Stało się. Słońce świeci już w weekendy na tyle mocno, że patrzenie w ekran staje się uciążliwe. Jakby tego było mało, w pokoju zaczyna robić się nieprzyzwoicie ciepło. W Gassach i Czosnowie nie byłem szosą od ponad pół roku (!!!), więc trochę już zapomniałem jak to jest. Czas zamienić Zwifta na ŻYCIE. Znajomi mówili, że warto, postanowiłem więc spontanicznie to przetestować (bo przecież blogerzy testują wszystko).

Do stworzenia aplikacji ŻYCIE przyznaje się wiele grup, zarówno tych niewielkich – lokalnych, jak i korporacji. Najpopularniejszą teorią jest utworzenie Życia podczas 6-dniowego hackathonu przez jedną osobę, o pseudonimie Bóg, w formie start-upu. To tłumaczy ilość błędów i niedoróbek. Nie ma niestety informacji o ewentualnych aktualizacjach i poprawkach, jednak częściowo otwarty kod pozwala wykorzystywać luki, które ułatwiają obsługę. Aplikacja domyślnie włączona jest cały czas jako proces w tle, wystarczy się jedynie wylogować ze Zwifta i przenieść rower za Okna.

 

Wychodzę z domu. Szybko okazuje się, że termostat jest zepsuty. Stałe 6-7 stopni to jakaś pomyłka. Co prawda nie zaleję się potem, no ale jak żyć? Jak zacząć jazdę? Wracam po 3 dodatkowe warstwy. Teraz jest mi za ciepło. Podobno termostat sprawia problemy wszystkim – duża szansa, że za chwile temperatura się zmieni, w losową stronę. Zdarzają się też przecieki z sufitu, tylko tym razem jednak patrzenie do góry i głośne przekleństwa nie pomogą… a przynajmniej nie od razu.

Siadam na rower, wyciągam telefon i zaczynam się nim bawić – nogi już pedałują w ramach rozgrzewki. Zatrzymują mnie krzaki. Okazuje się, że jazda rowerem w Życiu jest w pełni interaktywna. Nie dość, że muszę wybierać drogę na każdym skrzyżowaniu, to mogę skręcać w dowolnym momencie. Mogę skręcać nawet tam, gdzie nie ma skrzyżowań! Mało tego – muszę skręcać, bo inaczej trening nie zostanie odbyty. Opcja zupełnie nieprzydatna i rozpraszająca, ale ciekawa. Bardziej chyba dla osób które lubią bawić się w eksplorację zamiast expić i kompletować KOMy. W krzakach ląduję jeszcze parę razy. Projektanci przesadzili trochę ze sterowaniem i nie dość, że należy kontrolować trajektorię pojazdu (nie tylko za pomocą kierownicy, ale również balansu ciałem), to trzeba pamiętać też o obsłudze hamulców (dwóch, sterowanych za pomocą osobnych dźwigni) oraz przerzutek. To wszystko połączone ze skomplikowanym modelem jazdy, uzależnionym w dużej mierze od nawierzchni, na której się znajdujemy, powoduje sporo problemów. Na co to komu? Odciągają one uwagę od tego co naprawdę się liczy w treningu. Był co prawda tutorial, w którym dostajemy dodatkowe dwa koła oraz wersja multiplayerowa z kijkiem kontrolowanym przez drugiego gracza, ale wiadomo, że samouczki są dla trzepaków.

 

DCIM100GOPROG0060931.
ŻYCIE – wersja mazowiecka

 

Jeśli chodzi o samą jazdę to implementacja technologii chłodzącej uzależnionej od osiągniętej prędkości jest równie ciekawa co niedopracowana. Nawiew potrafi pojawiać się w zupełnie nieodpowiednich momentach. Przez 90% czasu wieje tak jak powinien – czyli prosto w twarz, lecz zdarzają się podmuchy boczne lub tylne. Sam generator jest niewidoczny. To zadziwiające, jak udało się schować wiatrak produkujący takie ilości powietrza pędzące w moją stronę. Im bardziej dmucha, tym wolniej przemieszcza się otaczający się krajobraz – to pewnie wina ograniczonych mocy obliczeniowych: prąd zamiast trafiać do procesorów, leci wykonywać ciężką, fizyczną pracę. Trochę jak na trenażerze Turbo Muin.

Grafika jest zdumiewająca. Olbrzymia ilość szczegółów i płynne działanie robią wrażenie, gdy weźmie się pod uwagę ogrom świata i jego otwartość. Możemy udać się w zasadzie w dowolne miejsce (po uzyskaniu odpowiednich uprawnień). Odbija się to niestety na zróżnicowaniu. Przy takim potencjale graficznym, to co nas otacza wydaje się po prostu biedne. Jest szaro, ponuro, zabudowania się powtarzają, infrastruktura i budynki są niespójne. Kolorystyka bywa uboga, jednak w ciągu najbliższych miesięcy ma się to trochę poprawić. To podobno wina słabej lokalizacji – wersja polska (a szczególnie mazowiecka) obcięta jest z wielu bajerów dostępnych gdzie indziej. Wersja Mazowsze, którą posiadam przeznaczona jest dla sprinterów – okrojona ze zbędnych dodatków, pozwala się skupić na obserwowaniu ekranu wyświetlającego waty i tętno.

 

Istnieją oczywiście płatne dodatki – mission packi. Za niewielką opłatą możemy zmienić otaczające nas widoki na znacznie ciekawsze, a trasę na bardziej falistą. Do tego permanentnie przestawiona klima na wyższą lub niższą temperaturę. Niestety, w większości przypadków rozszerzenia te są w wersji trial i po upływie ich ważności należy albo przedłużyć abonament uiszczając kolejną opłatę albo cofnąć się do pierwotnej lokalizacji (podobno istnieje możliwość obejścia tego problemu, podając przy rejestracji login: Szymon). Co ciekawe, im dłużej jeździmy z takim dodatkiem, tym bardziej nasz awatar zmienia kolor. Jeśli więc nie ma na co patrzeć to skupmy się na kontekście sportowym.

 

ŻYCIE - wersja alpejska
ŻYCIE – wersja alpejska

 

„Mojżesz wyciągnął rękę nad peleton, a Pan cofnął wszystkich gwałtownym wiatrem wschodnim, który wiał przez całą noc, i uczynił nogę suchym drewnem. Kolarze się rozstąpili, a wycinaki szli przez środek peletonu po suchej ziemi, mając mur z trzepaków po prawej i po lewej stronie”.

 

 

Jeśli chodzi o ustawki, jest podobnie jak z Zwift’cie. Stajesz w danym miejscu, o podanej wcześniej godzinie i ruszacie. Drag działa podobnie – osiąganie wysokich prędkości w grupie jest dużo łatwiejsze niż samotnie – nie do końca wiem jednak, czemu zmniejsza się wtedy nawiew. Problemem jest jednak sprint i ucieczki ze środka peletonu. Nauczony doświadczeniem jadę w środku grupy, czekam na odpowiedni moment i przyspieszam. Morze kolarzy z niewiadomych przyczyn nie rozsuwa się na boki – efekt Mojżesza nie działa. Świetnie działa za to wykrywanie kolizji: podczas gleby żaden z obiektów nie przenikał się z innym. To znaczy, czasem przenikał – ale zostało to wiernie odwzorowane poprzez tworzenie specjalnej dziury w obiekcie przenikanym. Widać, że programiści opanowali technikę Ragdoll do perfekcji (Wikipedia: Ragdoll physics – technika komputerowa polegająca na realistycznej symulacji opadania ciał). Przy upadku zmieniają się także tekstury kolarzy. Pojawiają się czarno-czerwone elementy, które z czasem zanikają – to chyba jakaś forma oznaczania pechowców, albo bug. Spoko, bo można łatwo tłumaczyć niepowodzenia.
Nie wiem w jaki sposób wprowadza się wagę do systemu, ale niektórzy na pewno robią to źle. Ewentualnie używają jakichś kodów, których jeszcze nie odkryłem. Nie da się przecież jeździć tak szybko i tak długo. Muszą oszukiwać!!111 

 

„Nie pędź tak, proszę, daj odpocząć
ŻYCIE, ŻYCIE jest nowelą,
której nigdy nie masz dosyć”

 

Najpoważniejszą zaletą jazdy w grupie, gdy porównamy ją ze ZWIFTem jest fakt, że gdy kogoś urywamy, to nie musimy go już więcej słuchać. W Zwiftcie potrafi nam strzelać wiadomościami, nawet gdy zostawiamy go kilometr z tyłu. Ograniczona komunikacja ma jednak pewne uchybienia. Wysyłanie wiadomości tekstowej do osoby w ŻYCIU mija się z celem – i tak odczyta ja z opóźnieniem. Teamspeak natomiast działa dość dobrze, ale jego zasięg jest zdecydowanie za słaby. Po przekroczeniu 30km/h pojawiają się szumy, przez które ciężko cokolwiek zrozumieć. Ciekawie rozwiązana została komunikacja gestami. Szybki ruch jednym palcem w powietrzu potrafi wyrazić więcej niż tysiąc słów. Dodatkowo, moduł dotykowy pozwala odsunąć od siebie kolarzy w pobliżu (lub nawet wykluczyć ich z dalszej jazdy, a przy odrobinie szczęścia/pecha wylogować ich z ŻYCIA na stałe). 

Jeśli chodzi o oszukiwanie to sposobów jest wiele. Najpopularniejsze są pluginy, które ściągnąć możemy za dodatkową opłatą ze sklepu APTEKA (lub te lepsze, z rosyjskich sklepów z WAREZAMI). Dostępne są pakiety zwiększające prędkość, zmniejszające masę, ograniczające zmęczenie – w zasadzie wszystkie. Część z nich, zazwyczaj te najskuteczniejsze, jest niestety zabroniona w ŻYCIU, ze względu na możliwe efekty uboczne. Jeśli uda nam się je ściągnąć jako wersje pirackie, nie tracimy na szczęście gwarancji. Po wprowadzeniu w telefonie kodu: 112 możemy zgłosić usterkę i liczyć na to, że serwisowi uda się coś z tym zrobić. Wsparcie niestety zawodzi na całej linii – jeśli nie mamy wykupionego pakietu „premium support” to nasze zgłoszenie zostanie rozwiązane w losowym okresie od godziny do dwóch lat. W Zwitf’cie działa to zdecydowanie lepiej… no i zawsze można go usunąć i zainstalować ponownie, ewentualnie założyć drugie konto. W życiu drugie konto możemy założyć sobie jedynie po uzyskaniu zgody od zespołu analityków pracujących na protokole SĄD, ale o reinstalacji nie ma co marzyć… podobno, bo słyszałem, że w wersji hinduskiej jest to możliwe.

Drugim rodzajem rozszerzeń jest modyfikacja grafiki. Za pomocą pirackich rozwiązań jesteśmy w stanie zmienić kolorystykę krajobrazu, wygląd wszystkich elementów czy nawet prywatne postrzeganie praw fizyki. Dodatki te są trudne dostępne i bardzo często zawierają wirusy, których ciężko się potem pozbyć.

 

DSC05029
ŻYCIE – wersja tyrolska

 

Ostatnim dodatkiem jest sam sprzęt, główny powód dla którego ktokolwiek instaluje ŻYCIE. Mimo względnie niewielkiego wpływu na wydajność możemy dowolnie zmieniać wygląd zarówno roweru jak i naszego avatara. Problemem są jednak przesadne ilość hałmaczów potrzebne na zmianę czegokolwiek. W zależności od ilości doświadczenia, wybranej profesji i skillsów, które dostaliśmy przy tworzeniu bohatera, farmienie golda może nam zabrać od kilku tygodni do kilku lat. Na najbardziej epickie sprzęty, na niskopoziomowych (najniższych) instancjach trzeba pracować…. lekko licząc to ze 2-3 lata bez wydawania. Ktoś miał fantazję.

Ciekawym, lecz zupełnie niepotrzebnym dodatkiem są pory dnia. W Zwifcie, gdy podczas jednej jazdy zaliczam przynajmniej dwa zachody słońca, co urozmaica to trochę widoki. W ZYCIU rozwiązano to zupełnie bez sensu. Jasno (a przez to najprzyjemniej) jest w czasie, gdy nikomu nie jest to potrzebne. Niektóre wersje zostały dodatkowo zepsute i zdarza się jechać przez pół roku non-stop bez zachodu słońca (na szczęście kopie te trafiły w miejsca, w którym tak czy siak, zepsuty termostat nie pozwala na komfortową jazdę).

 

„Life is hard and it gets worse and worse and worse.”

 

Wracając jednak do samej jazdy… Jesteśmy na 30. kilometrze. Zamiast nudnych widoków i ciągłych interwałów spowodowanych koniecznością wybierania trasy na każdym skrzyżowaniu pojawia się pole. Pole i nic więcej – wyraźnie widać, że designerzy olali wersję „mazowsze edition” i wkleili drogę w puste pole od czasu do czasu dodając lekki zakręt. Krzyczę do Sylwii żeby podała picie i zmniejszyła nawiew – nic się nie dzieje. Pobliskie avatary patrzą na mnie jak na przygłupa.

Koniec treningu, 122TSS, można iść do wanny. Przestaję pedałować, czekam aż rower się zatrzyma, schodzę. Jestem gdzieś za Nowym Dworem. WTF. Kumple mówili, że nie ma przycisku, który odpowiada za zawracanie przy 40km/h, więc to olałem. Przecież wszystkie drogi miały prowadzić na start. Zdejmuję tylne koło, obracam rower, zakładam koło – pedałuję znowu, w drugą stronę. Po drodze parokrotnie próbują wylogować mnie z mojego ZYCIA gracze innych aplikacji. Taka interdyscyplinarność nie ma sensu – zmagania z graczami w samochodach i autobusach to jak walka na padzie w Counter Strike’a przeciwko myszce i klawiaturze.

 

„Life is hard. After all, it kills you.”

 

Następnym razem sprawdzę może wersję „ŻYCIE: Offroad”, ale też nie spodziewam się niczego dobrego. Ewentualnie „ŻYCIE: Liguria’s Sunlight„.
W każdym razie dopóki nie uzbieram na wystarczającą ilość dodatków i rozszerzeń wracam do Zwifta.