?! Nikt tam też nie sprzedaje batoników ani ciasta. Po co jechać, skoro nie można jeść?!

 

Jeśli to wszystko Cię nie przekonało to zobacz jak wyglądają nasze przełajowe wypady w góry. Zdjęcia oddają to 100 razy lepiej niż tekst:

 

https://www.facebook.com/HopCycling/photos/?tab=album&album_id=458426627674788

https://www.facebook.com/HopCycling/photos/?tab=album&album_id=457521284431989