Dzień dobry Państwu. Anonimowi ludzie z internetu donoszą, że jeśli nie podsumuje się minionego roku, nie należy zaczynać kolejnego. Postanowiłem więc obnażyć trochę wewnętrzną stronę tego bloga. Jeśli nie interesują Was cyferki i wykresy internetowe, spokojnie możecie ten wpis pominąć.
Blog.
Nowe wpisy pojawiają się wyjątkowo rzadko. W roku 2017 na blogu pokazało się ich 57. Niby niewiele, ale dla mnie jest to liczba kosmiczna. Dlaczego?
Spójrzmy na to tak. Po pierwsze, weźcie do ręki dowolne czasopismo rowerowe i zobaczcie, ile w każdym numerze jest pełnoprawnych artykułów. Od razu podpowiem, że zazwyczaj mniej niż 20, zdecydowana większość z nich nie przekracza kilku tysięcy znaków. Najdłuższe teksty na tym blogu mają również kilka tysięcy… ale wyrazów. Szacun dla każdego, komu udało się przeczytać np. naszą relację z Azorów – było tam prawie 45 000 znaków. Dla porównania: Pan Tadeusz składa się z 68 682 wyrazów. Jeden tekst zajmuje mi od kilku do kilkudziesięciu(!) godzin (wliczając w to obróbkę wizualną).
W siodle spędziłem w tym roku blisko 700 godzin, do tego po kilkadziesiąt pływania i biegania oraz praca na pełen etat. Nie wiem dokładnie ile biegałem i pływałem, bo mierzę to od niedawna, ale może to lepiej. Bardzo chciałbym bardziej rozwinąć bloga, ale niestety, połączenie tego ze swoim sportowym hobby nie jest możliwe. Potrzebne są kompromisy, a mając do wyboru rower i bloga – wybieram rower.
Blisko 700 godzin w siodle, ani jednego wygranego wyścigu. W ciągu tych godzin mógłbym nauczyć się płynnej rozmowy w 2 obcych językach, ogarnąć nowe umiejętności, aby zarabiać 2x więcej, zrobić masę niczym ratownik z Baywatcha… ale czy wtedy byłbym równie zadowolony z minionego roku?
Jedyną możliwością na większą ilość wpisów jest dzielenie ich na mniejsze kawałki, czyli: Azory – logistyka, Azory – trasy część I, Azory – trasy część II, Azory – informacje praktyczne. To także skutkowałoby zwielokrotnieniem liczby odwiedzin na blogu. Tak się nie stanie. Długie teksty odstraszają, ale to cecha charakterystyczna tego bloga. Dzięki temu wśród czytelników panuje dużo wyższa kultura niż średnia internetowa.
Wprawne oko zauważy, że ilość tekstu w artykułach na blogu, porównywalna jest w skali z ilością tekstu w artykułach ukazujących się w pełnoprawnych, drukowanych publikacjach kolarskich… choć wiadomo, że nie powinno się tego porównywać.
Kilka tekstów ukazało się jak zwykle w magazynie SZOSA. Pisanie do czasopisma to coś zupełnie innego. Zamiast siedzieć i pisać rozległe głupoty, muszę to ścieśniać i stresować się wieczorami, czy nie palnąłem jakiejś głupoty, którą na blogu dałoby się szybko edytować. Podziwiam redaktorów pism drukowanych.
Najbardziej angażującymi do dyskusji słowami w tym roku były: Factor oraz Rose. Przypadek? Nie sądzę ;-)
Na Facebooka wrzuciłem łącznie 245 postów, które zostały skomentowane przez 1498 osób. Średnio 15 komentarzy, 3 share’y i 169 reakcji na każdy z nich.
Najpopularniejszymi wrzutkami są w kolejności: zaśnieżona droga do pracy, wybór roweru dla Pandy, wywrotka na Rondzie Babka, świecące jajka z Chin jako lampka, jedyny start w wyścigu MTB
Najsmutniejszym postem, jak nietrudno się domyślić, było zdjęcie pustych trybun Mistrzostwach Polski na torze. Na tor zawsze można liczyć. Też mnie to nawet martwiło, do momentu, w którym zobaczyłem, że nawet zawodnicy mają w poważaniu dekoracje swoich konkurentów.
Pieniądze.
Gentlemani o pieniądzach nie rozmawiają, ale zawsze miło komuś zajrzeć w kieszeń.
Ile zarabia blog?
W minionym roku blog zarobił (czyt: otrzymał wpłaty pieniężne): 0,00zł.
Na fejsbukowe reklamy wydane zostało: 743,46zł
Ostatnio, w ankiecie na stronie Maratony MTB / XC tenże blog zajął zaszczytne, drugie miejsce. To trochę śmieszne, bo tematyka MTB/XC jest mi dość obca. Jestem daleko, daleko za Rowerowymi Poradami, do których ze względu na poruszane tematy nigdy się nie zbliżę. Posty poradnikowe, szczególnie dla nieco bardziej początkującej grupy kolarzy są zasięgowo kilometry przede mną. RP z kolei są (według mnie) daleko za Szajbajkiem, który prowadzi VLOGa. Dla obu panów blogi są poważnym (jeśli nie głównym) źródłem utrzymania.
Do ankiety mam sporo zastrzeżeń, jako że była skonstruowana tak, by promować przeciętniaków (co czytasz vs co najbardziej lubisz czytać). To jak zapytać: którą drogą jeździsz rowerem, zamiast: którą drogą najbardziej lubisz jeździć rowerem i na tej podstawie decydować o najlepszości. Można założyć jednak bezpiecznie, że blog jest w czołówce. Co cieszy, bo piszę rzadko i raczej niezbyt przyjaźnie na tak zwane jedno posiedzenie czytelnicze (if you know what I mean…).
Czy to jest dobre?
Oczywiście nie, to jest bardzo złe. Jak fakt, że nie zarabiam może być dobry? ;-)
Ale tak na poważnie: to zabija rynek i szkodzi innym, którzy z tego żyją lub chcieliby z tego żyć.
W ten sposób jednak najłatwiej zaistnieć nowemu graczowi w branży. Duże firmy zaczynają przenosić marketing z kiosków do internetu i chciałbym być na to gotowy. Chciałbym stać z rozłożonymi rękami i mówić: dzień dobry – zapraszam. Problem w tym, że robiąc rzeczy za darmo nikt nie traktuje Cię poważnie. Zarówno z punktu widzenia firm, z którymi się współpracuje, jak i czytelników.
A gratisy?
Jedyne na czym zarabiam to zaproszenia na jakieś prezentacje, sprzęt, który dostałem na testy i nigdy nie oddałem oraz jakieś gratisy w stylu kalendarz, czy skarpetki, żeby potem były widoczne na zdjęciach. Chociaż w przypadku wyjazdów też nie jest wesoło, bo wszystkie imprezy odbywają się zawsze w tygodniu (bo dziennikarze w weekendy mają weekendy), więc trzeba brać urlop z pracy – kalkuluje się to umiarkowanie.
Brać pieniądze, czy nie brać – oto jest pytanie.
Zadajmy sobie szybkie pytanie: czy lepsze są głośniki za tysiąc, czy za tysięcy dziesięć? Odpowiedź jest prosta: za dziesięć. Można na to pytanie odpowiedzieć nawet nie patrząc na parametry. Gdyby SZOSA rozdawana była na skrzyżowaniach jak metro, nikt nie traktowałby jej jako produkt premium. Mimo dokładnie tej samej zawartości. Gdyby kosztowała 2x więcej niż teraz, stałaby się automatycznie produktem jeszcze bardziej prestiżowym. Dlatego blogom jest ciężko, bo trudno traktować je poważnie.
Drugim problemem jest branie pieniędzy od firm, które przysyłają sprzęt na testy. O ile w przypadku małych rzeczy jest to proste, bo po prostu nie oddajesz, to z rowerem jest już problem. Bo co jeśli napiszesz coś złego?
W płatnych recenzjach rzadko kiedy pojawia się wyraźna krytyka. W blogach jest jeszcze gorzej, bo im bardziej pozytywną rzecz napiszesz, tym większa szansa, że ta opisywana firma wyshare’uje Twój tekst i będzie chętna do przyszłej współpracy. Same korzyści dla każdego! Ludzie widzą pozytywną opinię o sprzęcie, Ty docierasz do większej ilości odbiorców i masz darmową reklamę. Po co więc ryzykować?
Gorzej jeśli znajdziesz, nawet na siłę, trochę problemów. A problemy da się znaleźć zawsze. Mam przykłady firm, które po nielaurkowym opisie produktu nie odezwały się już nigdy więcej i uderzyły w inne – sprawdzone miejsca. No i to jest błędna pętla. Blogerów nigdy nie zabraknie, pism rowerowych pewnie też. Jeden wypada z listy, znajdzie się inny. W takich momentach cieszę się, że nie jest to moje źródło utrzymania.
To oczywiście opinia subiektywna, z którą zgadzać nikt się nie musi. Szczególnie, że rowery to wyjątkowy przypadek. Znam bardzo pozytywne recenzje i reklamy rowerów, o których każdy inny powiedziałby: jedzie jak drewno na wężu ogrodowym. Ale przecież jeśli komuś jedzie się na nim dobrze, to może faktycznie jedzie się mu dobrze? Jeśli pożyczam jakiś sprzęt, staram się go udostępnić minimum na kilka dni moim znajomym, z którymi mogę skonfrontować swoją opinię. To duże ryzyko, ale uważam, że tak wypada.
Płacić czy nie płacić – oto również jest pytanie.
Przygotowanie wpisu zajmuje mi od kilku do kilkunastu (lub nawet kilkudziesięciu) godzin. To są godziny pomiędzy 8-godzinną pracą na cały etat, a wolnym czasem na sport i życie. Traktuję to jako dodatkowe hobby, które bardzo lubię. Bo wyobraźcie sobie, że po kilkunastu godzinach nad wpisem, który chcesz pokazać światu… musisz za to zapłacić własnymi pieniędzmi. Tak działa Facebook – nienawidzę go :)
Staram się nie sponsorować wpisów. Rzucenie 2-5zł pomaga jednak czasem rozwinąć nieco skrzydła tym, które z nieznanych mi powodów gdzieś się zawieruszyły. Taką politykę przyjmę też na 2018 rok – max 5zł na każdy wpis.
Po co to robię – nie wiem, ale boli. Szczególnie jak się policzy, że za reklamowane kliknięcie w takiego linka trzeba zapłacić ze 20gr, a z perspektywy czasu nie daje to nic wymiernego. Dlatego staram się też powolnie odchodzić od Facebooka w stronę wyszukiwań z Googla i wejść bezpośrednich. Nie wiem jednak jak ogarnąć komentarze – jak zmotywować ludzi, aby komentowali na stronie nie na fejsie.
Tegoroczny brak reklam spowodował, że wejścia organiczne oraz bezpośrednie wyprzedziły sumarycznie te z social media:
A tendencja idzie w dobrą stronę, chociaż w dużej mierze jest to pewnie spowodowane rosnącą ilością materiałów i potencjalnego kręgu zainteresowanych. Dla wyszukiwań organicznych wygląda to tak:
Podobnie jest zresztą w przypadku rozrastania się fanpage’a na Facebooku. Nie płacisz – nie rośniesz… chociaż oczywiście duża szansa, że to po prostu ja robię coś źle. Można zawsze wrzucić śmieszny filmik z wywrotki i liczyć na to, że sam się rozejdzie. Tylko co z tego, skoro zapewni to głównie odbiorców z innych krajów. Śmieszny filmik z wywrotką dzieciaków, do którego użyłem kradzionej muzyki zobaczyło prawie 100k osób i został wyshare’owany z 700 razy.
Z drugiej strony zbyt duży przyrost jest niewskazany, bo pojawiają się wtedy komentarze wyjątkowo głupie od osób, których tam być nie powinno. Koszt jednego like’a dla fanpage’a to dla mnie między 20, a 30gr.
Czytanie i patrzenie
Co się czyta?
Ciekawostka. W pierwszej 14 najpopularniejszych wpisów nie ma ANI JEDNEGO tekstu o trasie / wyjeździe / rejonie. W sumie nie dziwię się, sam częściej czytam teksty o sprzęcie niż o miejscach.
W top 24 najczęściej odwiedzanych stron znajduje się jeden tekst dotyczący jakiegoś regionu (i to dot. logistyki, a nie tras, które opisane były w osobnym): Kolarska Teneryfa: rower, logistyka, ceny, ogranizacja
Najchętniej czytanymi wpisami są te o trenowaniu oraz o Zwiftcie. Potem te poradnikowo/felietonowe trochę o niczym, a trochę o aktualnych tematach, potem sprzęt, a potem wyścigi i trasy.
Ile się czyta?
Liczby za 2017r:
Spójrzmy na statystyki odwiedzin w tym roku w rozbiciu na tygodnie:
Wygląda to dość stabilnie zamiast wzrostowo, ale w przedziale kilkuletnim jest nieco lepiej:
Czy to dużo? Nie, to śmiesznie mało. Myślę, że bardzo chwytny tekst o życiu, które przypadkiem dostaje się na Wykop.pl jest w stanie spokojnie to wyrobić samotnie. Pewnie nawet dowolny bulwersujący tekst z chwytnym tytułem w stylu Rowerzyści nie chcą jeździć ścieżkami rowerowymi na jakimś dużym portalu wyprzedziłby ten wynik wielokrotnie.
Wzrost odwiedzin może być także spowodowany rosnącą grupą docelową. Nietrudno dostrzec rosnące zainteresowanie kolarstwem szosowym. Oto ilość osób oraz przejazdów słynnym podjazdem Lipkowska w Górze Kalwarii na przestrzeni lat:
Segment rozpoczynający słynna pętlę na Gassy nie wygląda już tak pozytywnie. Pięknie i swojsko nazwany the first sprint after warm-up przejechało o ponad 400 osób więcej niż w zeszłym roku, ale łącznych przejazdów jest o sto mniej. W dalszym ciągu są to jednak śmiesznie niskie liczby – mówimy o 2000 osób. Mowa oczywiście o osobach korzystających ze Stravy, ale myślę, że jest to zdecydowanie ponad połowa lokalnego świata kolarskiego. Dla przypomnienia – w każdym z dużych biegów w Warszawie startuje 5-cyfrowa ilość biegaczy.
Co się nie udało?
Gdybym za każdy nienapoczęty lub odpuszczony pomysł odkładał grosika, mógłbym się zatrudnić w osiedlowej Biedronce na kasie i przynajmniej przez rok nie być nikomu nic winny.
Chciałem na przykład wypuścić swój pierwszy ciuch. Czapka zimowa jakości premium, gotowa przed świętami – idealny prezent. Projekt zrobiony przez jolantao, która to odpowiedzialna jest również za moje logo. Wszystko dograne było nawet już z łódzką szwalnią, ale pokonały mnie formalności. Pełen zysk miał być przeznaczony na cele charytatywne, okazało się to nie takie proste…
Przez brak czasu, o którym wspominałem na początku wpisu, nie zawsze pamiętam, aby każdemu odpisać. Zapytań dostaję sporo: o wybór sprzętu, zaproszenia, prośby o udostępnienie, propozycje współpracy, prośba o jakieś zdjęcie w pełnej rozdziałce. Często odpisuje, że ogarnę to jak wrócę z pracy, a potem brakuje mi czasu. Każdego z osobna, komu nie odpisałem, serdecznie przepraszam. Trzymam się jednak zasady: nigdy nie udostępniam żadnego wydarzenia, w którym nie biorę udziału – przepraszam.
Chciałem w tym roku zorganizować wyjazd kibicowski na zawody przełajowe w Katowicach. Ogarnąłem tani autobus i pełną logistykę. Mimo grubego sponsorowania wydarzenia, w miesiąc zgłosiło się jakieś 14 osób, nic z tego nie wyszło. Porzuciłem wszystkie plany organizacji czegokolwiek, bo szkoda nerwów. Na lutowe mistrzostwa świata w przełajach jedziemy znowu małą, zgraną i pewną ekipą.
Nie pykło mi prowadzenie VLOGA. Zrobiłem trochę filmów, szczególnie pod koniec zeszłej zimy, do których bardzo chętnie sami wracamy nawet dzisiaj – pewnie dlatego, że mają formę rodem z rodzinnego video na VHS. Niestety, nagrywanie filmów nie idzie w parze z robieniem zdjęć i jeżdżeniem jednocześnie. Brakuje kilku rąk i dodatkowej pary oczu. Kilka filmów znajdziecie tutaj: LINK DO YOUTUBE’A.
Każdy bloger wyciąga wnioski, nie mogę być gorszy
Gdybyście widzieli ile razy rzucałem blogowanie, śmialibyście się do wieczora. Bo to jest tak: spędzasz 20 godzin nad wpisem, dobierasz kilkadziesiąt zdjęć z kilku tysięcy, układasz wszystko, prosisz swoją dziewczynę o sprawdzenie, udostępniasz, płacisz pieniądze, aby ludzie to zobaczyli, bo inaczej fejs utnie zasięg… dostajesz 60 lajków. 3 razy mniej niż człowiek, który przed chwilą wrzucił zdjęcie głowy na treningu i 5 razy mniej niż kolarka z ekspozycją swoich atutów ;) Nie dziwię się, sam w nich klikam. Masz ochotę rzucić to i zaoszczędzony czas przeznaczyć na spacer po pobliskim parku. Bo po co to wszystko i gdzie sens?
Udało mi się na szczęście z tego wyleczyć, przestałem przejmować się cyferkami (choć oczywiście dalej śledzę, aby wiedzieć, w jakim kierunku to zmierza). Bloga prowadzę jako hobby i dzięki niemu dowiaduję się więcej, o miejscach które odwiedziłem oraz mam porządek w zdjęciach. Forma na przyszłość pozostaje niezmienna. Teksty dalej będą długie i rzadkie oraz na tematy, które mnie interesują, a nie te, które się klikają. Postaram się jednak rozwinąć formułę szybkich wrzutek o sprzęcie, czyli 500 słów o, w takiej formie, aby faktycznie miały 500 słów. Takie wyzwanie dla samego siebie ;-)
Pozostają tylko 3 pytania:
Czy przeszkadzają Wam wpisy sponsorowane? (w sensie, że te same teksty, ale oznaczone jako “sponsorowany” na Facebooku, a co za tym idzie – wyświetlające się częściej)
Czy jeśli mogę dostać kalendarze / skarpetki / inne pierdoły od dystrybutora to czy je brać i organizować na fejsie konkurs, w którym można je wygrać?
Czy na blogu przeszkadzała Wam będzie reklama sprzętu rowerowego, z którego 100% zysku przeznaczone będzie na cele charytatywne?
10 wpisów, które mogliście przegapić
Na koniec drobne przypomnienie. Jeśli chodzi o najciekawsze rzeczy (subiektywnie) wrzucone przeze mnie w minionym roku:
Prawdopodobnie najbardziej egzotyczne miejsce, które dane nam było odwiedzić z rowerem:
Pierwszy wyścig MTB od wielu lat i jednocześnie wydarzenie, po którym psychikę leczyć musiałem miesiącami:
Odkrycie, że jedzenie jest znacznie przyjemniejsze niż ściganie się:
Nowy sposób na spędzanie wiosennych weekendów, czyli komplety 2x250km. Wakacje skompresowane do dwóch dni, na przykład:
oraz
Pierwsza w życiu jazda fatbike’ami, która także odcisnęła stałe piętno na naszych głowach:
Prawdopodobnie najgłupszy pomysł, na jaki można wpaść zimą – wybrać się w góry z rowerami przełajowymi:
Klasyk nad klasykami, wiosenne jezioro Garda:
Jezioro Garda: 10 miejsc, które Twój rower szosowy chciałby zobaczyć
Dwa wyjazdy do Stanów i jednocześnie pierwszy wpis w historii bloga, w którym nie ma nic o rowerach:
Witaj. Odpowiadam na Twoje pytanie 3 x Nie (lepiej brzmi ale tak naprawdę środkowe jest : może być” ). Przez ostatnie kilka lat zniknęło kilka blogów które lubię i przykro mi było z tego powodu a jak i Ty znikniesz to będzie mi bardzo przykro bo lubię co piszesz i jak piszesz ( no dobra i zdjęcia Pandy też ;-) ). Pozdrawiam w Nowym Roku
dzięki, chociaż były to bardziej pytania z ciekawości niż takie, od których byłoby jakkolwiek uzależnione życie bloga :-)
1. Nie
2. Tak!
3. Nie będą przeszkadzały, nawet jeśli miałbyś na tym zarabiać, na co uważam, że zasługujesz wkładając w bloga tyle pracy.
Odpowiadam na zadane na końcu tekstu 3xpytanie – NIE, NIE i NIE
Co do ogarnięcia komentarzy na blogu z komciami na fejsie, to może po prostu zmiana Disquas na system komentarzy od FB? https://developers.facebook.com/products/social-plugins/comments/?utm_campaign=social_plugins&utm_medium=offsite_pages&utm_source=comments_plugin
Tak, ale właśnie nie chciałbym tego robić. Zadziwiająca dużo osób nie używa Facebooka, a o nowych wpisach dowiaduje się z RSSów – fajnie, aby dla nich też była możliwość komentowania. Może kiedyś uda mi się wczytywać komentarze z fejsa do Disqusa ;-)
…ale jak to się nie sprawdzi w dłuższym okresie czasu, będzie trzeba to rozważyć
Wiem ile kosztuje tworzenie kontentu na blogu, ile to czasu wolnego trzeba spędzić na zdjęciach, filmach (i ich edycjach), ze o korektach nie wspomnę (ale od tego ma się odpowiednich ludzi). to wszyskko kosztuje (moze nie PLN ale jakby przeliczyć to na PLN per hour to wyjdzie całkiem niezły majątek)
Ale ciesze się, ze taki kolarski blog jak Twój istnieje w polskiej sieci. życzę dalszych sukcesów, dalszego rozwoju oraz ciekawych propozycji współpracy ;-)
odp na pytania:
1. NOPE
2. Ofkors
3. NOPE
ps. Co sądzisz o patronite’ach? pewnie myślałeś o czymś takim co? ale to musialbyś zrezygnować z etatu :P
Patronite jest spoko, wystarczy spojrzeć na Szajbajka: https://patronite.pl/szajbajk
Zmiana etatu na bloga nie wchodzi jednak w grę. Lubię tą pewność, że zimę też będzie dało się przeżyć bez głodowania :)
Z patronite to jest jeden szkopuł; musisz mieć plan na cały rok, który pozwoli na działanie bez konieczności zaciągania kredytu na swoje hobby. Nie twierdzę, że nie dałbyś rady a patząc na content i poza blogową dzialalność, zebrałbyś sporą grupę … Szajbajk ma wzloty i upadki (nie wiem czy obserwujesz go od początku ale przywrócił grupę bo … YT zablokował konta i kanaly, więc … $$$ poszedł).
ja z kolei wolę niezależność. i też, pewność ze będę miał z czego opłacić za nowe koła, ciuchy czy premium na strava ;)
1. Nie
2. Tak
3. Nie będą przeszkadzały, nawet jeśli miałbyś na tym zarabiać
1. NIE – często sam omijam i znika w czeluściach (bo przeczytam po pracy a potem zapominam),
2. IDK – jak powiem że tak, to będzie że czekam na to. Może zasada ‘co mi się nie przyda (bo po co mi 10 kalendarzy) to daję na konkurs’ będzie sprawiedliwa, bo jednak coś będziesz mieć;)
3. Fajny pomysł. Każda reklama jest fajna, bo obojętnie czy będzie stronnicza czy nie – ułatwia nam selekcję. A nuż wpadnie nam coś w oko;) Pozdrawiam
Maciek, większość rzeczy o których napisałeś jak pewnie się domyślasz znam z doświadczenia. Przez ostatni rok ograniczyłem swoją aktywność do minimum – nadal hostuje serwer i wykupiłem domenę na kolejny rok ;-) Realnie moje odczucia są takie: blog to hobby. Z hobby da się żyć, ale chyba bym nie chciał tak robić. To po prostu nie jest hobby tylko praca… i pytanie co się wówczas stanie twoim hobby… klocki lego? Będziesz zawodowo prowadził bloga / vloga o kolarstwie, a hobbystycznie składał po godzinach klocki lego…? Moim zdaniem kluczowe jest zupełnie co innego… Motywacja. Jeśli jeździsz na rowerze żeby mieć materiały na bloga to moim zdaniem to jest początek końca… Jeśli jeździsz bo to kochasz a przy okazji cykniesz fotkę i opiszesz swoje przeżycia to rób to dalej. Oczywiście samo blogowanie też może być hobby i super jak tak jest – to wersja optymalna. Generalnie dbaj o motywację do jeżdżenia i to powinno wystarczyć :-) na kasę bym nie liczył póki co, ale w cale nie jest powiedziene, że ona się kiedyś nie pojawi ponieważ ten sport ewidentnie się w Polsce rozwija.
Maciek podał przykład Szajbajka a ja z kolei podam Marka z xouted.com – tez ma patronite ale nie jest tak ciekawie jak w przypadku Szajbajka.
Bobiko – zapytaj Marka o statystyki. Obawiam się, że leżą i kwiczą. A statystyki i cyferki to jedyny argument dla reklamodawców. Na Patronite też ciężko znaleźć wsparcie z jego tematyką.
Szajbajk – hmmm zupełnie inny target. Ja, tak między bogiem a prawdą ,nie ogarniam jego fenomenu. Rozumiem, ale nie ogarniam.
Prawda taka, że aby być mocnym musisz mieć wejścia z Googla. A tam największy ruch robią teksty typu – jaki rower kupić. Myślisz dlaczego Michał 1enduro teraz robi cykl takich wpisów. Bo to robi robotę. Bardzo fajny przykład jest, z tego co pamiętam, z blogiem https://www.trasymasy.pl. Czytasz? Nie byłabym pewna. A był w gronie najlepszych blogów wymienionych przez Marka Tyńca w jakimś tam rankingu. Chłopak który go prowadzi to specjalista seo. Idealnie widać jak to działa. Pytanie podstawowe, pisać o tym o czym się ma ochotę czy o tym czego potrzebują czytelnicy? Lub jak pisać o tym co się chce, by czytelnicy tez tego chcieli :)
Trasy Masy to kiedys obserwowałem ale szybko wywaliłem z RSSów z powodow, o których pisałaś. Ale … tego typu teksty to niestety przyszłość, nieuchronność inteligencji, jaką chce zafundować inteligencja spod znaku G.
I tak działa i Szajbajk – byłem początkowo pozytywnie zaskoczony fenomenem jegomościa ale … po tym, jak potraktował fanów, zamykając grupę na FB (tzn. zawiejszając ją) by po roku ją odwiesić bo… ma problemy, to stwierdziłem, że nie jest wart uwagi. ani mojej ani Czytelników.
Z tego co pamietam, to on ja chyba zamknal, po tym jak zaczeli go mocno krytykowac w komentarzach. Nie kazdy sobie potrafi widocznie z tym poradzic ;-)
Łukasz, jak zawsze w punkt. Mam dokładnie te same spostrzeżenia. A moja motywacje jest jak sinusoida – najpierw człowiek chce pisać, robić materiały, ogarniać seo itd, ale potem uświadamia sobie, że aby wszystko miało ręce i nogi poświęcasz temu więcej czasu niż na jeżdżenie. I to nie jest dobre, więc zaczynam więcej jeździć, ale wtedy zaczyna brakowac pisania i znów od nowa ta pętla. W ogóle prowadzenie bloga kolarskiego jest trudne, bo kolarstwo zabiera czas. Co innego kulinaria, zjesz hambuksa i piszesz czy dobry czy zły. Trwa to góra dwie godziny. Chyba się przerzucę :)
@dorotajuranek:disqus hmmm – dobry pomysł z tymi hambuksami :-) trzeba nad tym pomyśleć :-)
Hej. To ja odpowiem tu, zgodnie z marzeniem autora, nie na Zuckerportalu.
Dzięki za wpisy i za to, że Ci się chce. Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej lubię Twoje sążniste epopeje o wyjazdach – niezależnie, czy do Sandomierza, czy na Teneryfę (Azory też były super!). Twój wpis o Gran Canarii był bardzo praktyczny, wiele informacji się przydało przy organizowaniu własnego wyjazdu, a Valley of Tears wspominam bardzo dobrze, bo na samym końcu w nagrodę dostałam pierścionek zaręczynowy ;)
Testy sprzętu są nudne, egzystencjalne rozkminy (jak ta ostatnia o Festive 500) zbyt rozwlekłe. Ale i tak cieszę się, że jest tekst i jest go dużo (i że są ładne zdjęcia, widać, że się w tym kierunku rozwijasz!). Z mojego punktu widzenia dobrze, że zrezygnowałeś z filmów wideło – ja tego nie znoszę, nie oglądam żadnych vlogów, szkoda by było Twojej energii i kasy. W sieci nie brakuje poradnikowo-sprzętowych artykułów (nie będę czytać Twoich 500 słów o sprzęcie, sorry), natomiast dalej słabiutko jest z takimi, które rozbudzają i pielęgnują radość z jazdy (poza Szymonem takim strzałem było PNT, ale jak pokazuje ich ostatni wpis, nie ma co liczyć na reaktywację – bo też się im nie kalkuluje). Dlatego trzymam kciuki za to, żeby dalej chciało Ci się również o tym pisać. Dlatego też piszę ten komentarz (co robię bardzo rzadko), bo wiem z życia, że nic tak nie podcina skrzydeł jak brak informacji zwrotnej. Także ten, keep goin’! Czytamy Cię!
Co do Twoich pytań:
1. Posty sponsorowane na fb mi nie przeszkadzają, rozumiem jaka motywacja się za tym kryje. Plus czasem zdarzają się jakieś złośliwe komentarze pod nimi, a to się zawsze dobrze czyta i warto do tego wrócić :) Na marginesie: podczas pisania tego komentarza zauważyłam, że dla wielu osób wpisy sponsorowane to wpisy sponsorowane przez korpomarkieting, a nie przez Ciebie. Także pokolenie TLDR trzyma się mocno również na Twoim niszowym blogu.
2. Konkursy – nie potrzebuję, nie biorę udziału, ale jeśli dzięki temu będziesz miał motywację do pisania, to ok.
3. Reklamy – hope not. Lubię prostą formę Twojego bloga, a nie pstrokacizny po kwasie jak u szajbajka.
Na początek pytania: Nie, Może być, Nie
(Zgodnie z przekazem komentuję tutaj a nie na FB ;) )
Gratulacje za otwartą analizę materiału. Właśnie dlatego, że piszesz bez obciążenia, że musisz zarobić, ten blog jest fajny, wiarygodny, a ta analiza szczera. Dobrze Cię rozumiem. W ramach hobby (oprócz rowerowania) nurkuję i robię zdjęcia pod wodą. Koszt tej zabawy niebotyczny (ale też pracuję w IT). Czasami, wybór zdjęć i ich obróbka może zająć kilka godzin. Wrzucasz na fejsa i kilka, kilkanaście lajków. Można się zdemotywować. Ale jak pomyślisz, że masz to gdzieś, że to dla siebie robisz, że to CI sprawia radochę a przy okazji ktoś może skorzysta, może się zainspiruje, a może znajdą to archeolodzy za 10 tys lat i będą pokazywać w muzeum historii naturalnej, to jesteś wolny od zarabiania lajków i kasy i robisz to jak CI się chce i masz fun. I tej radochy w 2018 CI życzę.
Osobiście nie widzę przeszkód w reklamach. Oczywiście, stosunkowo nienachalnych ;) . W konkursach raczej nie biorę udziału, ale ich widoczność (tak samo jak sponsorowanych artykułów na fesjbuczku) nie będzie mi przeszkadzała.
Pozdrawiam i do przeczytania!
Odpowiadając na pytania: nie, tak, nie
1) Nie przeszkadza mi to o ile nie będzie to reklama kół JAGU ;-) Jeśli w ten sposób chcesz dotrzeć do większej ilości ludzi to chętnie uniosę kciuka. Musisz się wystawiać ze swoją sztuką. Artysta malarz jak coś napaćka i powiesi u siebie na ścianie pokazując tylko znajomym zbyt wiele tym nie zyska. Piszesz na blogu a nie w pamiętniku, robisz to dobrze więc chwal się tym i próbuj dotrzeć do innych.
2) Konkurs to świetny pomysł. Bidon z pakietu startowego za like i komentarz nie jednej osobie dodał by popularności. Jeśli mam okazję to uczestniczę w tych zabawach. Wystarczy popatrzeć jak CCC nabiła popularność profilu na Facebooku rzucając do wytypowania w komentarzu miejsce co etap i wysyłając bidon, długopis i czy choinkę do auta(trafiłem i była radocha z pierdoły). Koszt? W zasadzie wysyłki a efekty zachęcające.
3) Reklama sprzętu mi nie przeszkadza o ile jest to reklama i nie zabraknie przez nią miejsca na cycki i kota. Niektórym firmom ze względów wizerunkowych może to przeszkadzać.
Skoro prosisz o komentowanie na stronie, to i ja się dołączę do dyskusji, bo czytam wszystko, ale tych reakcji, które w artykule wyliczasz raczej nie daję.
Odpowiadając na pytania:
1. Nie. Tak jak pisałeś, to blog dla ograniczonej grupy ludzi, którzy i tak mają polubioną twoją stronę, więc sprawę powinien załatwiać fb (tak to działa w moim przypadku).
Z drugiej strony oczywiście reklama dźwignią… bloga.
2. Całkiem dobry pomysł, żeby w prosty sposób napędzić „popularność” bloga i fanpage’a
3. Nie, mimo wszystko doprowadzi to do komercjalizacji bloga. Pomimo przekazywania zysków na cele charytatywne (tutaj tez znajdą się hejterzy wymagający od Ciebie perfekcyjnej rachunkowości), to biorąc sprzęt od producentów zapewne będziesz musiał wpisać się w jakiś schemat, a co za tym idzie trochę zmieni się forma tekstów…
Nie
Tak
Nie
Od siebie dodam, że lektura Twoich tekstów jest przyjemnością. Przez Ciebie kupiłem sobie magazyn SZOSA by móc przeczytać kolejny i również Ciebie można obarczyć winą za to, że ów magazyn zaprenumerowałem. Za każdym razem kiedy podsyłałem znajomym link do tego co wrzuciłeś dostawałem jeden konkretny komentarz: “zajebiste!”. Baw się dobrze pisząc a my będziemy się dobrze bawić czytając :)
Maćku piszesz w fajnym stylu przeczytałem wszystkie twoje tematy,osobiście nie przeszkadza mi jakiś sponsoring od firm jakichkolwiek,no bo i jak coś pokazać,przedstawić czy porównać przecież to i tak widać po drogach czy jak SZAJBAJK (też czytam) zaczynał pisać i jeżdzić cannondalem to cała Polska przecież nie jeżdziła a póżniej Meridą i jakoś nie wysypało rowerzystów na tych produktach.Bardziej przerażają mnie tak zwani blogerzy,vlogerzy czy yutuberzy fachowcy od wszystkiego a tak naprawdę nie widać ich na drogach ,imprezach czy nawet na wyścigach a ty to wszystko pokazujesz razem z Pandą.
Dzięki za ten wpis, bo to świetna okazja, żeby Ci podziękować i docenić ogromny nakład pracy! Twój blog to kawał świetnej roboty, rzecz właściwie bezprecedensowa w kolarskiej blogosferze. Szczególne podziękowania za relacje z wypraw i gonek. To nie tylko solidna porcja rozrywki, ale też niesamowita inspiracja i know how. Mi już na trwałe zmodyfikowałeś podejście do kolarstwa. Dzięki. :) Pewnie to za mało, ale na razie musi wystarczyć dopóki nie wymyślisz/ślę czegoś lepszego. Super, że mimo wszystko walczysz dalej. Ostatnio gdzieś między wierszami dostrzegałem jakieś zmęczenie, wątpliwość i już się bałem, że zawiesisz działalność jak ten bloger co też miał fajne logo i będziesz wyskakiwał jak diabeł z pudełka raz na 6 miesięcy, albo jak ten inny bloger gdzieś wyjedziesz szukać wiatru w polu i zostaną po Tobie skarpetki, albo czapka (czapka #petarda!). Powodzenia w 2018!
Odnośnie pytań:
– jedynka dla mnie ok, ale nie używam FB i nie rozumiem pytania,
– dwójka to dodatkowe obowiązki i specyficzny ruch na blogu, ale to Twój blog. Właściwe to chyb zabawne, że to właśnie dwójka? ;)
– trójka w sumie też ok, używam AB – ale mogę się opodatkować w wybranej przez Ciebie organizacji charytatywnej lub na Patronite.
A tak poza protokołem, bo co ja się znam, napisanie komentarza to dla mnie mordęga (tym bardziej doceniam, że to nie vlog). Może zmień cykl wydawniczy? Ja poczekam, wielu chyba też poczeka? Może chociaż przetestuj, co z tego wyniknie. Każda branża ma swój sezon ogórkowy i każdy potrzebuje urlopu. Nie przepalaj energii na kolejny wpis o Rapha 500, if you know what I mean. No i ekskluzywność chyba się sprzedaje patrząc na Szosę.
Najpierw pytania: Nie,Tak,Nie. Sam blog i Twoje(chociaż jest też sporo Pandy w tekstach i zdjęciach, więc nie wiem czy nie Wasze ;) ) wpisy czyta mi sie świetnie. W ogóle uważam,że masz na tyle fajny styl pisania,że nawet ktoś niezainteresowany kolartstwem mógłby to czytać z zainteresowanie i często bananem na twarzy. Dla mnie najciekawsze są wpisy wyjazdowe. Dzięki opisowi Teneryfy sam pojechałem z rodziną, skorzystałem z polecanej wyłożyczalni i zrobiłem sobie Anage z Teide. Gdyby nie ten wpis to nawet bym tego nie rozważał. Wasze lokalne wyprawy też sobie cenie, bardzo inspirują do sprawdzania nowych miejsc. Opisy treningów, waty czy diety mogę sprawdzić gdzie indziej. Twoje wpisy traktuje jako naturalne podejście do pasji realizowanej po godzinach pracy. To mi się podoba :).
Dobra robota Hopie! Wszystkiego dobrego w 2018! Dzięki za dobre rady łącznie z tą najlepszą. Jaki kupić rower? Ładny :)
1. Nie
2. Tak
3. Nie, z tym, że inwestuj to w bloga! Charytatywnie to lepiej jak Huzar w Sobótce.
W nawiązaniu do statystyk, osoboprzejazdów i krótkich form dorzuć coś dla początkujących. Chyba jest sporo osób, które chciałyby spróbować, ale mam wrażenie atmosfery lekkiego strachu. Tak zupełnie z boku można odnieść wrażenie, że kolarstwo to drogo, ciężko i nieprzyjemnie.
Odpowiadając na pytania:
1 – Nie, nie zwracam na to uwagi
2 – Jeśli chce Ci się w to bawić, to jasne. Nieduże zasięgi, to szansa na wygraną większa, hłe hłe
3 – Nie, choć nie rozumiem czemu na cele charytatywne? Bierz w kieszeń, będziesz miał na drożdżówki. Podstawą blogosfery jest przecież “komercyjna współpraca”.
Chyba dopiero w 2017 roku zacząłem regularnie czytać tego blogaska – co pewnie jest związane z tym, że to mój pierwszy rok na szosie. I choć daleko mi do “światka szosowego”, zrobiłem w tym roku niecałe 2000km, nie noszę długich skarpetek i jeżdżę na tribanie, to Pana, Panie Hop, czyta mi się wyśmienicie. Poślinię się do rowerów, których nigdy nie kupię, poczytam o trasach, których nigdy nie przejadę (bo kondycja nie pozwala), pooglądam fantastyczne zdjęcia, pośmieję się bo poczucie humoru mamy chyba podobne i jestem zadowolony :) A wpisy rozkminkowe, typu ostatni Festive 500, czytam chyba z największą przyjemnością. Choć jak ktoś tu wcześniej pisał, coś dla początkujących byłoby miło zobaczyć – ale rozumiem, że z takich czy innych powodów nie chce Ci się w to bawić :)
No i last but not least, gratulacje. Stworzyłeś świetne miejsce w internetach, czyń to dalej, bo byłoby szkoda gdybyś miał się zawinąć. Mam nadzieję, że za rok w takim podsumowaniu po stronie zysków pojawią się jakieś piniondze. Czego Ci w 2018 roku życzę :)
Ja się jaram, czytam i propsuję. Bo masz fajny styl i coś, co w internecie nie jest częste – pietyzm wobec treści! A tak na marginesie – jeśli używasz “a” w formie spójnika łącznego – nie stawiaj przedeń przecinka. Sprawdzone info. Pokój na zewnątrz!
dla mniej największą nagrodą po 30 minutach czytania długiego wpisu jest wstawka typu: “Gdybym za każdy nienapoczęty lub odpuszczony pomysł odkładał grosika,(…)” :-))))))), dzięki !
Ad. 1 Nie, nie przeszkadzają.
Ad. 2 Tak, bierz i zatrzymaj dla siebie albo na konkurs (według uznania).
Ad. 3 Nie, nie będą przeszkadzały w żadnym wypadku, a już tym bardziej przy takiej koncepcji ;)
Witaj Maciej-u,
Skoro już wiem gdzie i jak napisać komentarz to na te 3 pytania odpowiem Ci tak
1. Nie, bo wg mnie piszesz rzetelnie, a nawet gdy subiektywnie to wciąż z sensem i humorem ;-)
2. Tak i tak, niekoniecznie na fejsie (tyle że zawsze będzie ktoś zawiedziony że nie wygrał/ dostał takiego giftu)
3. Nie, i tylko od Ciebie zależeć będzie jak przeznaczysz ten zysk. Może ten blog to hobby ale mieć z niego “piniądz” to żadna ujma. Piszesz dla czytelników, oni mają dozę informacji/ rozrywki/ wiedzy czegokolwiek co będzie zawarte we wpisie więc masz prawo mieć i satysfakcję z “czytalności” i dodatkowe wpływy rekompensujące/ wynagradzające Twój czas poświęcony innym.
Odnośnie samych “wahań nastroju” I motywacji Twojej i Mamby (jej blog też jest w moim czytelniczym spisie) to chyba naturalne że są wloty i upadki (czyt. sinusoida ;-) ) poza tym jedno (czyt. jeżdżenie – nawet dookoła parkingu ;-) ) może być, i chyba w Waszym przypadku jest, przyczynkiem drugiego (czyt. chęć do napisania o tych nakręconych kółkach)
Pozdrawiam i życzę następnych udanych tekstów
Twój blog to jedyne mi znane miejsce, w którym można w końcu przeczytać pogłębiony wartościowy tekst o kolarstwie. Przy zalewie tysiacem miałkich, powierzchownych, kilku zdaniowych wpisów, blogów, filmików, artykułów, z których kompletnie nic wartościowego nie wynika, Twoja działalność/twórczość/aktywność jest jedynym znanym mi miejscem gdzie można przeczytać coś wartościowego i to nie tylko po wierzchu. Jesli wiec pytasz, czy pisać dalej moja odpowiedz jest TAK, jesli piszesz czy spłaszczać, skracać, okraszać głupkowatymi filmikami/zdjęciami prosze NIE. Wolę przeczytać coś raz, rzadko, a sensownego niż codziennie papke dla cwierc inteligenta. Portali i blogerów zachwalających sponsorowane produkty omijam szerokim łukiem, bo równie wiele wartościowego wynika na tenże temat z opini mojego 4 letniego syna. Przpomina mi się właśnie przy tej okazji, piewczy artykuł, o kołach pewnej firmy, które to jeden znany mi osobiście bloger zachwalał pod niebiosa, podczas gdy powszechńie wiadomo, ze dyski tejze firmy to kowadła z paździerza. Szczytem już było potwierdzenie sprzecznej do tej z bloga opinii w rozmowie prywatnej. Tak wiec, wole przeczytac obiektywny tekst, niz sponsorowana papke, wiec jesli masz pisać sponsorskie teksty/ recenzje to wybacz ale ja pewnie nie klikne. Aspekt ekonomiczny w pelni jednak rozumiem.Chetnie jednak wykupiłbym miesieczna subskrypcje do wartosciowych tresci, niz czytal chwytliwe „trociny”. Długie ambitne teksty budzą moj szacunek i zainteresowańie. Wyczekuje ich jak SZOSY z wypiekami na twarzy. Podziwiam i nic nie zmieniaj, no chyba ze na lepsze jeszcze bardziej pogłębione.
Podpisuję się pod powyższym, rekami i nogami. Wiadomo, ze gorszy pieniądz wypiera lepszy, ale nie daj się.
trafiłem na twój blog chyba przez FB i aktualnie o nowych wpisa dowiaduję się z tamtąd. Nie jeżdżę na szosie (XC przyjemnościowe – nie biorę udziału w żadnych zawodach i nie zamierzam, oraz “ęduro”) ale lubię twój styl i czytam z przyjemnością, bo widać w twoich tekstach autentyczną pasję. Szaja np. przestałem oglądać, bo widać, że zaczął nieco gwiazdorzyć oraz wypowiadać się na tematy o których ma słabe pojęcie – co jest chyba wynikiem parcia na kasę (np. jego wymądrzanie na temat enduro, podczas gdy ludzie mu piszą w komentach, że się myli). Także ‘keep rolling’ – twój blog jes na mojej top liście :)
Maćku, w ramach feedbacku: czytam Twojego bloga chyba od dwóch lat, od ponad roku regularnie. Mam wrażenie, że nie przegapiłem żadnego tekstu, który tu opublikowałeś w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Nie wchodzę przez feja, zazwyczaj odpalam stronę z palca co poniedziałek, sprawdzając czy jest coś nowego. Lubię Twoje teksty, poczucie humoru i dystans do wszystkiego. Wszystko to sprawia, że czytanie nawet długich tekstów na Twoim blogu jest przyjemnością.
Co do pytań – zadanych i tak bardziej w formie “rzucenia w tłum” – wydaje mi się, że nikt nie będzie miał nic przeciw tym aktywnościom, tym bardziej, jeśli mogą one w jakiś sposób zaktywizować Twoich czytelników.
Jeśli chcesz zmobilizować ludzi do komentowania tutaj, to moim zdaniem po prostu warto o tym wspomnieć – właśnie w formie rzucania pytań do czytelników.
I popieram postulat, żeby pojawiało się więcej osób, które identyfikują się jako początkujące w kwestii szosy – sam tak się czuję, mimo że kręcę od ponad 4 lat.
Podsumowując – dobra robota, oby tak dalej!
1. Nie
2. Brać
3. Nie – ale inwestuj w co chcesz – nikt nie zagląda Ci do portfela. My mamy od Was wartość w postaci świetnego bloga rowerowego! IMO najlepszego.
BTW: Rób dalej robotę na Youtube!
Wszystkiego dobrego w nowym roku!
Z wielką przyjemnością przeczytałem chyba wszystkie artykuły i czekam zawsze na następny gdyż staranny, przemyślany i błyskotliwy tekst oraz ilustracje są mocną stroną Hop Cycling. Życzę wytrwałości i dalszej weny twórczej.
Jeśli chodzi o łyżeczkę dziegciu, mnie osobiście lekko uwiera nutka snobizmu wyzierająca spomiędzy wierszy tekstu ale rozumiem, że podobnie jak w “Szosie”, takie są marketingowe wymogi elitarności.
Pozdrawiam
1. Nie
2. Tak
3. Nie
Świetna robota, nie poddawaj się i działaj :)
Trend w internetach wskazuje na to, że do łask wracają również treści (zamiast wklejania obrazków), więc być może, za jakiś czas, twoje statystyki również pójdą w górę i blog pozwoli na siebie zarobić. Natomiast tak jak wspomniał @rovver:disqus, nie da się połączyć hobby z pracą, bo wtedy zawsze któreś się traci :-) Albo jeździsz, bo to kochasz i jak najdzie cię ochota to opisujesz to zjawisko, albo jeździsz, bo musisz, bo w ten sposób zarabiasz. Tylko gdzie w tym przyjemność? Wychodzić na rower nawet kiedy Ci się nie chce, bo trzeba coś wrzucić na bloga? Zgroza…
Jakość.
Jakość również zaczyna znów odgrywać ważną rolę w tym całym naszym ludzkim bałaganie. Rzeczy handmade, odzież wysokiej jakości, jedzenie bez Mendelejewa – to znowu zaczyna być ważne. Więc dobrze by było abyś i ty nadal trzymał się tej jakości. Jakości, która może być tylko wtedy, kiedy nie musisz zmuszać się do pisania kolejnego wpisu. Więc rób to tylko wtedy, kiedy to czujesz. Raz na tydzień? Ok. Raz na dwa? Ok, poczekamy.
Profesją dobrze łączącą prowadzenie poczytnego bloga z zarabianiem są dietetycy.
Wizyta u znanego dietetyka z dobrym blogiem kosztuje 2x tyle co wizyta u “zwykłego” dietetyka.
Może zaczniesz pobierać opłaty za konsultacje kolarskie?
Im głupsze pytanie (“Jaki rower do 4k zł?”), tym drożej.
Ad.1 To zależy. Mi to nie
przeszkadza i wątpię, aby Twoje opisy ociekały wazeliną. Facebook dla mnie nie istnieje,nie korzystam i wolałbym abyś pamiętał o takich jednostkach.
Ad.2. Obawiam się, że takimi akcjami na takie pierdoły, to raczej mnie zniechęcisz. Ja bym brał, przedstawiał i opisywał. Jak Ci się nazbiera zbędnych gadżetów, to możesz raz na jakiś czas zrobić wiosenne porządki czy aukcje dobroczynne.
Ad3. Nie przeszkadza. Wolałbym aby wszelkie zyski kierowane były do Ciebie. Jak chcesz pomagać charytatywne, to zawsze możesz „Coś” promować czy zrobić odliczenie z deklaracji podatkowej.
Ja nie kupię tej argumentacji, że podzielę się wami pierdołami, które otrzymam, lub że, to co od was dostanę/dzięki wam, to przekażę potrzebującym.
Pamiętaj, ja uwielbiam Twoje wpisy i zdjęcia. Twoja częstotliwość publikacji mi odpowiada. Nie chciałbym Cię czytać codziennie, bo Twoje wpisy/przeżycia dotyczą dłuższej perspektywy, „chodzenia z tematem”. Mi to się podoba i dziękuję.
Może spróbuj zamieścić jakąś darowiznę czy coś na kształt „stypendium wolności”.
Twój blog więc pisz tak żeby być z niego zadowolonym. Wiem, łatwo mi się mówi. Czy wpisy mają być krótsze? Nie, po prostu zrobię drugą kawę albo skończę czytać po treningu.
Nie samymi cyferkami człowiek żyje i nie samymi cyferkami powinniśmy oceniać naszą pracę.
Ja tam np nie mam FB (ten zalogowany to fake aby podglądać znajomych ;) ) a na twój blog wchodzę z ulubionych. Czytałem każdy wpis w tym roku do samego końca i najbardziej lubię te nie-sprzętowe. Dodatkowo jeszcze nie mam nawet roweru szosowego, nie wiem co uprawiam, po prostu jeżdżę sobie dla przyjemności na rowerze MTB (26″ o zgrozo) głównie po płaskim mazowszu, czasem wypad w góry.
Uwielbiam ten blog i twój styl pisania, nie zmieniaj go i nie walcz o lajki, szery i inne…
Konkursy możesz robić, reklama mi nie przeszkadza nawet jak kasę weźmiesz dla siebie – należy Ci się.
Oby tak dalej i powodzenia w 2018!
IMO stworzyłeś produkt (blog) zawierający treści bardzo wysokiej jakości, ale kierowany do wąskiego grona odbiorców (ja głównego odbiorcę określiłbym jako zaawansowany amator ze średnim/wyższym wykształceniem, główny przedział wiekowy 25-40 lat). Siłą rzeczy z taką formą produktu NIGDY nie przebijesz się do mainstreamu (długa forma wpisów, często ciężki, inteligentny i ironiczny tekst, brak tzw. “clickbaitów”). Jeżeli nie chcesz zmienić formy bloga na bardziej “mainstreamowego” (a mam nadzieję, że tak się nie stanie) to chcąc zarabiać MUSISZ zmienić sposób reklamy oraz monetyzacji. NIE MOŻESZ stosować metod używanych przez “mainstreamowe” blogi do zarabiania pieniędzy, klasyczne reklamy na blogu czy teksty sponsorowane nic Ci nie dadzą, bo produkując takie treści jakie produkujesz nigdy nie będziesz miał takich zasięgów, żeby to było znaczącym źródłem dochodów. Ja bym szedł raczej w zarabianie bezpośrednio na czytelnikach czyli płatne teksty premium np. najlepiej poradniki, opinie + zdjęcia do pobrania w rozdzielczości do wydruku + jakieś “ekskluzywne” filmiki. Bardzo dobrym pomysłem jest też PATRONITE.
Jeszcze raz napiszę – z tak ambitną formą bloga nigdy nie będziesz miał takich zasięgów, żeby zarabiać na klasycznej internetowej reklamie. Jeżeli chcesz zarabiać na blogu (a szczerze tego Ci życzę) idź w bezpośredni sponsoring od czytelników (PATRONITE).
Mam nadzieję, że posłuchasz moich rad i za rok napiszesz, że dzięki mnie zacząłeś zarabiać :) Pozdrowienia z Warszawy ;)
1. Nie, nie przeszkadzają.
2. Brać je.
3. Nie, nie będą przeszkadzać.
Kolarstwo to dobro luksusowe. Próg wejścia jest względnie wysoki, a to tylko początek.
Kolarstwo jest wymagające ale też wciąga, a nawet pochłania. Wszyscy tutaj się wypowiadający to są ludzie, którzy myślą czy dzisiaj (sobota 20 Styczeń) wyjadą na szosę czy będę tłukli bazę na trenażerze. To są ludzie oddani sprawie.
To są w końcu ludzie, którzy mają za co prowadzić swoje kolarskie hobby i potrafią docenić wszystko co wnosi wartość dodatnią do tego hobby.
Teraz pytanie: do kogo kierujesz swojego bloga?
Nie jesteś w stanie zarabiać na masie. Wszyscy znamy realia.
Poziom Twojego contentu jest wysoki i wymagający już jakieś wiedzy od czytelnika. Wiedzy, której 99% z tych 70% co to ponoć jeżdzą rowerami w tym Kraju – nie ma i mieć nie będzie, bo ich to nie interesuje.
Z poziomem nie zejdziesz bo to wykończy Twoje ambicje, a w końcu bloga.
Twoim targetem My pozostajemy.
Twoja oferta jest luksusowa, skierowana do osób, których na ten luksus stać i ten luksus doceniają.
Czy reklamy albo płatności zabiją ruch na blogu? Pewnie mały procent odpłynie, ale Ty i tak wyjdziesz na plus. Czy jest coś w tym złego? Absolutnie nie. Poświęcanie dzięsiątek (setek) godzin miesięcznie na wyprodukowanie wysokiej jakości contentu, do którego musisz jeszcze dopłacać – to dopiero jest wariactwo. Pozytywne, ale jednak wariactwo :)
Pozdrawiam serdecznie.