Są na świecie rzeczy niezmienne. Zimą jeździ się na Kanary, bo tylko tam jest ciepło. Na Teneryfie podjeżdża się Teide, na Gran Canarii Pico de las Nieves, a wiosną jedzie się do Calpe, aby wrzucać zdjęcia z Col de Rates. Lato daje trochę więcej możliwości, ale pewnie nie obejdzie się bez Alp, a jak Alpy to Stelvio i Mortirolo. My to wiemy i wydaje się nam oczywiste. Co jeśli jednak jedziemy gdzieś na dłużej albo jako młody padawan kolarstwa nie zdążyliśmy jeszcze dowiedzieć się, gdzie należy jechać? Jak znaleźć najlepsze trasy kolarskie, wybierając się w nieznane?
“O! Fajną trasę zrobiłeś, a byłeś już na…?”
Wiecie jak jest – jedziecie na 3 dni wywczasu, wjeżdżacie Stelvio, robicie kilka epickich fot, a pod nimi pierwszy komentarz brzmi: “fajny podjazd, ale z drugiej strony był znacznie ciekawszy” i konsternacja. Ewentualnie “Stelvio jest spoko, ale kawałek dalej jest bardzo fajny i mało popularny podjazd”. Cóż, gdyby ten komentarz pojawił się dwa dni wcześniej, może udałoby się go sprawdzić. Cały wyjazd w gruzach, bo pozostaje niesmak, czy może przegapiłeś coś świetnego, czego sprawdzić już nie zdążysz. Ewentualnie mieszkasz sobie w Bormio, skąd masz najlepsze i najbardziej znane, epickie trasy na wyciągnięcie ręki, a po powrocie słyszysz po raz pierwszy o Lago di Cancano, o którym jakoś nikt nigdy nie wspominał, a miałeś do niego 10 kilometrów. W dobie internetu, tysiąca blogów i portali kolarskich, setek aplikacji i setek tysięcy godzin filmów z rowerami w roli głównej takie sytuacje wydają się nieprawdopodobne, ale jednak.
Internet jest jak moja szuflada ze skarpetkami. Niby jest tam bilion skarpetek, niby wiem, że większość ma parę, ale jak przychodzi co do czego, tracę 20 minut żeby ją znaleźć. Jak sobie poradzić w tych ciężkich czasach chaosu i zalewu śmieciowej informacji. W czasach, gdy zamiast informacji o tym, jaką przejechałem pętlę, ważniejsza jest moja głowa na zdjęciu albo notka gdzie zatrzymać się na kawę. Oto kilka rad.
1. Strava
Strava to kiepskie narzędzie, przynajmniej z punktu widzenia bardzo ambitnego turysty. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo jak to mówią w korpo: jak jest dużo treści to reszta zrobi się sama – jest content, są klienci, są dane, pozostaje kwestia odpowiedniego zaprezentowania ich . W tym przypadku aplikacja daje ciała na całej linii, ale jest kilka sposobów na poradzenie sobie z tym.
Local
Jeśli wybieramy się do jednego z 12 najpopularniejszych miast świata, sprawa jest prosta. Wchodzimy na Local, wybieramy miejscowość, rodzaj aktywności (rower lub bieg) i wyskakuje nam kilka obowiązkowych do przejechania pętli wraz ze zdjęciami i krótkim opisem. Rozwiązanie idealne – o takich stronach marzę.
Strava Segments
https://www.strava.com/segments/explore/
Jadąc w nowe miejsce prawie zawsze zaczynam od obejrzenia segmentów w okolicy. Zaznaczam “cycling” oraz ograniczam się do tych oznaczonych jako “1” oraz “HC” (lub odpowiednio mniej, jeśli okolica płaska… tylko czemu ktoś miałby jechać gdzieś, gdzie jest płasko?). Mając kilka segmentów można już myśleć o łączeniu tego w sensowne pętle. Pięknym by było, gdyby taki segment miał możliwość dorzucenia jakiegokolwiek komentarza lub chociaż otagowania czy jest szosowy czy terenowy. Sposobem na obejście tego, jest przegląd kilku najlepszych czasów na nim i szybka weryfikacja czy był przejechany szosą czy mtb (sprawdzenie aktywności, podczas których wynik został wyśrubowany).
Route builder
https://www.strava.com/routes/new
Jeśli mamy już znalezione segmenty, które chcemy połączyć w pętle z pomocą przychodzi Strava Route Builder. Narzędzie przydatne, ze względu na opcję “Use popularity”, która ciągnie tracka po najczęściej uczęszczanych drogach. Są jednak miejsca, w których przeważają aktywności terenowe i zdecydowana większość tras przeciągnięta zostanie po szlakach turystycznych. Przykładowo na Gran Canarii: opcja sprawia, że praktycznie każda z wyznaczonych w ten sposób tras szosowych staje się nieprzejezdna. I nie mam tu na myśli “nieprzejezdna, ale da się”, a po prostu “nieprzejezdna”.
Strava routes
https://www.strava.com/activities/search
google: site:strava.com/routes nazwa_trasy
Największą bolączką Stravy jest to, że mimo 304 milionów aktywności wrzuconych w w 2016, ale nic nam to nie daje. Istnieje co prawda wyszukiwarka, która w danym obszarze i podanymi kryteriami (dystans, czas, przewyższenie) zwraca nam wszystkie aktywności, ale to jednak trochę tak, jak wysypanie wszystkich naszych wspomnianych wcześniej skarpetek na ziemię. Gdyby dało się to posortować po jakiejś ocenie albo wyciągnąć zdjęcia na ekran z wynikami wyszukiwania, byłoby sporo łatwiej. Oczywiście najłatwiej byłoby, gdyby ludzie nazywali porządnie swoje aktywności, a nie “baza, dzień trzydziestydrugi: 4 x 76% FTP x 5min”. Strava NIE OFERUJE jednak wyszukiwania gotowych tras zamiast aktywności, co jest według mnie karygodne. Jest jednak na to niezbyt wygodne obejście!
Do wyszukiwania możemy wykorzystać fakt, że strony z trasami są indeksowane przez google i tak też możemy je znaleźć. Bez żadnych dodatkowych kryteriów, ale czasami to wystarcza. Jeśli chcemy np. znaleźć trasę wyścigu Tatry Tour (czyli objazdu całych Tatr), wchodzimy na google i wpisujemy: site:strava.com/routes tatry tour. Badam-tss, pierwszy wynik to właśnie to. Tak samo jest z innymi wyścigami i popularnymi trasami:Cyklogdynia, Gran Fondo Stelvio itp.
Flybys:
http://labs.strava.com/flyby/viewer/
Jeżeli wyszukiwarka nie daje nam oczekiwanych wyników, jest jeszcze jeden sprytny sposób, aby sprawdzić jak jeżdżą ludzie w okolicy – funkcja flybys. Po pierwszej jeździe w nowym miejscu sprawdzić możemy kogo mijaliśmy i jak jechał. Otwieramy kilka do kilkunastu losowych aktywności i licząc na to, że trasy zostały sensownie nazwane, możemy poszukać tej jednej, jedynej.
Global Heatmap:
http://labs.strava.com/heatmap/
Heatmapa to narzędzie umieszczone tutaj trochę na siłę. Za jej pomocą przejrzeć możemy, które trasy są najczęściej uczęszczane w okolicy. Przy odrobinie zaparcia, w okolicach Warszawy dopatrzeć się można najpopularniejszych szlaków kolarskich takich jak połówka Kampinosu, wzdłuż Wisły do Niebieskiego Mostka, czy legendarną Górę Kalwarię.
2. Ride with GPS
Wyszukiwarka trochę podobna do tej ze Stravy – na podstawie podanego miejsca, minimalnej długości oraz minimalnego przewyższenia wyszukuje nam trasy. Różnica jest jedna i to kluczowa: RwG pokazuje trasy a nie aktywności. Mało tego, na liście wyników są od razu zdjęcia, krótki opis i mapka – wszystko czego potrzebujemy. Żeby było śmiesznie, testuję wyniki dla Warszawy i większość z nich jest naprawdę dobra (i utworzona przez osoby, które znam, albo przynajmniej kojarzę).
3. Map My Ride
Takie Ride with GPS, tylko gorsze ze względu na dużo mniejszą bazę dla naszych okolic oraz dużo mniej rozbudowaną listę z wynikami wyszukiwania. Dodatkowo strona ma funkcję “Route Genius”, która na podstawie zadanych kryteriów generuje nam jedną, pasującą trasę.
4. Altimetr
Podstawa każdego polskiego kolarza-ekstremisty. Baza podjazdów zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Każdy z nich zawiera opis oraz szczegółowe dane. Mało tego, wszystko podzielone jest pięknie na regiony oraz pogrupowane w różnego rodzaju rankingach. Jedziesz w Tatry? Szukasz takiej kategorii i “bach!” wyskakują Ci najdłuższe, natrudniejsze, najwyższe, najbardziej strome, z największym przewyższeniem w okolicy. Potem już tylko łączysz je w jakąś pętlę i jazda.
5. Google Maps
oraz Google Street View. Obowiązkowe narzędzia każdego turysty oraz awaryjny ratunek, gdy wszystko inne zawiedzie. Nie wiesz czy jest asfalt albo czy droga jest ładna? Odpalasz Street View albo po prostu mapę z widokiem satelity i maksymalnym przybliżeniem. Dodatkowo, dzięki panoramom coraz częściej umieszczanym w internecie, często da się ustrzelić miejsce, dla którego warto opuścić asfalt na kilkaset metrów i wejść na skarpę lub półkę skalną, z której rozpościera się świetny widok. Czasami rzucając ludzika w losowe miejsca, można natknąć się przypadkiem na doskonałe miejsca. Szczególnie jeśli robisz to w miejsca, gdzie droga zakręca podejrzanie dużą ilość razy na podejrzanie krótkim odcinku.
6. Bike Map
Całkiem niezłe narzędzie, ze sporą ilością tras (podobno ponad 3 miliony), z bardzo przyjaznym interfejsem oraz najważniejszymi kryteriami wyszukiwania: długością, wysokością, lokalizacją oraz typem roweru. Generalnie wszystko to, czego możemy potrzebować, a nawet więcej… i tu pojawia się problem. Więcej, bo ponad 3 miliony – jeśli wyszukuję sobie najlepsze trasy na Teneryfie, to naprawdę nie zależy mi na tym, aby serwis proponował mi 173 różne możliwości. Chciałbym zobaczyć 5… no może 10 takich top-top. No bo skąd mam wiedzieć, którą z tych setek mam wybrać? Wychodzi na to samo co losowe wyznaczanie na papierowej mapie. Za dużo możliwości sprawia, że wracamy do początku wpisu.
6. Internety
Niesamowite prawda? ;) Okazuje się, że na praktycznie każde pytanie, które przyjdzie nam do głowy, ktoś już gdzieś w internecie udzielił odpowiedzi. Nawet jeśli nie możemy tego znaleźć, pytanie można ponowić na dowolnej z setek grup kolarskich na fejsie i ktoś nam na pewno podlinkuje gotową odpowiedź z uwagą, aby używać googli. Na blogu dostaję średnio ze 3 pytania dziennie, na które odpowiedzi udaje mi się znaleźć w ciągu pierwszej minuty poszukiwań. Niestety, coraz więcej blogów i stron, zamiast opisywać fajne trasy, skupia się bardziej na coachingu oraz filozoficznych wywodach jak żyć, by być szczęśliwym. W dalszym ciągu jednak wpisując “best cycling routes in <<miejsce>>” trafimy na fora, na których ludzie doradzają dziesiątki miejsc.
7. Lokalsi
A kiedy wszystkie cyfrowe wynalazki zawiodą, pozostaje nam klasyczny, XX-wieczny sposób – taki lamerski, analogowy. Zatrzymaj się przy nadmorskiej (lub położonej w okolicach najwyższego szczytu w okolicy) kawiarni i złap tam kolarza. Wiecie, takie kafejki to trochę jak leśne paśniki dla jeleni. Nikt tak dobrze nie doradzi fajnych tras, jak starszy, najlepiej emerytowany gość na trekingu. Jeśli nie możesz takiego znaleźć, udaj się po prostu do najbliższego serwisu rowerowego i tam zapytaj.