To będzie krótki wpis. Możliwe że nawet najkrótszy ze wszystkich naszych wyjazdowych relacji. Na Wielkanoc szukaliśmy czegoś blisko – najlepiej tak do 2-3 godzin jazdy od domu. Niedawno wróciliśmy z Czarnogóry, a w tym tygodniu wylatujemy do Albanii, więc ciężko o dobrą logistykę. Chcieliśmy coś prostego, niewymagającego, nieabsorbującego i oczywiście TANIEGO. Wybór okazał się niecodzienny: Wyspa Uznam. To tam gdzie Świnoujście i kawałek w stronę naszych ukochanych, zachodnich sąsiadów.
Wyspa Uznam jest prawdopodobnie najbardziej oddalonym miejscem od Warszawy w całym kraju. Ponad 650 kilometrów i minimum 6,5h jazdy. Dodajmy do tego fakt, że jedziemy po najdroższej w kraju autostradzie oraz fakt, że:
NIGDZIE, NIGDY NIE BYŁO TAK DROGO
i już wiemy, że nasz plan wyszedł tak samo, jak zwykle. Żeby nas Niemcy nie bili, zabieramy prawdziwie Niemieckie rowery: Canyon Grail. Z nazwy brzmi jak działko przeciwlotnicze, z wyglądu jak dwupłatowy samolot Hannover CL-II z wydziału Hawa Abteilung Flugzeugbau w fabryce Hannoversche Waggonfabrik. Jeśli przeczytałeś te nazwy i obudził się w Tobie odruch ataku lub ucieczki, wyspa Uznam prawdopodobnie nie jest dla Ciebie.
Zaczęło się od booking.com – jak zawsze. Na dzień dobry strzał w twarz i wita mnie piękny komunikat:
W wybranym terminie Świnoujście stanowi popularny cel podróży (97% zarezerwowanych obiektów).
Robię minę WTF i zaczynam googlać. Myślę, że to może tak bardzo “alternatywny” cel podróży, że baza noclegowa jest niewielka. Rzeczywistość jest prostsza i dużo bardziej bolesna.
Rocznie do Świnoujścia przyjeżdża tak pod 3 miliony turystów. To 25% liczby osób, które odwiedzają, opisywane niedawno Maroko (które jest atrakcją zdecydowanie mniej zależną od sezonu). Świnoujście jest również w czubie rankingu miast, w których turyści zostawiają najwięcej pieniędzy. Przypomnijmy tylko – mówimy o mieście, które ma nieco ponad 40 000 mieszkańców (mniej niż Otwock). Znalezienie w sezonie noclegu, to nie lada wyzwanie, a przecież przyjeżdżamy na długi weekend.
Ameryka jest tutaj.
Co mam na myśli mówią, że drogo? Jeśli szukacie noclegu np. z soboty na niedzielę dla 2 osób to ceny zaczynają się od niecałych 400zł za dobę w ośrodkach/hotelach i 300zł za dobę w pojedynczych pokojach.
Stosując wyższą szkołę cebulologii, wykorzystującą zaawansowane techniki sprawdzania wszystkich możliwych wariantów na wszystkich możliwych portalach, oraz wachlowania datami udaje nam się znaleźć nocleg za 550zł. Warunki klasyczne-biedackie: pokój ze stoikiem i lodówką i łazienka na korytarzy. Ja wiem, że święta, ale przecież jest kwiecień!
Wyjazd cenowo wychodzi jakoś tak:
1100km autem: 350zł za benzynę
Autostrady: 2 razy po 79zł (?!)
Nocleg (3 noce w pokoju ze współdzieloną łazienką): 550zł
(i to jest cena ZDECYDOWANIE poniżej średniej. Myślę, że normalne noclegi zaczynają się od dwukrotności tego. LINK DO OBIEKTU MONISZKI24)
Obiad w losowej knajpie, czyli 2 razy zupa plus 2 razy pizza (taka zwykła, choć dobra): około 100zł
Kanapka ze śledziem na niemieckim wybrzeżu: od 2,5€
Ciasto w niemieckiej kawiarni (z talerzykiem i łyżeczką): 2€
Danie główne w niemieckiej knajpie/kawiarni (jakaś ryba/kotlet z jajem itp): ~15€
Razem: milion. (obliczenia dokonane przez Pandę, możliwe są więc drobne zaokrąglenia)
Jeśli chodzi więc o ceny noclegów i żywności w restauracjach oceniłbym to na okolicę San Francisco, bo w większości hoteli w pobliżu Parków Narodowych w Stanach było jednak taniej.
No ale nie samymi cenami przecież się żyje… powiedziałem ja, nigdy.
Świnoujście, czyli high life i billige zigaretten
Świnoujście składa się z 3 regionów:
Blokowiska – jak w każdym polskim mieście
Promenady – takiej jak w większości nadmorskich miejscowości, ale trochę bardziej. Jest tu mniej typowego, świecącego szajsu, a więcej nowoczesnych hoteli, restauracji i nawet lody i kebaby jakby takie bardziej luksusowe. Towarzystwo też takie jakby bardziej.
Strefy przygranicznej, gdzie na każdej budzie (buda to dobre słowo) znajdują się ogromne napisy: Zigaretten, Billig!, Wechselstube itp.
Bo tak, będąc w Świnoujściu jest poważny problem, aby ocenić, czy to dalej Polska, czy już Niemcy. Nawet słuchając rozmów na ulicach. Poza tym są Żabki, Lidle, Biedronki, Kauflandy i wszystko inne, co do przeżycia potrzebne.
Dlaczego ludzie jeżdżą do Świnoujścia? Nie wiem.
Może dlatego, że inni ludzie jeżdżą do Świnoujścia.
…a może po prostu jara ich fakt, że popłyną za darmo promem, bo tylko tak można się tam dostać (to znaczy na tę prawilną (lewilną?) część)
Jeśli chodzi o atrakcje polecane w internecie, to mamy na przykład wiatrak na molo. Fajne nawet, wiatrak taki, tylko się nie kręci. No i stoi na molo. Mamy najszerszą plażę w Polsce i podobno najbardziej słoneczne miejsce również. Mamy też forty i zabytki, przykład fortu (Fort Anioła), który przyciąga turystów na zdjęciu poniżej.
Myślę, że Świnoujście spokojnie mogę uznać, za najbardziej przepłacone miejsce w życiu, ale może po prostu nie jesteśmy odpowiednim targetem.
Czy u Niemca wszystko jest lepsze?
Tam, gdzie kończy się Świnoujście, zaczynają się Niemcy (kraj, bo Niemcy jako naród są tu wszędzie).
Na internetowych blogach przeczytać możemy o szoku kulturowym. O tym, że u nas jest festyn i badziewie, a zaraz za granicą jest high-life i pełna kultura. No cóż…. nie. A na pewno nie, gdy porównujemy z nimi Świnoujście, które jest jednak dużo bardziej zachodnie niż Ustka/Łeba/Rowy/Mielno i tak dalej.
Owszem, jest nieco bardziej niemiecko. Brakuje tych poukrywanych, charakterystycznych budek, okolica wydaje się bardziej schludna, średnia wieku jest na oko 3 razy wyższa (okolice 150 lat), ale nie nazwałbym tego szokiem. To, co zaskakuje na dzień dobry, to architektura zabudowań. Nowoczesne hotele oraz kwadratowe domki-klocki są tu zastąpione przez ogromne, XIX-wieczne wille. Połączenie tego typu budynków, promenady i szerokiej plaży robi naprawdę dobre wrażenie, a przede wszystkim, jest spójne (czyli dokładnie odwrotne niż nasza samowolka). Wszystko oczywiście zalane jest ludźmi, a jeśli myślicie, że same promenady to jest szczyt elegancji oraz dobrego smaku, zapraszam do zdjęć:
Najważniejszą zaletą niemieckiego wybrzeża są kanapki ze śledziem. Kropka.
Podstawowa kanapka składa się ze świeżej, chrupiącej kajzerki, cebuli, sałaty oraz śledzia. Kosztować powinna 2,50€, a jeśli ktoś chce więcej, można ją olać i jechać 10 metrów dalej. Zasadniczo do wyboru są dwa warianty: Matjas (od maagden haring, czyli śledź dziewiczy) oraz Bismarck (czyli marynowany). W naszej ocenie Matjas jest nieskończenie wiele razy lepszy. Tu warto dodać, że prawdopodobnie wszystkie Matjasy jakie jemy na co dzień, to nie są prawdziwe Matjasy, a po prostu a’la Matjas, czyli “prawie jak“. Traktuję to jak słynne koszulki kolarskie za 100zł: “repliki, wyglądają jak prawdziwe”.
Po cichu, ze wstydem, przyznać jednak muszę, że nie widzę dużej różnicy pomiędzy filetem śledziowym a’la Matjas premium Lisnera z Biedronki (geniusz!), a tym oryginalnym. Jedyna różnica jest taka, że na rowerze wszystko smakuje lepiej – podobnie jak na promenadzie z widokiem na morze.
Wyspa Uznam okiem internetowych blogerów
Przejdźmy do mięsa, bo przecież nie przyjechaliśmy tu kulać się po promenadzie (chyba).
O wyspie Uznam nie wiedziałem nic. Do końca nie wiedziałem nawet, że ona istnieje. Coś mi tam gdzieś w głowie kołatał jakiś tekst z SZOSY, ale pewny nie byłem. Jak się już pewnie domyślacie, wyspa na wschodzie zaczyna się Świnoujściem, i ciągnie niecałe 30 kilometrów w stronę Niemiec. W sumie ma powierzchnię 445 km², czyli mniej niż Warszawa.
Na wyspę przyciągnęły nas hiper-pozytywne teksty w internecie, wyglądające jakoś tak:
cytat z krytykakulinarna.com:
Przysięgam, że dawno żadnym miejscem nie jarałam się aż tak. To jest total i wiem, że mimo najszczerszych chęci zdjęcia nie oddają nawet ułamka tego klimatu. Uznam jest fenomenalnym kierunkiem na weekend lub wakacje dla każdego, kto łaknie spokoju, kontaktu z naturą i… najlepszych śledzi na świecie!
Potem naoglądaliśmy się zielono-błękitnych zdjęć ze zwierzętami, domków ze strzechą, idealnych asfaltów, tras rowerowych i wiedzieliśmy, że trzeba to sprawdzić. Co oczywiście jest kłamstwem, bo przekonały nas śledzie. Dopiero później sobie przypomnieliśmy, że zdjęcia to inna rzeczywistość.
Według internetu, po niemieckiej stronie wszystko jest lepsze. Plaże ładniejsze, woda bardziej niebieska, ludzie bardziej uprzejmi i w ogóle jest to idealne miejsce na weekendowy wypad. Szybko przypominamy sobie, że tego typu teksty piszą ludzie, którym ktoś za coś zapłacił i jakiekolwiek zderzenie z naturą, po wyjściu z fabryki, jest dla nich przeżyciem paranormalnym… nikogo nie obrażając. Podejrzewam, że gdyby pokazać im prawdziwą, mazowiecką wieś kilkadziesiąt kilometrów pod Warszawą (weźmy takie okolice Garwolina) byliby w szoku.
Nasze zderzenie z rzeczywistością okazuje się… ciężkie. Ciężkie, bo sami nie wiemy, jak jest.
Wyspa Uznam – jak jest naprawdę?
Na dzień dobry ostrzeżenie: najwyższym szczytem jest Golm (69 m n.p.m.), więc człowiek z Mazowsza poczuje się jak w domu.
Pierwsze co uderza, to liczba ludzi nad morzem – to może być oczywiście wina długiego weekendu, na który tu trafiamy, lecz podejrzewam, że w sezonie letnim jest identycznie. Drugie uderzenie, to stosunek liczby rowerzystów do pieszych, obstawiam, że jakieś 30-50%. Wyspa Uznam jest rowerowym rajem.
Powodów jest kilka, lecz najważniejszy z nich to oczywiście infrastruktura. Ścieżek i tras rowerowych jest tu masa i prawdę mówiąc, ruszyliśmy zupełnie bez nawigacji, kierując się zazwyczaj jedynie strzałkami. Główne jezdnie to idealne asfalty (takie idealne-niemieckie) i poza dwiema głównymi drogami (żółte na mapach: 110 i 111) są praktycznie puste, a mimo to, trasy rowerowe są poprowadzone poza nimi. Biegną głównie asfaltem, równą kostką, czasem terenem lub piachem – do wyboru, do koloru. Jeśli chcesz zrobić trening szosowy to zrobisz, ale prawdopodobnie złamiesz od czasu do czasu prawo omijając biegnącą obok ścieżkę.
Dodajmy do tego rozbudowany system wypożyczalni rowerowych (taki odpowiednik Veturillo), które są praktycznie wszędzie i mamy przepis na sukces.
O ile nadmorskie ścieżki to rowerowa masa krytyczna i tłok jak w lipcowy wieczór na warszawskiej ścieżce przy Wiśle, to wszelkie trasy wgłąb wyspy opanowane są jedynie, przez mijanych co kilkanaście minut sakwiarzy oraz starsze osoby, dysponujące mocą przekraczającą 300W.
Gdyby od Kaszuba odkupić górki za euro…
Na Uznam jest ładnie, ale powiedzmy sobie szczerze, wiosną ładnie jest wszędzie. To takie trochę Mazury, trochę Kaszuby… gdyby zabrać im górki, a w zamian rzucić trochę pieniędzy. Jest czysto i porządnie – przypomina to nieco Holandię. Trawa zielona, rzepak żółty, wioski bez reklam i ze spójną zabudową, koniki, kózki, owce, czasem jakiś struś – dokładnie tak, jak na wsi powinno być. Tylko że nam brakuje trochę tych pagórków.
To nie to, że jesteśmy patologami i jeżdżąc po płaskiej drodze cierpimy – przykład okolic Amsterdamu pokazał, że tak nie jest. Po prostu lekko pofalowany krajobraz jest nieskończenie wiele razy ciekawszy. Chwilę zajmuje nam zrozumienie, że po prostu nasze postrzeganie świata, jest już nieco zaburzone przez częste wyjazdy i oceniamy wyspę przez pryzmat wielogodzinnej jazdy samochodem, a to nieuczciwe. Wyspa Uznam po prostu nie jest dla nas.
Może i jest normalnie, ale za to super drogo.
Gdybym miał wybierać, wolałbym pojechać na Kaszuby, czy nawet w okolice opisywanego jakiś czas temu Słupska, w którym jest to samo, tylko ciekawiej… może nawet na Mazury! W takiej Ustce też jest plaża (mniejsza) i morze (to samo), ale są też klify, które dodają spacerom sporo uroku. Problem w tym, że nie mogę polecić tych miejsc każdemu, bo nie chcę mieć ich na sumieniu, gdy zostaną rozjechani przez mleczarkę (cysternę w sensie).
Wyspa Uznam jest doskonałym miejscem, jeśli:
Nie jeździsz rowerem wcale i nawet roweru nie masz. Tutaj będziesz bezpieczny, wypożyczysz sprzęt i kierowcy Cię nie zabiją (prawdopodobnie)
Szukasz miejsca, po którym możesz pojeździć z dzieciakami (licząc na to, że żaden kolarz nie rozjedzie ich na zatłoczonej, nadmorskiej ścieżce… ale co by tam robił kolarz?)
Chcesz pojeździć z dzieckiem w przyczepce. Brak gór, dobra infrastruktura i ogólna bezstresowość powinna być kluczową zaletą.
Masz rower trekkingowy i chcesz się po prostu “na relaksie” pokulać z druga połówką, aby odpocząć od korpoludzi, tłoku i hałasu.
Masz za dużo pieniędzy… bo pytanie, czy gdzieś dalej, w głębi Niemiec, nie będzie tak samo, ale taniej. A może Bornholm albo Rugia?
Lubisz dobrego śledzia.
Masz Bromptona i nie wiesz, gdzie nim jeździć
Chcesz zacząć przygodę z sakwiarstwem, ale “trochę się cykasz”.
Wracamy z nieco mieszanymi uczuciami i ciężko mi zrobić uczciwy wpis. Siedzę nad podsumowaniem i dochodzę do wniosku, że zdecydowanie nie jestem odpowiednią osobą, aby o wyspie wypowiadać się w obiektywny sposób. My w każdym razie, na wyspę Uznam nigdy raczej nie wrócimy, a do Świnoujścia na pewno.
*tekst pisany jest przez ignoranta. Na wyspie jest masa ciekawostek kulturalnych i architektonicznych: zabytki, kościoły, muzea jak również sporo atrakcji dla rodzin z dziećmi. Aby o tym poczytać, polecam innego, bardziej merytorycznego bloga.
**zmieściłem się w 2000 znaków! Brawo ja!
***wszystko jest nieważna, a wycieczka została zaliczona do udanych, bo odwiedziliśmy też Szczecin i ulicę Rydla – kto grał we Franko, ten wie!